„Dziennikarz Wojciech Sumliński miał trafić do aresztu w wyniku prowokacji tajnych służb, której celem było rozbicie Komisji Weryfikacyjnej WSI. Ten ogromny, polityczny skandal próbuje dziś zatuszować Prokuratura Krajowa, gdyż negatywnymi bohaterami afery są marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i szef sejmowej komisji do spraw służb specjalnych – Janusz Zemke. W tle pojawia się również dziwna rola Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego” – tymi słowami Leszek Szymowski rozpoczyna swój artykuł, zamieszczony w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu” (25/996 z 20 czerwca 2009)
Zaiste – żyjemy w niewiarygodnie osobliwym kraju – w którym istotne i porażające swoją ważkością zarzuty pod adresem obecnego marszałka Sejmu, nie wzbudzają żadnej reakcji. Ponieważ artykuł Leszka Szymowskiego przynosi szereg wyjątkowo ważnych informacji na temat obecnego stanu „afery marszałkowej”, zatem istnieje bardzo realna perspektywa, że zostanie skazany na zamilczenie w mainstreamowych mediach.
Rzeczą najważniejszą wydaje się fakt, iż uzyskaliśmy potwierdzenie, że akcja ABW z maja ubiegłego roku nie była zwykłym, rutynowym działaniem służb specjalnych lecz starannie wyreżyserowaną kombinacją operacyjną, która miała przynieść określone polityczne cele. Szymowski wskazuje jednoznacznie, że „Celem zasadniczym było skompromitowanie komisji weryfikacyjnej WSI i jej szefa – Antoniego Macierewicza. Ten scenariusz zakładał aresztowanie Wojciecha Sumlińskiego pod zarzutem handlu ściśle tajnym aneksem. Z portretu psychologicznego dziennikarza sporządzonego w ABW wynikało wyraźnie, że zrobi on wszystko, aby wyjść na wolność i pomóc swojej rodzinie. W zamian za wolność, musiałby złożyć fałszywe zeznania obciążające kluczowych polityków PiS w tym Antoniego Macierewicza i Zbigniewa Wassermanna. Po tym, do akcji miała wkroczyć prokuratura, postawić zarzuty osobom rzekomo odpowiedzialnym za przeciek i najprawdopodobniej też samemu Macierewiczowi. Tak skompromitowaną komisję natychmiast można byłoby rozwiązać, zakończyć jej prace, a przez to umożliwić powrót do służby negatywnie zweryfikowanym żołnierzom WSI”.
Leszek Szymowski z wielką precyzją kreśli obraz zdarzeń, które doprowadziły do rozpętania „afery marszałkowej”. Utrzymuje, że dla sprawy zatrzymania Sumlińskiego, kluczowe są wydarzenia z 2007 roku, gdy dziennikarz opublikował protokół przesłuchania pułkownika Stefana Stefanowskiego – w 1984 roku szefa bydgoskiej Służby Bezpieczeństwa. „Stefanowski twierdził, że Janusz Zemke – dziś poseł Lewicy, członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych i przewodniczący komisji obrony narodowej, w latach 80. sekretarz wojewódzki PZPR w Bydgoszczy – w 1984 r. miał go naciskać do tego, by zbytnio nie angażować się w śledztwo w sprawie Popiełuszki. Według tych samych zeznań, osobą, która miała uczestniczyć w zacieraniu śladów zbrodni miał być nieżyjący już brat – bliźniak Janusza Zemkego, Zbigniew – wówczas zastępca szefa Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Bydgoszczy do spraw SB”.
Pisałem o tej sprawie obszernie w maju 2008 roku, w tekście – ZEMKE-BRAKUJĄCE OGNIWO. Przypomniałem wówczas, że 6 marca 2007r. w regionalnym paśmie bydgoskiej TV wyemitowano program poświęcony bydgoskiemu posłowi Januszowi Zemke.
Dziennikarze poinformowali, że w aktach lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej nazwisko posła pojawia się w dokumentach śledztwa, dotyczącego śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Zapisano w nich zeznania Stefana Stefanowskiego, -zastępcę Komendanta Wojewódzkiego MO ds.SB w latach 1983-1990, wieloletniego (od 1949r) funkcjonariusza UB i SB., który twierdził, że był naciskany przez sekretarza wojewódzkiego PZPR Janusza Zemke, żeby nie angażować się mocno w śledztwo dotyczące tego morderstwa.
