Przekopiemy kanał przez Mierzeję Wiślaną, który uniezależni nas od widzimisię Rosji – zdecydował na odchodnym ustępujący rząd Jarosława Kaczyńskiego. Dla Elbląga, który dzięki tej inwestycji ma stać się portem pełnomorskim, decyzja z 2007 roku okazała się pocałunkiem śmierci. Nie ważne, że miasto znalazło na Ukrainie i Białorusi partnerów, gotowych zainwestować w port i przystosować go do obsługi zagranicznych ładunków. Platforma nie może firmować projektu, który kojarzy się ze znienawidzonym PiSem – uznali cztery lata temu politycy PO, decydując się na odłożenie budowy kanału na „święte nigdy”.



Ostateczna decyzja rządu Donalda Tuska w sprawie budowy słynnego przekopu miała zapaść w połowie 2008 roku. Czekali na nią nie tylko elblążanie, ale zaangażowani w projekt „Bałtycka Ukraina” partnerzy ze Lwowa, Kijowa i Łucka, którzy byli zainteresowani prowadzeniem działalności logistycznej w elbląskim porcie. Niestety, Donald Tusk i jego otoczenie tak długo zwlekali z decyzją (aby nie narazić się ani zwolennikom, ani przeciwnikom kanału), że inicjatywa „Bałtycka Ukraina” umarła śmiercią naturalną. I o to właśnie chodziło Tuskowi, dla którego najważniejsze było to, aby pod żadnym pozorem nie realizować inwestycji, której sukces mógłby sobie przypisać poprzednik – znienawidzony Jarosław Kaczyński.
Oficjalnie rząd nigdy nie powiedział „nie” inwestycji, od której zależy „być albo nie być” elbląskiego portu. – Poczekajmy na rezultaty ekspertyzy środowiskowej. Wtedy dowiemy się, czy nie ma ekologicznych przeciwwskazań dla tej budowy – tłumaczy Anna Wypych-Namiotko, wiceminister infrastruktury w rządzie Donalda Tuska, odpowiedzialna za sprawy morskie.
Jest jednak tajemnicą poliszynela, że pani Namiotko oraz pomorski marszałek Jan Kozłowski należą do zagorzałych przeciwników budowy kanału. A to właśnie te dwie osoby oraz osobiście premier Donald Tusk zdecydowali o losach inwestycji. Sprawę komplikuje również fakt, że chociaż planowany kanał leży na terytorium Województwa Pomorskiego, tak naprawdę na jego powstaniu skorzysta przede wszystkim Elbląg, który leży w Warmińsko-Mazurskim. – Nie mamy żadnego interesu w tym, by budować na naszym terenie kanał, który umożliwi powstanie konkurencyjnego portu w sąsiednim województwie – tłumaczą samorządowcy z Gdańska. – A tak w ogóle, po co ten port w Elblągu, skoro porty trójmiejskie nie są do końca wykorzystane? Skąd Elbląg weźmie ładunki, które uzasadnią kanałową inwestycję?
Elbląg to nie konkurencja
Jednak tak naprawdę nie o konkurencję tu chodzi. Elbląg znalazł niszę rynkową, dzięki której miał pełnić funkcje komplementarne wobec portów trójmiejskich, nie wchodząc z nimi w wyniszczającą konkurencję. – Będziemy obsługiwać niemal wyłącznie handel zagraniczny Ukrainy i Białorusi. Zaproponowaliśmy naszym zagranicznym partnerom możliwość utworzenia w Elblągu oddzielnych terminali, obsługujących ładunki z tych krajów, i nasza propozycja okazała się dla nich niezwykle atrakcyjna. W Gdańsku i Gdyni praktycznie nie przeładowuje się ukraińskich i białoruskich ładunków, stąd też na rozwoju naszego portu nikt w Trójmieście nie straci – tłumaczył w 2008 roku Julian Kołtoński, ówczesny dyrektor Zarządu Portu Morskiego Elbląg.
Taka perspektywa podoba się władzom Gdyni, które współpracują z Elblągiem i nie upatrują w budowie kanału zagrożenia dla własnego portu. W grę wchodziło nawet utworzenie zespołu portów Gdynia – Elbląg pod wspólnym zarządem – tak, jak to ma miejsce w Porcie Szczecin-Świnoujście, jednak ostatecznie ten projekt zarzucono.
Ukraina chce być obecna w Regionie Bałtyku
Tymczasem uczestnicy polsko-ukraińskiego projektu portowego nie poprzestali na zapewnieniach o współpracy. Temat portowy szybko obrósł szeroko pojętym programem działań na rzecz zbliżenia Ukrainy ze strukturami Regionu Bałtyku, znanym pod nazwą „Bałtycka Ukraina”.
