Poniżej publikujemy wystąpienie Carla Beddermanna*, wygłoszone w dniu 5 maja 2003 roku podczas spotkania z mieszkańcami Piotrkowa Trybunalskiego. Tekst pierwotnie ukazała się na nieistniejącej już Stronie Prokapitalistycznej.
* * *
Dla mnie bardzo ważne jest, że ludzie przychodzą na spotkania, by posłuchać co mam im do powiedzenia. U nas, w Niemczech gazety już piszą o tym, co ja tu robię. Najpierw próbowali eliminować mnie po cichu, ale teraz jest już za późno. Gdy w Dolnej Saksonii rządziła lewica tamtejszy rząd wszczął wobec mnie sprawę dyscyplinarną. Obecnie lokalna władza się tam zmieniła i teraz rządzi prawica. To co robię w Polsce nie zachwyca ich, niemniej zawieszona została sprawa dyscyplinarna.
O Niemcach…
Wszyscy Niemcy są prounijni, gdyż mają z Unii Europejskiej najwięcej korzyści. Jednak przeciętny Niemiec nie wie wcale, co dzieje się w Polsce. Ludzie myślą, że Polacy są mądrzy i że wiedzą, dlaczego chcą być członkami Unii. Taka jest u nas w Niemczech sytuacja. Ale jak wygląda to oszustwo, polegające na tym, że najpierw obiecali Wam 10 miliardów euro rocznie, po czym suma ta znacznie się zredukowała, tak że wejście do Unii musicie teraz sami sobie sfinansować – to tego nikt już u nas nie wie. O tym wiedzą jedynie stratedzy z Brukseli. Mój były szef, a obecny kanclerz Niemiec, Schroeder, w czasie gdy był premierem w Dolnej Saksonii twierdził wyraźnie, że Unia to instrument poprawy niemieckiego eksportu.
W Niemczech, podobnie jak w Polsce, cały czas trąbią o tym, że jest wielka i wspaniała idea zjednoczenia Europy. Jest tylko drobna różnica: dla nas, dla Niemców ta Unia jest korzystna, dla Was natomiast – stanowi śmiertelne zagrożenie.
O wampirze, który potrzebuje świeżej krwi…
Żałuję, że nie ma na tej sali – jak sądzę – zbyt wielu euroentuzjastów. Bo najbardziej śmieszy mnie, gdy polski euroentuzjasta próbuje tłumaczyć mi jak funkcjonuje Unia Europejska. Ja, który byłem niemieckim urzędnikiem przez 25 lat wiem to bardzo dobrze, znam te wszystkie plany i strategie. Uważam, że każdy Polak powinien wiedzieć, jak ta Unia dzisiaj wygląda.
Unia miała szansę stać się czymś w rodzaju Stanów Zjednoczonych w Europie, ale jakieś 50 lat temu. Teraz Unia jest jak kukła. Nowi kandydaci mają być czymś w rodzaju świeżej krwi, której ten stary wampir potrzebuje, by jeszcze kilka lat pożyć.
Unia Europejska “Piętnastki” nie jest żadnym wysokim ideałem, braterskim związkiem krajów europejskich, jak to zwykła sama o sobie mówić i jak jest przedstawiana przez polski rząd. Przypomina ona raczej przymusowy cech kupiecki, w którym każdy próbuje zapewnić sobie korzyści kosztem innych. Nie minęły jeszcze 3 lata, jak całe kierownictwo Unii musiało ustąpić z powodu dowiedzionej mu korupcji. Jeżeli czasami słyszę, że Unia pomoże wyeliminować korupcję w Polsce to jest to tak, jakby wampirowi Drakuli dać na przechowanie krew. Tak to wygląda… Dziwi mnie to, jak wolno docierają do świadomości Polaków reguły funkcjonowania Unii, choć mogłoby się wydawać, że jakieś doświadczenia Polacy powinni już mieć.
