Głos posła PiS Artura Górskiego w samorządowej debacie Prokapa
1. Czy obecny kształt i uprawnienia samorządu w Polsce są przemyślane?
– Jestem za jak najdalej idącą decentralizacją i przesuwaniem kompetencji z rządowego ośrodka władzy na lokalne, samorządowe, a konkretnie na gminy, które są najbliżej ludzi. Uważam jednak, że za kompetencjami muszą iść pieniądze. Dziś rząd deleguje na samorząd różne zadania, choćby w obszarze oświaty, i powinien zagwarantować środki na ich wykonanie. Ale niestety nie gwarantuje ich w stopniu wystarczającym. Gminy bogatsze jakoś sobie radzą, przesuwając środki, ale biedniejsze ledwo wiążą koniec z końcem. Uważam, że znacznie większa część pieniędzy z podatków powinna trafiać bezpośrednio do gmin.
I wreszcie gminy powinny dzielić się swoimi zadaniami z aktywnymi i wrażliwymi na ludzkie sprawy obywatelami, ze stowarzyszeniami non profit. Kwestie opieki społecznej, wszelkiego rodzaju profilaktyki, działalność kulturalna, w znacznej mierze edukacyjna powinny być przekazywane wraz ze środkami gminnymi różnym podmiotom niepublicznym, głównie stowarzyszeniom i fundacjom. Oczywiście powinno to się dziać na transparentnych zasadach, aby nie było nadużyć. Dziś też tak się częściowo dzieje, tylko że konkursy, aby podmioty społeczne otrzymały środki na realizację konkretnych zadań, tak są rozpisywane, że te organizacje otrzymują pieniądze w połowie roku, a zatem przez pierwszą połowę roku z własnych środków muszą płacić za prąd i lokale, a potem muszą kombinować, by do końca roku wydać otrzymaną dotację. To jest chore, a w każdym razie nieracjonalne.
2. Jak faktycznie funkcjonują polskie samorządy terytorialne, widziane z perspektywy petentów? Co ewentualnie należałoby zmienić?
– Generalnie mamy przerost biurokracji i regulacji prawnych. Obywatel, szczególnie ten aktywny, musi śledzić zmieniające się szybko przepisy prawa i co chwila musi coś załatwić w urzędzie. Idea jednego okienka i załatwiania spraw przez Internet wciąż jest zrealizowana w stopniu niezadowalającym. Także likwidacja barier administracyjnych dla przedsiębiorców następuje bardzo powoli. Mówi się o zjawisku wykluczenia informatycznego. Pamiętajmy, że to zjawisko dotyczy także pewnej grupy starszych urzędników, którzy powinni być zwolnieni, ale nie robi się tego ze względu na ich wiek i bliski okres emerytalny.
Z drugiej strony prawo nie jest właściwie wykonywane. Mam tu na myśli choćby obowiązek uchwalania planów zagospodarowania przestrzennego. Plany zagospodarowania przestrzennego ułatwiają proces decyzji administracyjnych w kwestii inwestycji. Jeśli jest plan i ktoś chce budować zgodnie z planem, to otrzymuje zezwolenie z automatu. Jeśli planu nie ma, a niestety w wielu miejscach jeszcze nie ma, urzędnicy podejmują decyzje uznaniowo, a to rodzi pole do nadużyć, a nawet korupcji.
I wreszcie są różne absurdy, z którymi trzeba walczyć całymi miesiącami a nawet latami. Są niby korzystne rozwiązania prawne dla obywateli, a w praktyce niemal niemożliwe do wykonania. Choćby niekorzystna dla mieszkańców interpretacja przepisu dotyczącego możliwości przekształcenia prawa wieczystego użytkowania gruntu w prawo własności. Według tej interpretacji, jeśli choćby w jednym lokalu budynku mieszkalnego jest zarejestrowana działalność gospodarcza, nawet jeśli ona nie jest tam prowadzona, nie jest możliwe zastosowanie 95 proc. bonifikaty wobec wszystkich mieszkańców tego budynku. Niby urzędnicy zgadzają się, że jest coś nie tak, ale władze Warszawy nie potrafią zmienić prawa miejscowego, aby było dla wszystkich, a nie tylko dla 10 proc. mieszkańców.
3. A może uważają Państwo, że taka struktura i tak rozbudowane samorządy terytorialne to jedynie niepotrzebne nadymanie biurokracji?
– Oczywiście są inwestycje o charakterze regionalnym, choćby dotyczące zabezpieczania dużych rzek przed wylaniem, i wtedy istotną rolę mogą odgrywać organy samorządu wojewódzkiego. Mam jednak wątpliwości, czy powiaty są potrzebne. Co prawda w naszej tradycji szczebel powiatowy jest mocno zakorzeniony, ale wydaje się, że zyski z istnienia powiatów nie rekompensują kosztów ich utrzymania. To wymaga jeszcze pogłębionej analizy, ale niewątpliwie coś z powiatami trzeba zrobić. Należy się zastanowić, czy nie mogą one przejąć część kompetencji wojewódzkich organów samorządowych.
