Wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego wprawdzie stwierdza, że traktat lizboński nie jest sprzeczny z niemiecką konstytucją, ale jednocześnie nakazuje, by ratyfikacja została poprzedzona korektą niemieckiego prawa tak, by Bundestag każdorazowo udzielał zgody na wejście w życie unijnego prawa na terenie Niemiec.

Jest to wyraźna różnica między sytuacją prawna Polski a RFN, bo polska konstytucja stwierdza w art. 91 ust. 3, prawo unijne jest u nas stosowane bezpośrednio i ma pierwszeństwo przed ustawami. Pewna pani sędzia stwierdziła publicznie, że sądy polskie będą stosowały prawo unijne nawet w przypadku jego sprzeczności z polską konstytucją. Widocznie niezawisłe sądy w Polsce już otrzymały stosowne rozkazy od starszych i mądrzejszych. W Niemczech będzie odwrotnie; ani bezpośrednio, ani z pierwszeństwem. Widać wyraźnie, że Trybunał w Karlsruhe zadbał o to, by mimo ratyfikacji lizbony, niemiecka suwerenność nie doznała istotnego uszczerbku.
Rzecz w tym, że traktat lizboński w kwestii suwerenności formułuje tzw. zasadę przekazania. Mówi ona, że Unia Europejska ma tylko takie kompetencje, jakie przekażą jej państwa członkowskie. Wynikałoby z tego, że suwerenność polityczna będzie w Unii podzielona. Unia, jako państwo, będzie suwerenna w zakresie kompetencji przekazanych, bo to władze unijne będą decydowały o tym, jaki zrobić z nich użytek, ale państwa członkowskie też jakąś cześć suwerenności zachowają, bo to one będą decydowały, jakie kompetencje przekazać, a jakich nie. Problem polega jednak na tym, że w traktacie lizbońskim jest kolejna zasada, mianowicie zasada lojalnej współpracy. Kryje się za nią obowiązek powstrzymania się przez państwo członkowskie przed każdym działaniem, które „mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii”. Ponieważ to władze Unii, a nie poszczególnych państw członkowskich, są odpowiedzialne za realizowanie jej celów i w związku z tym tylko one decydują, co „mogłoby” zagrozić ich urzeczywistnieniu, to wynikające z tej zasady zobowiązanie państw członkowskich do powstrzymania się przed każdym działaniem które „mogłoby zagrozić”, wykracza poza zakres kompetencji przekazanych. Oznacza to, że suwerenność polityczna w UE nie będzie podzielona, tylko – wypłukiwana z państw członkowskich przez Unię. Jest to zresztą logiczne; prowincje, jako części składowe państwa nie mogą i nie powinny mieć suwerenności, a co najwyżej – jakiś zakres autonomii.
Trybunał w Karlsruhe, nakazując zobowiązanie Bundestagu w specjalnej ustawie do każdorazowego udzielania zgody na wejście w życie regulacji unijnych na terenie Niemiec, wprawdzie żadnej z zasad traktatu lizbońskiego nie przekreśla, ani nie unieważnia, ale sprawia, iż żadna unijna regulacja nie będzie obowiązująca na terenie Niemiec bez wyraźnej zgody niemieckiego parlamentu. Krótko mówiąc – że to jednak Niemcy, a nie Unia, będą miały ostatnie słowo w kwestii, jakie prawo obowiązuje na ich terenie. Zatem może być ono całkiem inne, niż w reszcie Unii. W ten sposób wyrok niemieckiego Trybunału wychodzi naprzeciw niemieckiemu przywództwu w budowanym właśnie Cesarstwie Europejskim.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: www.michalkiewicz.pl

2 KOMENTARZE

  1. Czy teksty Pana Stanisława Michalkiewicza obowiązkowo czytają politycy czy tylko analitycy służb specjalistycznych. I jakie wyciągają wnioski? Jeżeli są patriotami Polski to korzystne dla naszego kraju, a jeżeli zdrajcami to ……marnie to widzę.

Comments are closed.