Zaczęło się od tego, że warunkiem zawarcia umowy o zamiarze przyłączenia się do Unii stało się zniesienie przez Polskę większości dawnych ceł, wprowadzonych jako obrona przeciwko dumpingowemu importowi. Zbyt pospieszna prywatyzacja zakładów państwowych i wolny dopływ kapitału zagranicznego doprowadziły już teraz do nieprawdopodobnego, szkodzącego interesom kraju stanu. Kiedy przyjechałem do Polski przed dwoma laty, nie przyszło mi nawet przez myśl, by opowiadać się przeciwko przystąpieniu Polski do UE. W międzyczasie musiałem jednak zmienić swoje poglądy. Nie doceniłem rozmiaru podłości i tego, że jesteście oszukiwani przez Zachód i jego egoistyczne plany.
Jak już wcześniej wspomniałem, miałem wrażenie, że Polacy wiedzą dlaczego chcą być członkiem Unii. Pierwsze otrzeźwienie przyszło jednak w Brukseli i w Berlinie, gdzie zostałem skierowany na szkolenie. Muszę tu wspomnieć, że wdrażanie standardów unijnych w dziedzinie ochrony środowiska kosztuje np. w Turyngii 200 miliardów euro. Jest to niewyobrażalna kwota. Zapytaliśmy tam w Brukseli, jak ta biedna Polska ma to finansować jeżeli Unia da jej tylko grosik. Odpowiedź brzmiała: “Nie chodzi wcale o to. Inwestorzy, którzy mieliby zamiar inwestować w Polsce muszą tam spotkać takie same warunki konkurencji jak u nas. Nie chodzi o to, by Polska miała czystą wodę, czy czyste
powietrze, ale o to, by warunki konkurencji były takie same. To jest najważniejsze”. To była dla mnie pierwsza niespodzianka. Później powiedziałem im, że pieniądze, które zarabiają unijni eksperci i urzędnicy, lepiej byłoby przeznaczyć na inwestycje. Po tym stwierdzeniu francuski ambasador unijny w Polsce, który koordynował różne projekty ekologiczne zdecydował, że trzeba mnie wyrzucić, gdyż wyidealizowany obraz Unii nie toleruje takich wizji jakie ja przedstawiam. Dziś mogę temu panu podziękować, to była dobra decyzja, gdyż teraz mogę odważnie i swobodnie mówić o tym wszystkim, jak to naprawdę funkcjonuje.
O złej Unii brukselskiej…
Aby zrozumieć obecną sytuację Polski w związku z planowanym wstąpieniem do Unii należy rozróżnić dwie sprawy. Po pierwsze – europejską ideę zbliżania się narodów europejskich i po drugie – Unię brukselską. Ta pierwsza idea jest dobra, druga natomiast nie. Jest ona nie tylko niedobra, ale wręcz szkodliwa, zagraża egzystencji narodów, a szczególnie Polski. Jako instrument globalizacji prowadzi ona do zapędzenia Polski i innych krajów kandydackich w kolonialną zależność od Zachodu. Unia jest perfidna ponieważ sprytnie wykorzystuje łatwowierność i prostoduszność Wschodu, a swój kolonialny cel tuszuje wspólną ideą wielkiego domu europejskiego. Aby to wszystko zrozumieć trzeba przyjrzeć się krótko historii UE. Gdy w 1951 roku zawierano traktat o Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali, a w 1957 traktat o utworzeniu Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej rodziło się to jeszcze pod wpływem szoku wywołanego katastrofą II wojny światowej. Przyświecało temu to, by stworzyć coś lepszego niż Liga Narodów po I wojnie. Kołami napędowymi tych układów była Francja i Niemcy. Francja zamierzała w ten sposób zapewnić sobie dostęp do niemieckiego potencjału przemysłowego, Niemcy obciążone mroczną przeszłością, chciały odzyskać dostęp do światowych salonów. Znaczną rolę odgrywało zagrożenie ze strony Rosji Sowieckiej. Obok wspólnego wysiłku obronnego w ramach NATO, dzięki EWG miała zostać wzmocniona siła gospodarcza Europy. Początkowo wspólnota koncentrowała się tylko na dwóch sprawach: na wspólnej polityce rolnej i na redukcji ceł wewnętrznych i innych przeszkód handlowych. Nic więcej. Nikt wówczas nie mówił, że Europa to będzie “wspólny dom”, “jedna rodzina” itp. Ówczesny układ był rozsądny i wszystkim gwarantował korzyści.
