Co jakiś czas, gdy zaczyna dojrzewać we mnie przekonanie, że w zasadzie wszystko co było do powiedzenia o ludzkich motywach i zachowaniach zostało już skatalogowane i opisane, biorę do ręki, książkę jednego z ulubionych autorów i przeglądam, własne, pisane na marginesie komentarze, poczynione w trakcie czytania. Ostatnio przeglądając Frederica Bastiata („Obfitość i niedostatek”), ponownie prześledziłem argumentację opatrzoną przeze mnie uwagą jak wyżej. Rozpoczyna ją Bastiat od stwierdzenia „ Człowiek produkuje, żeby konsumować. Jest jednocześnie producentem i konsumentem…: konsument bogaci się o tyle o ile taniej wszystko kupuje… a to zależy od ich obfitości. Jako sprzedawcy jesteśmy zainteresowani wysokimi cenami, a w konsekwencji niedoborem”. Dalej stwierdza, że sprzeczność tych oczekiwań, zmusza nas do ustalenia która z nich łączy się z interesem „rodzaju ludzkiego”.
Gdyby człowiek sam zaspokajał swoje potrzeby (bez pośrednictwa wymiany), wtedy obfitość dóbr stanowiłaby dla niego korzyść, niezależnie od źródła pochodzenia. Stawiając przed sobą cele, planuje działanie tak by przy możliwie najmniejszym wysiłku osiągnąć je w największym zakresie. Każda oszczędność na pracy to postęp, pozwalający tworzyć nowe dobra dotychczas nieosiągalne, to uwolnienie od przymusu wyniszczającego wysiłku, chronicznego niedożywienia i zmęczenia. Każde utrudnienie, ograniczając produktywność tworzy stałe niedobory, jest więc sprzeczne z interesem społecznym, jest działaniem prowadzącym do nędzy całe grupy społeczne (patrz Kuba, Korea Pół., Zimbabwe). To podporządkowanie wytwarzania, wymogom konsumpcji, zostało rozerwane przez wymianę. Mitręgą produkcji nie osładza już bezpośrednio perspektywa konsumpcji, przerwa w wysiłku nie jest tożsama z rezygnacją z jakiejś części pożądanych dóbr, ponieważ wysiłek nagradzany jest przez innych i może mieć różną cenę niekoniecznie zgodną z rzeczywistym wkładem. Pragnieniu producenta, by najmniejszym wysiłkiem uzyskać jak najwięcej, przeszkadza: konkurencja i ciągła zmiana oczekiwań ze strony odbiorców. Tylko eliminacja konkurencji lub zmowa pozwala ograniczyć podaż produktów a tym samym wymusić na nabywcy, akceptację ceny i jakości tego co mu oferujemy. To co w autarkii jest niewykonalne, da się wykonać przy wymianie, z zachowaniem pozorów jej całkowitej wolności.
Nie chodzi mi tu o naturalnych monopolistów.
Zjawisko rzadkości potęgowane nierównomiernym występowaniem pożądanych dóbr naturalnych (zdolności), powoduje, że zawsze istnieje ten co na tym szczególnie korzysta. Z drugiej strony, gdy nie istnieją bariery wejścia, to graniczną ceną dla monopolu naturalnego jest cena gwarantująca choćby minimalny zysk dla mniej wyposażonych przez naturę konkurentów. Powszechnie występuje zjawisko spadku cen na lekarstwa, dla których skończył się okres ochrony patentowej (tzw. generyki ), a więc po czasie zysk monopolisty staje się zyskiem całej społeczności.
