Stopniowo, krok po kroku społeczeństwo amerykańskie zaczyna wyciągać wnioski z kłopotów, w jakie wpędziły ich kraj poszczególne administracje. Daje się to niewątpliwie odczuć po rosnącej popularności jednego z kandydatów do prezydentury w przyszłym roku – Rona Paula. Kongresmen z Teksasu w wielkim sondażu przeprowadzonym 13 sierpnia w stanie Iowa przegrał o niecały jeden procent z Michelle Bachmann, która to zresztą jest ściśle związana z ruchem Tea Party. Nastroje Amerykanów mają też przełożenie na wyniki sondaży w konkretnych kwestiach.
Wyniki badań opinii społecznej przeprowadzone przez Washington Post, pokazują radykalne załamanie się wiary w to, że gospodarkę da się naprawiać poprzez odgórne regulacje. Po ostatnim załamaniu na rynkach finansowych, 73% ankietowanych nie jest przekonana, że problem może rozwiązać waszyngtońska administracja centralna. Zaufanie do takich metod deklaruje jedynie 26%. Jeszcze w marcu 2010 roku proporcje były inne. Przekonanie w skuteczność rozwiązywania problemów gospodarczych przez rząd centralny deklarowało wtedy 47% badanych. Przeciwnego zdania było 52% respondentów. To pokazuje, że coraz bardziej upada mit o skuteczności interwencjonizmu gospodarczego państwa. Można też tutaj zaobserwować różnicę pomiędzy społeczeństwem polskim i amerykańskim. U nas rząd centralny wciąż traktowany jest jako „zbawiciel”, mogący w cudowny sposób rozwiązać problem bezrobocia, kryzysu gospodarczego i biedy. Żeby postawić taką diagnozę nie są potrzebne badania opinii społecznej. Wystarczy spojrzeć na kampanię wyborczą, gdzie partie licytują się na pomysły zwiększenia wydatków budżetowych. Dominuje wciąż u nas przekonanie, że właściwą drogą jest jeden, scentralizowany planista gospodarczy w postaci państwa, niż miliony zdecentralizowanych planistów w postaci przedsiębiorców.
Inny sondaż pokazuje, że w społeczeństwie amerykańskim jest bardzo dużo zwolenników poprawki konstytucyjnej, wprowadzającej nakaz tworzenia zrównoważonego budżetu federalnego. Przychylne takiemu rozwiązaniu jest 74% respondentów. Sprzeciwia się mu 24% przebadanych. Warto zauważyć też, że 60% ankietowanych twierdzi, że taka poprawka jest wręcz niezbędna, aby utrzymać w ryzach budżet państwa. Istotne jest także to, że rozwiązanie popiera to większość zwolenników obu największych partii, jak też większość osób określających się jako „niezależni”. Co ciekawe takie nastroje utrzymują się od naprawdę wielu lat, co można zobaczyć na wykresie załączonym do sondażu. Czy politycy amerykańscy odpowiedzą na żądania społeczeństwa? Szanse są większe niż jeszcze kilka lat temu, natomiast szanse wprowadzenia takich zapisów w polskiej Konstytucji, są aktualnie równe zeru. Inicjatywa Stowarzyszenia KoLiber zatytułowana „Polska Bez Długu”, ma wciąż zwolenników jak na lekarstwo. Popiera ją tylko jeden polityk znajdujący się aktualnie w parlamencie. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że nasza Konstytucja posiada limit długu wynoszący 60% PKB. Kreatywną księgowość można stosować tylko do pewnego momentu. Przy utrzymaniu obecnej polityki, bardzo szybko dobijemy do limitu zadłużenia, a wtedy pojawi się przymus zrównoważenia budżetu. Szkoda, że wymuszą to bezosobowe przepisy prawne, a nie społeczeństwo i szkoda, że zakończy się to wstrząsającym wzrostem podatków, co nakręci spiralę prowadzącą do kolejnych wstrząsów gospodarczych, nie zaś masowym cięciem wydatków budżetowych.