O polityce rolnej Unii i pośle Kalinowskim…
W pierwszym zakresie tzn. w polityce rolnej nic się właściwie do dzisiaj nie zmieniło. Również po trzech dużych rozszerzeniach Unii płynie do rolnictwa, co prawda już nie 80 czy 70 procent wszystkich środków unijnych, ale, było nie było, połowa. Jak dawniej, ta sama gra, na początku której pompuje się miliardy w nadprodukcję żywności, aby następnie z miliardowym dofinansowaniem po dumpingowych cenach pozbyć się jej na rynku światowym. Następnie wydaje się kolejne miliardy w celu usunięcia powstałej nadprodukcji. Korzyści z tego systemu, dla którego w międzyczasie na Zachodzie zadomowiło się określenie “brukselski rolniczy dom wariatów”, czerpią nieliczne wielkie zakłady przemysłowe produkcji rolnej i powiązany z nimi biznes rolniczy.
Ten “brukselski rolniczy dom wariatów” jest teraz pod silnym obstrzałem opinii publicznej, która domaga się jego reformy. Podczas gdy, w związku z coraz to nowymi skandalami związanymi z produkcją żywności, ludzie na Zachodzie zaczynają się budzić, w Polsce chce się ten chory system wprowadzać.
Miałem okazję rozmawiać o tych tematach z byłym ministrem rolnictwa p. Jarosławem Kalinowskim. Niedawno, gdy premier Miller wyrzucił go z koalicji pytałem go dlaczego nie postępuje tak jak ja: najpierw byłem Szawłem a teraz stałem się Pawłem. Mówiłem do niego: “Pan to wszystko wie, jak to funkcjonuje, jak dają obietnice, a później robią odwrotnie”. On odpowiedział, że to on negocjował warunki, że ludzie mu wierzą, więc nie może zrobić teraz skrętu o 180 stopni. Ja jednak miałem wrażenie, że Kalinowski jest w wielkim strachu. Powiedziałem mu wówczas: “Pan mógł być bohaterem narodowym”. Potem uświadomiłem sobie, że dalsza rozmowa z nim nie ma sensu. Jakiś czas potem był on u prezydenta i po tej wizycie ogłosił, że PSL też jest prounijny. Mam wrażenie, że Kalinowski nie jest swobodny, choć – mam nadzieję – zmieni jeszcze zapatrywania.
O unijnych standardach…
W czasie, gdy w polityce rolnej nie zmieniło się nic, w drugim zakresie działalności Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, czyli w zakresie redukcji przeszkód w handlu, zmieniło się wszystko. Światowy rozwój gospodarczy pod wpływem Stanów Zjednoczonych wyprzedził ten cel unijny. Wolny handel światowy, wymiana towarów i usług stały się w tak dużym stopniu zliberalizowane, że wysiłki Unii w latach 60-tych, 70-tych i jeszcze w 80-tych straciły na ważności. Jak zareagowała na to Unia? Dokładnie tak jak można było oczekiwać po tak gigantycznym, biurokratycznym stworze, tak jak reagowałyby wszystkie wielkie biurokracje, gdy obsuwa im się grunt pod nogami… Wymyślono nowe cele i zadania, dzięki którym wciąż można dalej działać w tym samym stylu, jak do tej pory. Tym nowym celem stało się stworzenie wspólnych standardów dla całej Europy.
Dosłownie we wszystkich dziedzinach próbuje stworzyć się jednolitość. Wszystko jedno czy chodzi tu o gospodarkę, finanse, technikę, naukę, kulturę, sprawy socjalne, bezpieczeństwo wewnętrzne czy zewnętrzne – komisja w Brukseli wszędzie macza palce. Wygląda to następująco: najpierw w uroczystym i nadętym tonie ogłasza się dlaczego zdecydowano się w jakiejś nowej dziedzinie stworzyć ogólnoeuropejskie reguły. Twierdzi się, że dotychczas istniejące były nie wystarczające, gdyż były stare lub niejednolite. Za każdym razem, obojętne czy chodzi tu o krzywiznę ogórków, krzywiznę rur wydechowych w pojazdach mechanicznych, występuje ta sama nadętość, te same wielkie i doniosłe słowa o Europie, dla pozycji której ważne jest – jak się twierdzi – ujednolicenie wszelkich standardów. Następnie wnika się w szczegóły. Tysiące za tysiącami nowych przepisów i nowych reguł sypią się rok rocznie na administracje i ludność “Piętnastki” w sposób groteskowy i bezsensowny. A wszystko to w imię “wielkiej, jednolitej Europy”.