Nieszczęście niosą sztuczne monopole zwłaszcza utrzymujące się dzięki wsparciu państwa, bowiem skutecznie przełamują zarówno ograniczenia czasowe jak też cenowe. Ostatnio Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów obłożył 500 mln. karą producentów cementu bo okazało się, że w wyniku zmowy ceny cementu były przez lata znacznie wygórowane (skutek działania barier celnych). Podobnie TP S.A. regularnie zasila budżet karami za stosowanie niedozwolonych praktyk. Ale incydentalne i bojaźliwe reakcje tego urzędu, walczącego z patologiami powstającymi w skutek wcześniejszych działań rządów, przysłaniają jedynie fakt powszechnej dominacji sztucznych monopoli w gospodarce. Z natury rzeczy wszelki związek, stowarzyszenie, porozumienie, producentów ma na celu zmuszenie (nawet gdy tego bezpośrednio nie artykułuje ) konsumentów do niekorzystnego rozporządzenia swoimi dochodami – a to nawet obecne prawo uznaje za czyn karalny. Szum w sprawie afery hazardowej nie wiąże się z naciskami dotyczącymi monopolizacji rynku gier (uchwalone przepisy ją zwiększają), lecz z faktem świadczenia „usługi” wzajemnej między Sobiesiakiem a „spółką”. Hipokryzja polega na tym, że nachalny lobbing ze strony nauczycieli, lekarzy, prawników, komorników, twórców różnej maści, związków zawodowych i innych grup potrafiących wywrzeć znaczący nacisk na rząd, jest uznawany za legalny, mimo że celem ich jest poprawa sytuacji członków tych grup, kosztem milionów konsumentów.
Po głębszym zastanowieniu dojdziemy do stwierdzenia braku jakiegokolwiek powodu , by tolerować korporacje producentów (usługodawców), gdyż ich dążenia będą zawsze aspołeczne. Natomiast powinniśmy wspierać stowarzyszenia konsumenckie, bowiem ich oczekiwania będą, jak to Bastiat ujmuje, w doskonałej harmonii z interesem społecznym. Gdy producent (usługodawca) ograniczy swobodę wyboru, konsument degradowany jest z pozycji partnera do roli petenta. Prawie codziennie, TV pokazuje przypadki – uwłaczające godności ludzkiej – żebraniny pacjentów o należną im usługę medyczną. Nikomu, kto ma jakiś majątek, nie życzę by dostał się w łapki komornika.
Ostatni powołano Obywatelski Komitet Mediów Publicznych, który ma opracować nowy projekt ustawy medialnej. Sitwa chałturników udaje reprezentację obywateli po to by znaleźć sposób na wyciśnięcie kasy dla siebie. Natomiast sitwa zielonych, finansowana przez międzynarodówkę lichwiarzy, szantażem moralnym i apokaliptycznymi wizjami przymusza rządy do opodatkowania społeczeństw, na rzecz nowego żerowiska, produktów, technologii i zachowań „pro ekologicznych”. Wysoce kapitałochłonne technologie (dotowane przez rządy), wykluczą z udziału w projektowanych przedsięwzięciach kraje słabiej rozwinięte. Nawet znany spekulant Soros włączył się w kampanię promocyjną (wypowiedz dla agencji Reutera) , twierdząc, że ma pomysł na sfinansowanie gigantycznych kosztów tej zabawy na skalę globalną. Pomysł, jak przypuszczam, polega na emisji papierów wartościowych pod zabezpieczenie MWF, co oznacza generowanie długu już nie na poziomie poszczególnych krajów, a w skali ponadnarodowej. Ot, nowy, wyższy stopień rozboju!. oczywiście pod nadzorem rządów wkładających pieniądze do tej szkatułki.
Należy przywrócić równowagę w relacjach konsument-producent a to wymaga bezwzględnego zakazu udziału państwa w gospodarce oraz delegalizacji związków i stowarzyszeń zawodowych pracodawców, lekarzy, prawników, rolników, górników itp.. Stanowione prawo powinno ograniczyć się do ochrony konsumenta, oraz spolegliwych producentów przed grabieżą (oszustwem) ze strony innych uczestników rynku.
Pracownicy są – wbrew utartemu przekonaniu – również producentami. Różni ich od drobnych producentów jedynie to, że odbiorca efektów pracy rolnika czy rzemieślnika może tworzyć zapasy, natomiast pracodawca nie potrafi zmagazynować zapasu pracy, więc jest bezradny wobec skoordynowanej akcji pracowników. Nikt drobnemu rolnikowi nie gwarantuje odbioru jego wytworów po cenach gwarantujących mu przyzwoity poziom życia. Na tym tle domaganie się godnych płac ze strony pielęgniarek i lekarzy brzmi jak szyderstwo.
Na wolnym rynku nie istnieje problem godnej płacy i słusznej ceny, on pojawi się gdy upoważnimy trzecią stronę do ustalania jej wysokości. Dlatego prezydent Ronald Reagan mógł powiedzieć: rząd nie rozwiązuje żadnych problemów, on sam jest wielkim problemem.
Wojciech Czarniecki