Niewątpliwie ustrój m.st. Warszawy jest chory. Poza Radą Warszawy mamy jeszcze rady w 18 dzielnicach, a w każdej od kilkunastu do dwudziestu kilku radnych. Dzielnice są jednostkami pomocniczymi gminy. Rady dzielnic opiniują wszelkie projekty prawa miejscowego i projekty budżetu dla poszczególnych dzielnic, jednak ich wpływ jest iluzoryczny. Rada Warszawy absolutnie nie musi liczyć się z opinią rad dzielnic. Rady dzielnic można zlikwidować i nikt tego nie zauważy. Jeżeli rady dzielnic mają pozostać, to niewątpliwie trzeba zastanowić się nad urealnieniem ich kompetencji, a przede wszystkim radni, którzy biorą dość wysokie diety, powinni bardziej włączać się w życie społeczności lokalnych, a wręcz kreować je.
4. I wreszcie sprawa najważniejsza – co wolnorynkowcy w samorządach terytorialnych mogą zrobić pożytecznego, w których sferach leżących w kompetencjach samorządu możliwe są prokapitalistyczne rozwiązania? I czy w obecnych uwarunkowaniach samorządu, zdominowanych przez wyścig o unijne dotacje, w ogóle są one jeszcze możliwe?
– Oczywiście, że tak. Jeśli coś jest możliwe w Wiedniu, to dlaczego ma nie być możliwe w Warszawie. Jak wiadomo, jedną z największych bolączek w Warszawie i bardzo wielu miastach Polski jest brak lokali komunalnych. Są różne rozwiązania, a najbardziej popularne to budynki tzw. Towarzystw Budownictwa Społecznego, a także budowane przez gminy budynki komunalne, które bardzo szybko popadają w ruinę. Budowa tych budynków trwa latami i w minimalnym stopniu zaspokaja potrzeby lokalowe gmin. W Wiedniu rozwiązano to w ten sposób, że miasto sprzedaje z olbrzymią ulgą ziemię pod budynki mieszkalne, prywatny inwestor stawia prywatną kamienicę, a tylko zgodnie z umową zawartą z miastem mieszkania znajdujące się na parterze, czyli najmniej wartościowe, a także wskazane dla osób niepełnosprawnych, pozostają w dyspozycji gminy, która je zasiedla lokatorami. Współpraca publiczno-prywatna jest najbardziej racjonalna, a takie lokale komunalne nie zamieniają się w slumsy.
Inną istotną kwestią jest budowanie klasy średniej w Polsce, co można osiągnąć m.in. przez wspieranie rodzimego kupiectwa na poziomie gmin. Osobiście dziwię się obecnym władzom Warszawy, że tak „z buta” potraktowały śródmiejskich kupców z tzw. blaszaka, wyrzucając ich na obrzeża miasta. Bez uzasadnienia zerwano umowę, która zakładała, że spółka Kupieckie Domy Towarowe otrzyma teren pod budowę nowoczesnego domu handlowego w centrum Warszawy. Osobiście jestem zdania, że należy wspierać polski drobny handel, choćby wynajmując kupcom lokale handlowe na preferencyjnych warunkach, gdyż to oni stanowią polską klasę średnią. Natomiast nie jestem za budowaniem kolejnych wielkich hal handlowych, różnych galerii i hipermarketów. Niech będą, ale niech nie tłamszą polskiego handlu. Pamiętajmy, że podstawą każdego zamożnego społeczeństwa jest klasa średnia. Ze sklepów wielkopowierzchniowych, w których rozsiadają się renomowane firmy zagraniczne, polska klasa średnia się nie rozwinie.
Pytali: Michał Nawrocki i Paweł Sztąberek
Rozwalił mnie już sam tytuł. Klasy średniej nie da się budować bo to analogiczne z budową socjalizmu. Można wywoływać jedynie mechanizmy dzięki której ona powstaje.
Ryba psuje się od głowy. W ustawie o samorządzie powiatu jest zapis, że zadaniem tegoż jest utrzymywanie „rzecznika praw konsumenta”. W praktyce siedzi sobie urzędnik, który gdy ktoś do niego zadzwoni opowie jak zareklamować buty. Ale przeważnie nikt nie dzwoni. Przez taki zapis nigdy nie powstanie prawdziwa organizacja chroniąca praw konsumentów, wytaczająca procesy nieuczciwym przedsiębiorcom i walcząca o zmiany przepisów. Dlaczego? Bo administracja przywłaszczyła sobie pewien obszar społecznej aktywności. Ludzie myślą że tylko administracja za którą stoi autorytet państwa potrafi coś załatwić. A to wszystko przy jednoczesnej powszechnej niechęci do tejże biurokracji. A to tylko drobny przykład. Jest tego znacznie znacznie więcej. Istnieją całe instytucje nikomu nie potrzebne.
W samorządzie niezbędna jest zmiana filozofii jego funkcjonowania. Aby to zmienić najpierw taką filozofię trzeba mieć. Dać wybór.
prościej byłoby: zaorać państwowe spółdzielnie i za korzystny 10-letni kredyt oddać aktualnym mieszkańcom ich mieszkania. Jeśli jest elektrownia i zakład zajmujący się gospodarką wodną – rozparcelować po 45,35 i 10%, pierwsze dwa pakiety sprzedać prywatnym inwestorom, drugi niech zatrzyma miasto (by rozstrzygać spory). To, czym zajmuje się pan Górski, to są jakieś nic nieznaczące bzdurki. A problem jednego okienka to problem na poziomie state, nawet nie makro, a już na pewno nie mikro.
Male kroki nie rozwiaza duzych problemow. Silne panstwo to nie aglomeracja niezaleznych samorzadow ale zdyscyplinowana administracja terenem. W Polsce jest raczej zbyt duzo anarchii terytorialnej a zbyt malo zunifikowanego wcielania dyrektyw rzadu na szczeblach lokalnych.
Comments are closed.