foto. internet

Uprasza się, ażeby nie dawać wodzić się za nos dewiacyjnym propagandzistom. Otóż parcianym alibi „olimpijskich” profanatorów „Ostatniej wieczerzy” jest sugestia, jakoby wystawiona przez nich heca nawiązywała nie do dzieła da Vinciego, tylko do obrazu „Uczta bogów” autorstwa niejakiego Jana van Bijlerta. Jest to podręcznikowy przykład jednej z najbardziej prymitywnych sztuczek psychomanipulacyjnych, jaką jest tzw. gaslighting, u nas znany szerzej jako opluwanie nazywane padającym deszczem.

Jest wszakże rzeczą oczywistą, że wiadoma scena wzbudziła u niemal wszystkich widzów zupełnie naturalne skojarzenie z „Ostatnią wieczerzą”, dziełem obecnym w wizualnej pamięci prawie każdego człowieka. Tymczasem niemal nikomu nic nie mówiło do niedawna nazwisko van Bijlert, należące do mało znanego caravaggionisty z Utrechtu. Poza tym nawet przyjrzenie się obrazowi tego ostatniego pozwala stwierdzić, że przedstawione na nim postacie charakteryzuje stonowana godność barokowych wyobrażeń mitologii antycznej, a nie dewiacyjna groteska z akcentami „dzieciolubnymi”.

Innymi słowy, zamiar inkryminowanej hucpy był jednoznacznie profanacyjny i nie należy dawać najmniejszego posłuchu kleconym ex post próbom odwracania kota ogonem i wmawiania, że wcale tak nie było. Należy za to wykorzystać ten incydent jako okazję do poddania bezpardonowemu ostracyzmowi wszelkich otumaniających igrzysk organizowanych pod patronatem „władz i zwierzchności” tego świata, które nie kryją się już w najmniejszym stopniu ze swoją agendą spod ciemnej gwiazdy. Absolutnie nic się wskutek tego nie straci, za to umocni się w sobie trzeźwość i czujność niezbędną do zachowywania duchowego rozeznania, które jest dziś szczególnie potrzebne dla trwania w wewnętrznej wolności i osobistej godności.

* * *

Najbardziej beznadziejną odmianą głupca nie jest prowincjonalny ignorant, tylko karierowiczowski ćwierćinteligent, a najbardziej beznadziejną odmianą ćwierćinteligenta nie jest nadęty przemądrzalec, tylko kabotyński „pożyteczny idiota”.

* * *

Fulton Sheen zauważył niemal 90 lat temu, że „cechą charakterystyczną każdej cywilizacji w stanie upadku zawsze było malowanie bram piekielnych złotą farbą raju”. Dziś należałoby uzupełnić tę obserwację dopowiedzeniem, że malowanie bram piekielnych złotą farbą raju jest cechą cywilizacji we wczesnym stadium upadku, podczas gdy zupełnie otwarta i jednoznaczna celebracja siarkowych wyziewów wydobywających się z tych bram jest cechą cywilizacji w terminalnym stanie upadku, względnie cechą gnijącego truchła już dawno upadłej cywilizacji. Nie ma jednak takiego zła, z którego Bóg nie jest w stanie wydobyć większego dobra, bo na tle podobnych zjawisk oddzielanie się pszenicy od kąkolu zachodzi wyjątkowo szybko, wyraziście i rozstrzygająco.

* * *

Komunizm jest „piękną utopią” w takim sensie, w jakim piekło jest życiodajną sauną. Największą pociechą tych, którzy mają do czynienia z praktycznym komunizmem, powinno być to, że komunizm teoretyczny jest na szczęście nieziszczalnym absurdem.

* * *

Do promotorów degeneracyjnego wandalizmu można by mieć choć mikroskopijne minimum szacunku, gdyby umieli się oni zdobyć przynajmniej na elementarną uczciwość i otwarcie przyznać, że czerpią perwersyjna satysfakcję z wyszydzania wszystkiego, co prawdziwe, dobre, piękne, godne i szlachetne. Niemniej, jako nieodrodne sługi „ojca kłamstwa”, nie potrafią oni nawet tego, idąc zawsze bez końca w zaparte i opowiadając nieustannie bezwstydne głodne kawałki o „niezrozumieniu przekazu”, „drugim dnie”, „artystycznej wieloznaczności”, „twórczej kontestacji” czy „postmodernistycznej zabawie konwencją”. To samo tyczy się chmary medialnych gadających głów gotowych do powtarzania podobnych bałamuctw, działając w myśl sentencji „mundus vult decipi, ergo decipiatur”.

Nie powinno to w najmniejszym stopniu zaskakiwać, gdyż jest to stałe modus operandi tego, od którego cała rzecz się zaczęła: on też jednoznaczne przestąpienie wyraźnego zakazu przedstawiał pokrętnie jako „otwarcie oczu”, „zdobycie wiedzy o dobru i złu” itd. Potem zaś, w kontekście kolejnych odsłon tego pierwotnego buntu, plótł na przestrzeni wieków ustami swoich pacynek o „odwadze bycia mądrym”, „stawaniu się nadczłowiekiem”, „grabieniu zagrabionego”, „uprawianiu wolnej miłości” czy „przekraczaniu binarnych podziałów”. Chuligańska prowokacja połączona z późniejszym odwracaniem kota ogonem jest więc najstarszym i najbardziej zgranym matactwem tego świata – wszyscy ludzie dobrej woli szanujący swój intelekt powinni zatem wiedzieć aż nadto niezawodnie, że pierwszym krokiem na drodze do jego przezwyciężenia jest nigdy nie iść z nim na żadne kompromisy.

Jakub Bożydar Wiśniewski