Pod koniec maja przeprowadzono w USA także sondaż na temat emerytur. Respondentów zapytano, czy popierają obniżenie podatków socjalnych (nie ukrywając ich pod nazwą „ubezpieczenia społeczne”) i umożliwienie w ten sposób samodzielnego oszczędzania na swoją emeryturę. Wyniki może nie są zaskakujące, ale warto przyjrzeć się im bliżej. Silne lub umiarkowane poparcie wyraziło łącznie 41% ankietowanych. Zdecydowany lub umiarkowany sprzeciw zgłosiło 45% osób biorących udział w ankiecie. Stosunkowo duży odsetek (10%) nie miał w tej kwestii zdania. Jest tutaj więc dosyć duży podział wśród Amerykanów. Zgodnie z przewidywaniami, najwięcej zwolenników samodzielnego oszczędzania można znaleźć wśród osób młodych. W przedziale wiekowym 18-19 zdobyli oni zdecydowaną przewagę nad przeciwnikami (52% do 31%). Przeciwnicy zaś wygrywają znacząco wśród osób zbliżających się do wieku emerytalnego, bądź już w nim będących (58% w dwóch najstarszych grupach wiekowych). W przypadku podziału na ideologie, zwolennicy samodzielnego oszczędzania na emeryturę dominują wśród osób określających się jako konserwatyści (czyli nasi rodzimi konserwatywni liberałowie, a także klasyczni liberałowie) i libertarianie (czyli osoby opowiadające się za rozszerzoną wersją klasycznego liberalizmu). Stanowią oni odpowiednio 50% i 57% przebadanych. W przypadku osób określających się jako libertarianie mocno dziwi, że aż 31% z nich jest przeciwnikami samodzielnego oszczędzania. Może to jednak wynikać z tego, że niektórzy respondenci pomylili z libertarian z amerykańskimi liberałami (czyli naszymi socjaldemokratami). Przeciwnicy dominują bowiem zdecydowanie wśród tamtejszych socjaldemokratów i progresywistów (czyli niemalże naszych socjalistów), gdzie stanowią oni odpowiednio 52% i 58%. W podziale na partie polityczne, zwolennicy „emerytury we własnym zakresie” stanowią 64% zwolenników Tea Party i 50% zwolenników tej części Partii Republikańskiej, która nie jest powiązana z ruchem „herbacianym”. Przeciwnicy wśród nich to odpowiednio 29% i 33%. Pomimo tego, że w ogólnym rozrachunku zwolenników oszczędzania samodzielnego jest nieco mniej niż przeciwników, to stanowią oni olbrzymi elektorat, o głosy którego można i trzeba walczyć. Nie jest to tak wielkie dziwactwo, jak u nas, gdzie osoby domagające się likwidacji ZUS są traktowane w kategoriach oszołomów nie tylko przez media, ale także znaczącą część społeczeństwa.
Nastroje wolnorynkowe będą z pewnością podlegać wzmocnieniu w Stanach Zjednoczonych. Klęska obecnej polityki gospodarczej nie pozostawia zbyt wielkiego pola manewru. Olbrzymia część tamtejszego społeczeństwa ma gdzieś głęboko w sobie ukryte dawne tradycje, które politycy wolnorynkowi będą chcieli z pewnością wydobyć. Choć na obecną chwilę nastroje te jeszcze nie dominują, to już możemy pozazdrościć Amerykanom ruchu pokroju Tea Party, który aktualnie w Polsce nie ma większej racji bytu. Podobnie zresztą, jak powyższe sondaże. Może któryś z ośrodków badania opinii społecznej pokusiłby się o ich wykonanie, zamiast realizować kolejny, nudny, nic nie wnoszący, sondaż poparcia dla partii politycznych?
Łukasz Stefaniak
Pan Stefaniak jak widac nie ma wiekszego pojecia o amerykanskim systemie „wyborczym” i „partyjnym”. Podniecanie sie sondazami jest typowe dla ludzi panstwa politycznego. Wierza oni w jakas dziwna moc nowego tworu polityki – w tym wypadku Herbaciarzy – a tymczasem karty rozdaja bankierzy i ich klika „demo-republikanska” i zaden sondaz z udzialem Johna i Marry z ulicy nie ma najmniejszego znaczenia dla faktu, kto rozdaje karty (kredytowe) i uruchamia maszyny drukarskie (FED).
Comments are closed.