wojna
foto. pixabay.com

Najbardziej charakterystyczną cechą dzisiejszego człowieka, zanurzonego w post-cywilizacji, jest infantylizm, czyli mieszanina intelektualnej miałkości, emocjonalnej niedojrzałości, duchowej nonszalancji i kulturowego niedbalstwa. Wygląda przy tym na to, że na chwilę obecną usilnie zaczyna być promowana jego dość zaskakująca forma, czyli infantylistyczny gaslighting: marketingowo nachalne i zupełnie gołosłowne powtarzanie, że wszystko, co wykazuje wyżej wymienione cechy, nie tylko nie pozostawia wiele do życzenia, ale, wręcz przeciwnie, jest ze wszech miar „fajne”, „klawe”, „świeże” i „postępowe”, a kto tego nie pojmuje, ten bigot i skrupulant.

Sztandarowy przykład to w tym kontekście pojawiające się regularnie na FB „reklamówki” (choć zwodniczo nie są one opisane jako materiały promocyjne, tylko jako „sugestie”) bijące po oczach czysto deklaratywnymi stwierdzeniami, iż najnowszy twór tolkienopodobny produkcji amazońskiej nie tyle nie ma nic wspólnego z ontologiczną głębią i metafizyczną dojrzałością twórczości Tolkiena, co, wręcz przeciwnie, jest jej „ubogaconym”, „kolorowym” i „emancypacyjnym” rozwinięciem, a kto tego nie pojmuje, ten rasista i mizogin (dosłownie!). Uderzająco jest tu zwłaszcza to, jak ostentacyjnie „antymarketingowe” są rzeczone wirtualne afisze, tzn. nie tylko nie respektują one informacji zwrotnej wysyłanej konsekwentnie przez większość konsumentów, ale w dodatku już na starcie zuchwale sobie z nich dworują.

Jest to kolejna ilustracja obserwacji, iż największe globalne ośrodki wpływu nie dbają już ani o pieniądze, ani o kulturową „miękką władzę”, tylko o folgowanie autodestrukcyjnemu ideologicznemu amokowi, choćby miało się przy tej okazji przepalić całość swoich pieniędzy i całkowicie rozmienić na drobne swoją niegdysiejszą reputację. Innymi słowy, jest to ilustracja typowego dla okresu post-cywilizacji ducha „soratycznego”, czyli takiego, któremu przyświeca sianie zamętu i destrukcji rozumianych jako cele same w sobie.

Jeśli, poza czysto badawczym doświadczeniem, z powyższych spostrzeżeń wypływa jakakolwiek lekcja dla ludzi dobrej woli, to przypuszczalnie brzmi ona tak, że konstruktywna wartość konsumencka będzie się stawała w przyspieszonym tempie dobrem coraz bardziej deficytowym, i że w związku z tym warto ją coraz bardziej świadomie i po „benedyktyńsku” magazynować. To bowiem może się okazać najlepszym sposobem na pamiętanie o tym, że taka wartość może jednak istnieć i dawać konsumentowi szczerą, a nawet głęboką satysfakcję – taką, jaką szanujący się bliźni mogą sobie wzajemnie zaoferować w ramach uczciwej, rzetelnej i godnej współpracy.

Jakub Bożydar Wiśniewski