Tak się bowiem składa, że Region Morza Bałtyckiego obejmuje nie tylko kraje nadmorskie, ale cały obszar, który należy do zlewiska naszego morza. Tak przynajmniej uważają Skandynawowie, którzy nadają ton bałtyckiej współpracy. A do Bałtyku wpadają również rzeki z części obszaru Ukrainy, Białorusi, Słowacji, Czech i Norwegii, a wraz z nimi do morza trafia ogromny ładunek zanieczyszczeń. – Bez włączenia tych pięciu krajów w orbitę współpracy bałtyckiej nie będzie możliwe osiągnięcie strategicznego celu, jaki postawiły sobie społeczeństwa nadmorskie – czystego Bałtyku – uważa Ostap Kozak, były deputowany Rady Obwodu Lwowskiego i inicjator rezolucji, wzywającej władze Ukrainy do przyjęcia Konwencji Helsińskiej o ochronie środowiska morskiego Bałtyku.
Gorącym orędownikiem integracji Ukrainy z bałtycką przestrzenią gospodarczą i społeczno-polityczną jest Szwecja, która w 2009 roku obejmowała przewodnictwo w UE. – To ogromna szansa dla Ukrainy, by tylnymi drzwiami, poprzez struktury bałtyckie, zintegrować się z Unią, a zwłaszcza z jej najbardziej rozwiniętymi krajami z Północy. Utworzenie „przyczółka portowego” na Bałtyku, w Elblągu, może nam w tym pomóc – uważa Lew Zacharczyszyn z Lwowskiej Rady Obwodowej.
Co ciekawe, już sama perspektywa utworzenia „ukraińskiego portu” na terenie Polski zadecydowała o przyjęciu zachodnioukraińskich obwodów do „Euroregionu Bałtyk” na zasadzie członkostwa stowarzyszonego (decyzję podjęto w czerwcu 2008). Z inicjatywy Elbląga delegaci z Ukrainy i Białorusi uczestniczyli w październikowej konferencji Związku Miast i Gmin Morskich, poświęconej Gazociągowi Północnemu. „Przyjmujemy do życzliwej wiadomości oczekiwania wyrażone przez uczestników konferencji z Ukrainy i Białorusi do włączenia ich do procesów konsultacyjnych dotyczących Bałtyku” – brzmi jeden z punktów rezolucji, którą gminy nadmorskie przekazały polskim władzom i strukturom UE. Ukraina chce być również stroną Konwencji Helsińskiej (Bałtyckiej), co potwierdziłoby oficjalny bałtycki status tego kraju i możliwość współdecydowania o sprawach Bałtyku.
Bałtycka Ukraina nie na rękę Rosji
Ukraińcy nie ukrywają, że uzyskanie statusu kraju bałtyckiego pozwoli im aktywnie włączyć się w blokowanie budowy Gazociągu Północnego. Ukraińcy liczą również, że udział w strukturach bałtyckich pozwoli im pozyskiwać europejskie środki na projekty ekologiczne, a także umożliwi zdobycie doświadczenia, które można będzie wykorzystać do blokowania gazociągu South Stream na Morzu Czarnym. A integracja sieci kolejowej i dysponowanie „własnym” portem bałtyckim – to istotny krok na szlaku do integracji europejskiej, o wiele ważniejszy, niż polityczne deklaracje premierów czy prezydentów.
Nikogo więc nie dziwi, że taka perspektywa nie może podobać się Rosji. – Nie zgadzamy się na kanał przez Mierzeję, bo może on spowodować problemy ekologiczne – powiedział wiosną 2008 w rozmowie z warmińsko-mazurskim marszałkiem Georgij Boos, gubernator Obwodu Kaliningradzkiego. To szczyt hipokryzji, bo to właśnie Obwód Kaliningradzki notorycznie narusza wszelkie normy ekologiczne i ma duży udział w degradacji wrażliwego Bałtyku. Nic dziwnego: Rosja nie szczędzi pieniędzy na bałtycką rurę czy zbrojenia, ale środków na oczyszczalnie ścieków czy segregację odpadów jej już nie wystarcza.
Stanowisko Rosji powoduje, że gdańskie otoczenie Tuska na wszelki wypadek rekomenduje premierowi rezygnację z budowy kanału, aby nie zadzierać z wielkim sąsiadem. Tym bardziej, że Rosjanie są dla gdańskiego biznesu niezwykle atrakcyjnymi partnerami, a propozycje rosyjskich inwestycji w gdańskim porcie spotykają się nad Motławą z życzliwym przyjęciem. Czy interesy Rosji przeważą nad deklarowanym przez Tuska „strategicznym partnerstwem” z Ukrainą? Spojrzenie na czteroletnią kadencję rządów PO-PSL nie pozostawia złudzeń, że tak właśnie się stało.
Jakub Łoginow
Tekst ukazał się również na portalu http://www.porteuropa.eu

1 KOMENTARZ

  1. Decyzje nie budowac podjeto w Berlinie. Klon Adolfa -Mrs. M. wraz z klonem Romanowa – panem Medwedewem tak zadecydowali. To wie juz kazdy, kto choc troche mysli i widzi bo przeciez trudno przeoczyc te rysy Angeli i nie powiedziec – wykapany tata Adi…

Comments are closed.