Problem tzw. ciszy wyborczej wraca przy okazji każdych wyborów. Jaki ona ma sens w sytuacji, gdy na ulicach miast wiszą wielkie billboardy prezentujące kandydatów?
Jedna z interpretacji takiego stanu rzeczy może brzmieć: cisza ta jest po to, by chronić interesy wyborcze najsilniejszych. A najsilniejsi są ci, którzy uwłaszczyli się na majątku podatników, sponsorując swoją działalność za zabrane im pod przymusem pieniądze.
Finansowanie partii politycznych za pieniądze podatników jest chore i należałoby to jak najszybciej zmienić. Największym skandalem jest to, że ci, którzy żerują na pieniądzach podatników, nazywając to żerowanie „finansowaniem działalności partii politycznych z budżetu państwa”, sami sobie stworzyli takie prawo. W sytuacji, kiedy to złodziej sam tworzy prawo zezwalające mu na „legalne” dokonywanie kradzieży, powinniśmy, jako zwykli zjadacze chleba, zacząć domagać się referendum, czy chcemy być dalej okradani, czyli, czy nadal chcemy aby działalność partii politycznych finansowana była tak, jak do tej pory
Cisza wyborcza trwa, natomiast uśmiechnięte twarze tych, którzy sfinansowali sobie billboardy z pieniędzy podatników, walą po oczach. Jeśli ktoś podejdzie do takiego billboardu chcąc go zerwać, naruszy ciszę wyborczą, narażając się na grzywnę nawet do 5 tysięcy złotych. Państwowa Komisja Wyborcza tłumaczy, że plakat powieszony przed ogłoszeniem ciszy, tej ciszy nie narusza. Narusza ją natomiast samochód obwieszony plakatami, który porusza się po mieście. Gdyby ów samochód stał w miejscu, ciszy by nie naruszał, ale jeśli jeździ – narusza, nawet jeśli obwieszony został przed ogłoszeniem ciszy.
Wychodzi na to, że ciszę wyborczą naruszają wszyscy przechodnie, którzy w czasie jej trwania przemieszczają się spoglądając na nieruchome billboardy. Bo te billboardy jej nie naruszają, ale przechodnie są w ruchu i spoglądają na uśmiechnięte twarze kandydatów…  Czy wobec tego w dniu wyborów należałoby lepiej siedzieć w domu, by nie narazić się na grzywnę do 5 tysięcy złotych?
Cisza wyborcza to chory wymysł, tak jak chory jest cały system partyjny w Polsce. Ci, co mają dostęp do pieniędzy podatników zawsze będą na wierzchu, nawet w czasie ciszy wyborczej, natomiast ci, spoza „układu”, zawsze będą na marginesie.
Wychodzi na to, że złodzieje górą!
Paweł Sztąberek

3 KOMENTARZE

  1. Obawiam się, że referendum w sprawie finansowaniem działalności partii politycznych z budżetu państwa na nic by sie zdało. Bo procedury, jakie obowiązują w Polskim parlamencie powodują, że większość parlamentarna opinie wyrażoną w referendum może mieć w głębokim poważaniu. Bo WIĘKSZOŚĆ W PARLAMENCIE MA RACJĘ. Nawet jak jej nie ma.

  2. „Wychodzi na to, że ciszę wyborczą naruszają wszyscy przechodnie, którzy w czasie jej trwania przemieszczają się spoglądając na nieruchome billboardy. Bo te billboardy jej nie naruszają, ale przechodnie są w ruchu i spoglądają na uśmiechnięte twarze kandydatów… Czy wobec tego w dniu wyborów należałoby lepiej siedzieć w domu, by nie narazić się na grzywnę do 5 tysięcy złotych?”
    Pokrętna logika. Autor na siłę starał się być zabawny, ale mu nie wyszło. Aż przykro czytać takie bzdury. Definitywny ZAKOP.

  3. Bzdurą jest cisza wyborcza! Jeśli Alis ma inne zdanie niech je uzasadni. Jeśli ktoś, o godz. 23.59 w piątek, czyli tuz przed ciszą wyborczą, postawi albo powiesi w centrum miasta wielki plakat ze swoja podobizną, to jest OK? Przecież wystawia się na widok publiczny na czas trwania wyborów. Plakat jest martwy, stoi w miejscu… Jednak ludzie chodzą, są żywi, potykają się o ten wyborczy wizerunek, coś im się w podświadomości koduje… Jaka jest różnica pomiędzy takim wielkim plakatem a człowiekiem, który w tym samym czasie i miejscu by stanął, aby rozdawać ulotki? Tyle, że pierwsze – wedle obowiązującego prawa – nie zakłóca ciszy wyborczej, a drugie tak! Podobnie jak samochód obwieszony plakatami, jeżdżący po mieście… Czy to nie jest chore? Nie ZAKOPUJ, napisz co myślisz o „ciszy wyborczej”…

Comments are closed.