Państwo nie może funkcjonować bez biurokracji. To przykre, ale niestety prawda. Szkopuł w tym, że z nadmiernie rozbudowaną biurokracją państwo funkcjonować nie może tym bardziej. Rozbudowa biurokracji za każdym razem uzasadniana jest tak samo: trzeba sprostać zwiększonemu zakresowi zadań/ obowiązków oraz poprawić jakość obsługi petenta.
To droga donikąd. Zwiększanie uprawnień biurokracji prowadzi do jej degeneracji. Urzędnicy przestają być jedną z wielu grup społecznych, stają się kastą – wszechwładną, nietykalną, nieomylną (we własnym mniemaniu) i za nic nie odpowiadającą. A przede wszystkim zapominającą o służebnej roli wobec utrzymującej ją obywateli. W dodatku w efekcie nadmiernej władzy (nie mylić z odpowiedzialnością) biurokracji pojawia się korupcja. Wcześniej czy później państwo, oparte na urzędniczej wszechwładzy zmienia obywateli w niewolników pieczątki, następuje stagnacja, po której przychodzi regresja i ostatecznie – katastrofa gospodarcza. Tak skończył się PRL, tak skończył ZSRR.
Pytanie jak daleko współczesna Polska jest na tej „drodze donikąd”? Trzy przykłady z ostatnich dni – odpowiedź na powyższe pytanie pozostawiam Czytelnikom.
Przykład 1. Paweł Typiak w Lublinie otworzył Padbar, który od innych lokali różnił się tym, że zamiast odpłatnych stołów bilardowych były w nim bezpłatne konsole do gier. Goście wedle upodobań, mogli siedzieć na kufelkiem, grać na konsolach albo trenować jedno i drugie. Komuś to przeszkadzało (obstawiam konkurencję) i złożył donos na Policję. Ta przyszła i stwierdziła, że „łamane jest prawo autorskie […], właściciel lokalu czerpie korzyści z publicznego odtwarzania gier na konsolach bez wymaganych uprawnień”. Policja zabezpieczyła konsole do gier i oryginalne płyty, które właściciel otrzymał od producentów i dystrybutorów gier doskonale zdających sobie sprawę z tego, gdzie i jak ich produkty będą wykorzystywane.
Kuriozalne w tej historii jest to, że brak licencji na publiczne odtwarzanie gier od producentów, które stało się podstawą interwencji policji i jest zagrożone karą 5 lat więzienia, nie wynika z faktu nieuczciwości Pawła Typiaka. Jak sam mówi: „Przed otwarciem lokalu staraliśmy się uzyskać licencję. Okazało się, że takowa rzeczywiście istnieje, ale nikt nie ma uprawnień do ich wydawania”. No i druga sprawa – kto u licha decyduje, czy doszło do złamania prawa – Sąd, czy Policja? Jeśli się nie mylę, to jednak Sąd.
Przykład 2. Waldemar Deska „nabył drogą kupna” kawałek ziemi z zamiarem wybudowania na niej domu. Tyle, że zakupiona przezeń działka w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego (PZP) oznaczona jest jako rolnicza. Poprzedni właściciel gruntu się spóźnił z wnioskiem o odrolnienie, a teraz jest to niemożliwe. Dlaczego? Cytuję po literkach: „A teraz odrolnić jej nie można, bo trzeba by sporządzić nowy plan. A tego się miejscowej władzy zrobić nie chce”. „Właściciel” działki doszedł do wniosku, że w ten sposób naruszone zostało jego prawo własności. Zapewne opierał się na naiwnym, jak pokazała przyszłość, założeniu, iż biurokracja ma służyć społeczeństwu, a nie zaspokajać własne zachcianki. Wybudował więc dom, który nawiasem mówiąc zainteresował architektów. Lokalna władza, której się nie chciało ruszyć d… i sporządzić nowego PZP takiej zniewagi puścić płazem nie mogła. Oddała sprawę do Sądu, który w dwu instancjach nakazał rozbiórkę samowoli budowlanej. Zignorował orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, uznające nakaz rozbiórki jako nieproporcjonalnie dolegliwą sankcję. Cóż, być może dlatego, że orzeczenie TK dotyczyło inwestycji komercyjnej, a nie prywatnej. Tak czy siak Sąd uznał, że samowolka to samowolka, a biurokracja zawsze ma rację.
I tu znowu pojawia się kuriozum, tym razem za sprawą Ludomira Jastrzębskiego, prezesa Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości. Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa radzi on panu Waldemarowi, niech „zrobi na dachu gniazdo i zaprosi bociany. Według prawa można człowiekowi zburzyć dom, ale nie wolno bocianowi zniszczyć gniazda”.
Przykład 3. Od początku roku, dzięki łaskawości UE, obowiązuje u nas akcyza na węgiel kamienny, brunatny i koks, wykorzystywane w celach opałowych. Rzecz jednak w tym, że wiceminister finansów Jacek Kapica stwierdził, że „Przedsiębiorcy, którzy zużywają w swoich firmach zapasy węgla zgromadzone przed 2 stycznia br. muszą płacić akcyzę. Zwolnienie z tego obowiązku byłoby niezgodne z prawem unijnym”.
Co ciekawe p. Kapica doskonale wie, iż podatek akcyzowy związany jest z obrotem towarami, nie zaś ich używaniem. Poza tym z powyższego wynika, iż zasada lex retro non agit (prawo nie działa wstecz) nie ma w UE zastosowania w przypadku własności. A wszak wypełnianie w podskokach unijnych dyrektyw jest polską racją stanu, a nawet stanika.
Nasuwają mi się, w tym ostatnim przypadku, dwa pytania. Po pierwsze, czy ten precedens fiskalny będzie działał w obie strony? Po drugie – czy jeżeli premier Tusk otworzy butelkę wina (ponoć lubi), zakupionego pomiędzy 1948 a 1993 r., kiedy w Polsce nie istniał podatek akcyzowy jako taki, to będzie musiał zapłacić akcyzę ministrowi Kapicy? O podatku VAT nie zapominając?
Michał Nawrocki
Fot.: internet
Panstwo moze funkcjonowac bez biurokracji. Za to potrzebny jest sprawny menedzment. Taki oferuje pastwo gospodarcze rzadzace sie zupelnie innymi regulami. Panstwo polityczne czyli takie z jakim teraz mamy doczynienia celowo tworzy swoja biurokracje aby moc kontrolowac i utrudniac zycie poddanego zwanego obywatelem. Interes panstwa politycznego lezy bowiem w utrzymaniu wladzy Ligi Oszustow i zapewnieniu jej dobrobytu. Pozostali powinni zyc skromnie a swoj byt poprawiac (jesli juz) powoli. W tyme celu LO tworzy bariery lub absurdalne rozwiazania podcinajace „rozwijanie skrzydel” przez Kowalskiego. Zadna reforma panstwa politycznego tutaj nic nie zmieni – hydrze i tak odrosnie predzej czy pozniej paskudny leb.
Comments are closed.