Jak wiadomo, wokół Ziemi krąży widmo – widmo globalnego ocieplenia. Nie ma większego zagrożenia dla znękanej Ludzkości, jak właśnie globalne ocieplenie. Tak w każdym razie twierdzi Al Gore, odkąd przekonał się, że nie ma co próbować szczęścia w amerykańskich wyborach prezydenckich.
Przerzucił się więc na walkę z ociepleniem i proszę – od razu sukces w postaci Nagrody Nobla. Po Wisławie Szymborskiej i Dario Fo musiała przyjść kolej na kogoś takiego, jak Al Gore i na przyczynę w postaci globalnego ocieplenia. „Taka kolej rzeczy jest” – jak śpiewała Violetta Villas w piosence „Przyjdzie na to czas” na festiwalu w Opolu w roku 1967.
„Dawniej ludzie mniej mieli kultury lecz byli szczersi”- zauważył Tadeusz Boy-Żeleński w impresji „Trudno inaczej”. I rzeczywiście; kiedy na przykład wielkie mocarstwa chciały utrzymać inne kraje pod kontrolą, żeby nie wyrosły im na konkurencję, to zwyczajnie je podbijały, albo odcinały od dostępu do strategicznych surowców i sprawa była załatwiona. Teraz jednak żadnych wojen prowadzić już nie można, a jeśli nawet tu i ówdzie toczą się jakieś walki, to są tylko walki o pokój, które nie tylko można, ale właściwie koniecznie trzeba prowadzić, bo o cóż walczyć w tych zepsutych czasach, jeśli nie o pokój? Toteż – jak zauważa Radio Erewań, wojny, ma się rozumieć, nie będzie, za to rozgorzeje taka walka o pokój, że może nie zostać nawet kamień na kamieniu. Zanim jednak spełni się to przeznaczenie, trzeba zrobić wszystko, by uchronić świat przed globalnym ociepleniem, które jest następstwem emisji cieplarnianych gazów, a w szczególności – złowrogiego dwutlenku węgla. Dlatego też wielkie mocarstwa zaproponowały ustanowienie limitów emisji dwutlenku węgla dla każdego państwa, których nie mogłyby one przekraczać pod niezwykle surowymi rygorami. Jeśli jakieś państwo pragnie przodować w ochronie środowiska, to może w ogóle zlikwidować emisję dwutlenku węgla, a przysługujące mu limity odsprzedać państwom bardziej tego potrzebującym. Oczywiście jest to możliwość jeszcze teoretyczna, bo dwutlenek węgla wydzielają podczas oddychania również ludzie, ale z ochroną środowiska nie ma żartów, więc tylko patrzeć, jak miłujące środowisko rządy nałożą na obywateli podatek od oddychania, cos w rodzaju podatku akcyzowego od towarów luksusowych. Bo inne „podatki ekologiczne” już są nakładane w wielkich ilościach, jako że żadne poświęcenie nie jest zbyt wielkie, gdy idzie o bezpieczeństwo środowiska. Unia Europejska na przykład wprowadziła pewną liczbę darmowych „zezwoleń” na emisję dwutlenku węgla, wydawanych przez władze polityczne. Jeśli ktoś chciałby wyemitować więcej, to musi sobie kupić dodatkowe „zezwolenie”. Łącznie w ramach UE wpływy z tytułu tego dodatkowego podatku wynoszą ok. 37 mld euro rocznie, zwiększając koszty w niektórych dziedzinach gospodarki aż o 48 procent.
A sprawy wyglądają poważnie. Pani Anna Marzec z Polskiej Akademii Nauk pisze, że według prognoz w roku 2020 emisja złowrogiego dwutlenku węgla osiągnie wysokość ponad 20 mld ton, podczas gdy jeszcze w roku 1990 wynosiła niecałe 6 mld ton. Jest to „konsekwencją postępującego wzrostu eksplozywnego zaludnienia globu ziemskiego, powodującego wzrost zapotrzebowania na energię. Od razu widać, że podatki ekologiczne są tylko półśrodkami, które środowiska naturalnego nie uratują. Uratować je mogą jedynie posunięcia radykalne w postaci redukcji zaludnienia planety i zredukowania w ten sposób zapotrzebowania na energię. Oczywiście proces depopulacji planety należałoby utrzymać pod kontrolą, bo lepsze, jak wiadomo, jest wrogiem dobrego i nadmierna depopulacja mogłaby doprowadzić do obniżenia dochodów budżetowych z podatków i opłat, do czego w żadnym razie dopuścić nie można, bo ucierpiałaby na tym sól ziemi w postaci biurokratycznej międzynarodówki, ale że wióry muszą polecieć, to rzecz pewna.
Charakterystyczne jest przy tym to, że dwutlenek węgla stanowi zaledwie śladową część atmosfery ziemskiej, zaś udział jego emisji do atmosfery przez działalność ludzką nie przekracza nawet 2 procent. 600 czynnych wulkanów codziennie emituje do atmosfery ziemskiej tyle dwutlenku węgla, co cały przemysł przez 10 miesięcy. W tej sytuacji widać wyraźnie, że propaganda „globalnego ocieplenia” oraz te wszystkie „limity” i „pozwolenia”, jakie są w jej następstwie wprowadzane przez finansujące tę propagandę ośrodki władzy, ma jedynie na celu rozciągnięcie jeszcze większej biurokratycznej kontroli nad gospodarką, jeszcze większe zacieśnienie obszary ludzkiej wolności. Na tej właśnie zasadzie kierująca Unią Europejską biurokratyczna międzynarodówka poddaje swojej władzy w coraz większym zakresie narody Europy, chociaż dysponuje zaledwie równowartością około półtora procenta europejskiego produktu globalnego brutto.
Stanisław Michalkiewicz
(14 kwietnia 2008)
(Przedruk dozwolony wyłącznie za podaniem źródła)