Wkrótce po emisji, poseł Zemke poszukiwał kasety z nagrania 30 – minutowego programu, zastanawiając się nad skierowaniem oskarżenia przeciwko jego autorom. Wśród nich, był Wojciech Sumliński – autor książki „Kto naprawdę Go zabił”, demaskującej prawdziwe okoliczności zbrodni na ks.Jerzym.
Gdy 27 kwietnia 2008 roku „Dziennik”, w artykule „„Handel aneksem Macierewicza” opublikował rozmowę z pułkownikiem Lichockim, okazało się, że to Janusz Zemke wysłał do niego pułkownika Henryka Grobelnego – byłego wiceprezesa Agencji Mienia Wojskowego. Grobelny zaś to dobry znajomy wspomnianego wyżej Zbigniewa Zemke.
Jak pisze Szymowski – „Najwyższy Czas” ustalił, że ich znajomość zaczęła się w latach 80. kiedy obaj kształcili się w Moskwie na kursach organizowanych przez KGB dla oficerów służb specjalnych państw demokracji ludowej. Według Lichockiego, Grobelny prowokował rozmowę na temat zakupu aneksu”. Choć Janusz Zemke nazwał opowieści Lichockiego „bzdurą”, to nigdy rola członka sejmowej komisji ds. służb specjalnych w tej aferze nie została wyjaśniona.
Podobne znaczenie, dla wytypowania Wojciecha Sumlińskiego, jako ofiary kombinacji operacyjnej miały reportaże telewizyjne o Wojskowych Służbach Informacyjnych, powstałe wiosną 2007 roku, których współtwórcą był dziennikarz. Ujawniono w nich m.in. agenturę WSI w mediach oraz poruszono temat fundacji „Pro Civili”, którą wspierał Bronisław Komorowski. Nazwa fundacji pojawia się wielokrotnie w Raporcie z Weryfikacji WSI. Jak stwierdza się na str.133 „ […] z fundacja powiązany był również uważany za przedstawiciela mafii włoskiej Andreas Edlinger oraz Jarosław Sokołowski ps. „Masa”. Proces powołania tej fundacji przypomina powołanie działającej przy MSW fundacji „Bezpieczna Służba”. Fundacja „Pro Civili” oraz powiązane z nią firmy były jednocześnie tzw. „pralnią pieniędzy”, które mogły pochodzić również z nielegalnej działalności grup przestępczych. W Radzie Fundacji zasiadał m.in. oficer WSI Piotr Polaszczyk. Z materiałów posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną wynika, że na początku 1990 r. płk. Henryk Dunal z Zarządu II SG wydał Grzegorzowi Żemkowi dyspozycję, by ten wszedł do środowiska braci Kaczyńskich i podjął ich rozpracowanie. Mniej więcej w tym samym czasie dwóch młodych oficerów WSI – por. Piotr Polaszczyk.i kmdr por. K- nawiązało kontakty z środowiskiem cywilnych polityków. W drugiej połowie 1991 r. nawiązywali oni kontakty z politykami ugrupowań prawicowych (m.in. z Janem Parysem i Janem Olszewskim). […]Kontakty por. Polaszczyka z politykami prawicy z lat 1991-1993 mogły być inspirowane przez wysokich rangą byłych oficerów Szefostwa WSW, w tym przez płk. Aleksandra Lichockiego (ostatniego szefa Zarządu I Szefostwa WSW).Przypomnę, że Bronisław Komorowski kłamał podczas swoich zeznań przed prokuratorem, twierdząc, iż nie zna Wojciecha Sumlińskiego. Kłamał również publicznie, przed mikrofonami radia, gdy 1 sierpnia 1008 r twierdził: „Akurat o panu Sumlińskim nic nie wiem, chyba nie znałem tego pana, więc moje zeznania dotyczyły byłego czy pułkownika dawnych służb komunistycznych…”
Tymczasem, w listopadzie 2008 roku, zeznając przed sejmową komisją ds.specłużb Sumliński oświadczył, że spotykał się wielokrotnie z Komorowskim w roku 2007, a tematem rozmów był przygotowywany dla programu „30 minut” w TVP Info materiał o Fundacji Pro Civil. Jak pisałem w tekście CZEGO BOI SIĘ MARSZAŁEK POLSKIEGO SEJMU?, niewykluczone, że to wówczas Komorowski zorientował się, iż wiedza Sumlińskiego na temat kontaktów posła PO z wojskowymi służbami, może stanowić zagrożenie dla jego dalszej kariery politycznej.
