Starożytne zabobony wyrastały z przekonania, że prawda jest zawsze w stanie wymknąć się człowiekowi, w związku z czym pozostaje mu zbliżać się do niej poprzez rygorystyczne przestrzeganie możliwie najbardziej skomplikowanych rytuałów. Tymczasem nowożytne zabobony wyrastają z przekonania, że człowiek jest zawsze w stanie wymknąć się prawdzie, w związku z czym pozostaje mu dworować sobie z niej poprzez bezmyślne folgowanie możliwie najbardziej niedorzecznym kaprysom. Stąd ludzie hołdujący starożytnym zabobonom stawali się w swej obowiązkowości coraz bardziej godni tego, by prawda miłosiernie ich oświeciła, podczas gdy ludzie hołdujący nowożytnym zabobonom stają się w swej frywolności coraz bardziej godni tego, by prawda sprawiedliwie ich osądziła.
* * *
Pewną konsternację wzbudziła ostatnio wiadomość, iż za ponad sześć milionów dolarów sprzedane zostało „dzieło sztuki” w postaci banana przyklejonego taśmą do ściany. O ile jednak zdarzenie to rodzi uzasadnione poczucie zażenowania, o tyle nie powinno szczególnie zaskakiwać, biorąc pod uwagę, że tzw. rynek sztuki „współczesnej” to wyłącznie wyrachowana podwójna pralnia: po pierwsze pralnia brudnych pieniędzy, a po drugie pralnia mózgów. Z jednej strony pozwala on bowiem funkcjonować najbardziej niegodziwym zakulisowym praktykom globalnych pseudoelit, a z drugiej strony służy konsekwentnemu umysłowemu otępianiu, moralnemu znieczulaniu i estetycznemu infantylizowaniu społeczeństwa, które – będąc poddawane temu procesowi – pozostaje całkowicie bierne w obliczu choćby najgorszych ekscesów owych pseudoelit.
Jest to zatem bardzo wymowny obraz panującego w świecie etatystyczno-biurokratyczno-ideologicznego reżimu, którego głównymi zwornikami są: politycznie kontrolowany pieniądz, który można tworzyć z powietrza w nieograniczonych ilościach, oraz ogromna machina propagandowa fabrykująca „powszechnie obowiązujące” narracje przy udziale skrajnie scentralizowanych i agenturalnie nadzorowanych środków masowego przekazu.
Oczywistym jest przy tym, że system ten zmierza w przyspieszonym tempie do samozagłady, kluczowym jest więc, żeby – zachowując intelektualną trzeźwość i moralną bezkompromisowość – nigdy się od niego w żadnym zakresie nie uzależnić, a tym samym nie pójść razem z nim na dno.
* * *
Czy rozmaite Tiktoki, Snapchaty, Instagramy itp. są w przeważającej mierze wirtualnymi narkotykami błyskawicznie zombifikującymi zwłaszcza młodszą część ludzkości? Nie ulega wątpliwości, że tak właśnie jest. Czy w związku z tym słuszne jest urzędowe zakazanie dostępu do nich osobom poniżej pewnego wieku, w czym prym wiedzie reżim australijski, który już podczas festiwalu chińskiej grypy wsławił się swymi nad wyraz totalitarnymi zapędami? Z całą pewnością nie.
Otóż, dzięki Bogu, jak długo dany reżim nie przekształci się w wielki obóz koncentracyjny na wzór Korei Północnej, tak długo nie jest on w stanie skutecznie zakazać dostępu do jakichkolwiek zasobów będących częścią spontanicznego porządku światowej sieci informacyjnej. Co więcej, wszelkie jego pohukiwanie w tym zakresie czyni jedynie „zakazane owoce” smaczniejszymi i bardziej kuszącymi, a tym samym tym chętniej konsumowanymi, w najgorszym zaś przypadku zastępuje je owocami wyjątkowo zatrutymi, wcześniej budzącymi zainteresowanie wyłącznie u stałych bywalców internetowego podziemia.
Podsumowując, tam, gdzie zakazowa toporność reżimu próbuje zastępować wychowawczą subtelność rodziców, rezultaty mogą być wyłącznie opłakane i zdecydowanie gorsze od stanu pierwotnego. Tam jednak, gdzie rodzice biernie akceptują lub czynnie wspierają reżimowe działania na rzecz zdjęcia z nich odpowiedzialności za swoje dzieci, nie powinno dziwić to, że do takich właśnie rezultatów dochodzi.
* * *
Kto uważa, że „ziemski raj” może zostać zbudowany mimo wszystkich dotychczasowych porażek, ten nie jest optymistą, tylko desperatem. Kto zaś uważa, że każda kolejna próba budowy „ziemskiego raju” przyniesie jeszcze bardziej druzgocącą klęskę, ten nie jest pesymistą, tylko głosem rozsądku.
Jakub Bożydar Wiśniewski