Jak wskazuje Leszek Szymowski – „pod koniec 2007 roku Wojciech Sumliński prowadził dziennikarskie śledztwo dotyczące nieprawidłowości przy gospodarowaniu mieszkaniami operacyjnymi ABW. Odkrył (napisał to później w liście do mediów), że wiceszef ABW – ppłk Jacek Mąka – nielegalnie przejął jedno z takich mieszkań”.
Temat ABW pojawia się w artykule Szymowskiego, w związku z działaniami głównego i jedynego oskarżyciela – pułkownika Leszka Tobiasza. Twierdził on, iż Sumliński oferował mu możliwość załatwienia za pieniądze pozytywnej weryfikacji dla niego i dla jego syna. To ostatnie wydaje się nieprawdopodobne. Syn Tobiasza został zweryfikowany pozytywnie rok wcześniej, jesienią 2006 roku. Pułkownik twierdził również, że posiada nagrania rozmów z Sumlińskim, na których zarejestrowane są propozycje korupcyjne. Jednak później, na żadnym etapie śledztwa, nie był w stanie ich dostarczyć. Mimo tego, jego zeznania były jedyną podstawą zatrzymania dziennikarza i postawienia mu zarzutów.
Pisząc o śledztwie, prowadzonym przeciwko Tobiaszowi przez Prokuraturę Garnizonową w Warszawie, w którym oficer WSW/WSI był oskarżony składanie fałszywych zeznań, Leszek Szymowski twierdzi, iż „Kilka dni przed decyzją wojskowej prokuratury o zawieszeniu śledztwa, Tobiasz został zarejestrowany w ewidencji operacyjnej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego jako Tajny Współpracownik. Zachowane dokumenty wskazują, że od tamtego momentu lojalnie pracował dla ABW, nie chcąc wznowienia śledztwa przeciwko sobie. Sam Tobiasz, gdy zadzwoniliśmy do niego, zbył nas, używając słów obraźliwych” – pisze dziennikarz.
Ten fakt, ma bez wątpienia kluczowe znaczenie dla oceny roli Agencji w inspirowaniu kombinacji operacyjnej przeciwko Sumlińskiemu i Komisji Weryfikacyjnej WSI. To przecież funkcjonariusze ABW dokonali 13 maja 2008 roku, zatrzymania Sumlińskiego i przeszukania w jego mieszkaniu. To funkcjonariusze ABW weszli również do mieszkań dwóch członków Komisji weryfikacyjnej: Leszka Pietrzaka i Piotra Bączka. Z mieszkania Pietrzaka zabrano kserokopie dokumentów dotyczących lat 40. i 50., które były jawne, a ponadto nie miały nic wspólnego ze sprawą aneksu. Tych dokumentów, Pietrzak do dziś nie odzyskał. Podobnie, Wojciechowi Sumlińskiemu Prokuratura Krajowa usilnie odmawia oddania wielu niezwiązanych ze sprawą dokumentów, w tym m.in. protokołów przesłuchania świadków koronnych i kserokopii akt śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki.
Warto zauważyć, że ABW wykazywało tak dalece idącą gorliwość w działaniu, iż przeprowadziło również rewizję u Piotra Bączka – byłego dziennikarza, członka Komisji weryfikacyjnej WSI, a później podpułkownika w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Z uwagi na stanowisko Bączka w SKW, wszystkie czynności z jego udziałem winna przeprowadzać Żandarmeria Wojskowa.
Leszek Szymowski podaje również kapitalną dla oceny sprawy informację, gdy pisze, iż na kilka tygodni przed zatrzymaniem Sumlińskiego, w ABW sporządzono bezprawnie jego portret psychologiczny. Szymowski twierdzi, iż pomógł w tym znany dziennikarz, ongiś bliski współpracownik Sumlińskiego, dziś niejawnie współpracujący z ABW.
W kontekście udziału kolegów i koleżanek Wojciecha Sumlińskiego w rozpętaniu medialnej nagonki na dziennikarza, ta informacja nabiera szczególnego znaczenia. Można domniemywać, że ów „pomocnik” ABW ma otwartą drogę kariery zawodowej i może liczyć na pomoc służb. Szczególnie – jeśli reprezentuje tzw. prawicową opcję.
Podobnego uśmiechu losu, zdaje się nie doświadczać autor artykułu w „Najwyższym Czasie”, który właśnie stał się bezrobotnym dziennikarzem i niewykluczone, że ma prawo łączyć to nowe doświadczenie, z odrzuceniem propozycji współpracy z agencją pana Bondaryka.
Artykuł Leszka Szymowskiego zawiera szokujące informacje ze śledztwa, nadzorowanego przez Prokuraturę Krajową. Dziennikarz pisze:
„Pułkownik Leszek Tobiasz jesienią 2007 roku spotykał się z marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim w jego gabinecie poselskim. W trakcie najważniejszego spotkania, Komorowski miał obiecać Tobiaszowi, że po zeznaniach obciążających Sumlińskiego pomoże mu załatwić posadę attache wojskowego w Tadżykistanie (wiąże się to z prestiżem i dodatkową pensją w wysokości 7-8 tys. zł.) Po tej rozmowie, Tobiasz pojechał do ABW i złożył tam zeznania. I tu kolejna, zaskakująca sprawa: Tobiasz został przewieziony do siedziby ABW służbowym samochodem Agencji oddanym do dyspozycji jej szefostwa.
Z akt śledztwa wynika, że Bronisław Komorowski równolegle spotykał się z pułkownikiem Aleksandrem Lichockim. Lichocki był w czasach PRL szefem kontrwywiadu WSW. To właśnie on zaoferował marszałkowi dostęp do aneksu. Komorowski powiadomił o tym koordynatora służb specjalnych Pawła Grasia. Z protokołu przesłuchania Grasia wynika, że ostrzegł on Komorowskiego, że Lichocki jest rozpracowywany przez kontrwywiad ABW na okoliczność kontaktów z wywiadem rosyjskim. Płynie z tego wniosek, że Komorowski, umawiając się po raz kolejny z Lichockim, wiedział, że spotyka się z osobą podejrzewaną o szpiegostwo na rzecz Rosji![…]
Z akt śledztwa wynika jednak, że Komorowski powiadomił ABW dopiero wtedy, kiedy Leszek Tobiasz pokazał mu nagrania, na których widać i słychać jak Lichocki powołuje się na wpływy w komisji weryfikacyjnej i oferuje dostęp do aneksu. – Ciąg wydarzeń wskazuje, że Komorowski zawiadomił ABW dopiero wtedy, gdy zorientował się, że Tobiasz nagrał Lichockiego na korupcyjnej propozycji, a sam Lichocki nie może przynieść aneksu – mówi znający sprawę oficer ABW”.
Szymowski wspomina również o udziale w aferze Jerzego G. – byłego oficera WSI, oficjalnie prezesa warszawskiej spółki zajmującej się systemami telekomunikacyjnymi. Z akt operacyjnych ABW wynika, że we wrześniu 2007 roku, ( jeszcze przed Lichockim i Tobiaszem), do marszałka Komorowskiego zgłosił się właśnie Jerzy G. , propozycją zakupu aneksu. Według informacji Szymowskiego, G. nagrał z ukrycia rozmowę z Komorowskim. Gdy sprawa wyszła na jaw, ABW wszczęła przeciwko Jerzemu G. śledztwo dotyczące jego udziału w nielegalnym handlu bronią oraz przeszukała jego mieszkanie i biuro. Ponieważ nagrania nie znaleziono, sprawa stanęła w miejscu.
Odpowiedź na pytanie – dlaczego ludzie WSI traktowali Komorowskiego jako osobę żywo zainteresowaną aneksem, wydaje się oczywista. Pisze o tym Leszek Szymowski:
„Oficerom WSI mogło się wydawać, że marszałek Sejmu będzie zainteresowany zakupem aneksu. Ustalili oni, że aneks do raportu z likwidacji WSI zawiera informacje kompromitujące wielu wpływowych polityków Platformy Obywatelskiej i Lewicy. Jego autorzy wiele miejsca poświęcili m.in. Jerzemu Szmajdzińskiemu, Januszowi Zemke i Bronisławowi Komorowskiemu. Zdaniem autorów aneksu, w czasach, gdy kierowali oni MON dochodziło tam do licznych nieprawidłowości związanych z funkcjonowaniem WSI i rozstrzyganiem przetargów zbrojeniowych. W tym kontekście aneks wymienia m.in. spółkę Profus Management i spółkę Prodigy Ltd należącą do lobbysty Marka Dochnala. Autorzy aneksu zarzucają również Komorowskiemu odpowiedzialność za przekazanie w obce ręce technologii rozwijanych w ramach projektów badawczych w WAT. „Wojskowe Służby Informacyjne, które odpowiedzialne były za kontrwywiadowczą osłonę technologii rozwijanych w ramach projektów badawczych na Wojskowej Akademii Technicznej, same przekazały je w obce ręce. Odpowiedzialność za to ponosi nie tylko ówczesny szef WSI, ale także były szef Ministerstwa Obrony narodowej. Bronisław Komorowski w szczególny sposób traktował wszystkie kwestie związane z WAT i interesami tej uczelni” – czytamy w aneksie. Nie było dla mnie zaskoczeniem pojawienie się mojego nazwiska w aneksie. Wcześniej prasa sugerowała, że moja osoba ma być objęta treścią tego raportu – zeznał Komorowski w prokuraturze 24 lipca 2008 r”.
Autor artykułu w „Najwyższym Czasie” pisząc o prawdziwych intencjach akcji służb specjalnych przeciwko legalnemu organowi państwa, trafnie wskazuje na korzyści, jakie dzięki tej sprawie osiągnęliby politycy Platformy. Kompromitacja Komisji weryfikacyjnej i nagłe zakończenie jej prac, pozwalałoby politykom PO poznać zawartość aneksu i ośmieszyć zawarte w nim tezy, zwłaszcza te dotyczące powiązań WSI z obozem politycznym PO.
„Taki przebieg zdarzeń – pisze Szymowski – byłby bardzo na rękę wielu wpływowym politykom PO. Tym bardziej, że kompromitując komisję Macierewicza, zamknęliby również usta dziennikarzowi posiadającemu ogromną wiedzę o nieprawidłowościach w tajnych służbach i związkach z nimi ważnych polityków PO i Lewicy. Śledztwo w tej sprawie stoi w miejscu. I nic dziwnego. Wydaje się bowiem, że wyjaśnienie tej afery nie jest na rękę ani tajnym służbom ani rządzącym politykom”.
Obraz kombinacji operacyjnej, jaki wyłania się z artykułu Leszka Szymowskiego nie może szokować tych wszystkich, którzy z uwagą śledzili przebieg „afery marszałkowej”. Warto jednak zauważyć, – że jest to twierdzenie wysoce znaczące, ponieważ świadczy, że przyjmujemy tego rodzaju patologiczne sytuacje jako naturalne. Informacje ze śledztwa, którymi dzieli się z nami Leszek Szymowski, potwierdzają ogrom aberracji państwa i uwikłania czołowych polityków.
To, czego dopuścił się poseł Komorowski, paktując potajemnie z przestępcami i tworząc groźny układ do walki z legalną instytucją państwową, wydaje się działaniem bez precedensu. Jeden człowiek, potraktował państwo polskie i jego najważniejsze organy niczym swoją własność. W obronie swojego prywatnego wizerunku, nie cofnął się przed pogwałceniem prawa i kontaktami z ludźmi komunistycznych, wrogich Polsce służb, nie zawahał się fałszywie oskarżać i pomawiać, nie wstrzymał przed rozpętaniem szkodliwej dla Polski i naszego bezpieczeństwa kampanii medialnej.
Ten sam człowiek, przed kilkoma laty powiedział niezwykle znamienne słowa:
„Mamy głębokie przekonanie o tym, że była to akcja zmierzająca absolutnie nie do wyjaśnienia kwestii wadliwych powiązań między światem mediów a służbami specjalnymi, ale akcja zmierzająca do wystraszenia dziennikarzy, powstrzymania ich przed zajmowaniem się kwestiami niewygodnymi dla niektórych polityków. Problem polega na tym, że dzisiaj ci politycy zajmują bardzo ważne miejsca w hierarchii, w strukturze państwa polskiego. Stawiamy pytanie w związku z tym, o powołanie komisji nadzwyczajnej, która miałaby zbadać kwestie związane z tymi wydarzeniami.Zadajemy to pytanie w przekonaniu, że sprawa ta nie może pozostać ukryta, nie może być pod korcem, musi być wyjaśniona, jeśli chcemy uczciwie mówić o usunięciu z państwowego życia polskiego patologii. Bo patologią jest używanie przez wysokiej rangi urzędników państwowych podległych im instytucji do rozstrzygania kwestii, które ich osobiście bolą w relacjach z dziennikarzami. Zwracamy się z pytaniem, czy to nie jest najwyższa pora, aby powołać komisję nadzwyczajną i być może, aby pan premier w imię sanacji życia publicznego w Polsce podjął działania zmierzające do wyjaśnienia tej wstydliwej sprawy”.
Trzeba koniecznie zadawać to pytanie i uczynić wszystko, by polskie życie publiczne było wolne od wszechwładzy służb i ludzi, pokroju Bronisława Komorowskiego.
Aleksander Ścios
Źródło: http://cogito.salon24.pl
Tytuł pochodzi od redakcji Prokapitalizm.pl