O kupowaniu polityków i “pośle Apokalipsy”…
Dlaczego my, na Zachodzie pozwalamy sobie na te wszystkie bzdury? Są tego dwa powody. Po pierwsze – ogólny letarg i brak zainteresowania sprawami Europy. Można to porównać z sytuacją w Polsce przed dwudziestu laty, gdy mówiono o wspaniałym związku narodów bloku socjalistycznego, a ludzie puszczali to mimo uszu. Przypomnę: nikt nie słucha tej brukselskiej propagandy, ludzie zajęci są czymś innym, także z powodu kryzysu gospodarczego na Zachodzie.
Drugi powód akceptacji Unii na Zachodzie jest bardziej istotny. Otóż system brukselski kupuje sobie sprzymierzeńców wśród zachodnich polityków tak samo, jak teraz w Polsce wśród polityków polskich. Chodzi tu głównie o wysokie stanowiska w komisji brukselskiej. Będą one obsadzane przez wysłużonych polityków z zasobów krajowych. Przykładem są chociażby Guenter Verheigen i Frantz Fischler. Obaj są wysłużonymi politykami, którzy teraz, opłacani znacznie wyżej niż dotąd, kontynuują swoje kariery w Brukseli.
Weźmy np. Verheigena, który wygląda jak “poseł Apokalipsy”. On był kiedyś posłem niemieckiej partii liberalnej FDP. Jak władze tej partii nie pozwoliły mu zostać komisarzem w Brukseli wówczas zmienił ugrupowanie i teraz należy do lewicy. To oni przysłali go do Brukseli, gdzie teraz sobie siedzi zgrywając dobrego wujka. Jeszcze rok temu w “Süeddeutsche Zeitung” Verheigen mówił, że pieniądze, które Niemcy muszą płacić w kontekście rozszerzenia Unii zwrócą się dzięki zwiększonemu eksportowi. Dodał, że taniej nie można by uzyskać spokoju na niemieckiej granicy wschodniej. Tak właśnie mówił jeszcze niedawno sądząc zapewne, że nikt tego nie przeczyta.
Teraz z Brukseli bardzo ostrożnie obserwuje on sytuację w Polsce, gdyż zdaje sobie sprawę z tego, że proporcje poparcia dla UE rozkładają się mniej więcej po połowie. Podkreśla nawet, że Polska, jak najbardziej krnąbrne dziecko, leży mu szczególnie na sercu. Nie dziwię się – jeżeli referendum będzie “na nie”, Verheigen może szybko stracić posadę.
O Kościele…
Dziwię się, jak Polacy łatwo dają się nabrać na tę prymitywną propagandę z Brukseli.
Przykro mi, że w tej sprawie milczy polski Kościół. Jakiś czas temu wysłałem długi list do Prymasa Glempa. Do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi. W jego kancelarii ciągle odpowiadają mi, że codziennie przychodzi wiele podobnych listów. Przedwczoraj byłem na Wawelu. 3 maja słyszałem tam księdza Pieronka. Akurat jego. Mówił w tym stylu: “Ojciec Święty powiedział na Krakowie, że Polska musi znaleźć odpowiednie miejsce w strukturach europejskich”. Owszem, ma rację, jednak Ojciec Święty nigdy nie powiedział, że tym “odpowiednim miejscem” ma być akurat brukselska Unia Europejska, ta kukła. Zawsze więc przekręcają słowa. Z kolei rano w radio słyszałem, jak premier Miller mówił mniej więcej tak: dziękujemy biskupom za ich stanowisko; co prawda nie jest ono ani na tak, ani na nie, jednak pamiętajmy, że prymas Glemp jest za Unią, a także sam papież.
Myślę, że jest najwyższy czas na to, by Watykan, Ojciec Święty wyraźnie stwierdził co myśli o Unii. Może nie konkretnie, by głosować na “tak”, czy na “nie”, ale np. żeby wyjaśnić, że miejsce Polski w strukturach wspólnoty europejskiej to kwestia przyszłości, i że nie należy tego rozumieć tak, jak to przedstawił biskup Pieronek.
O naiwnych Polakach…
Biedni Polacy, szkoda mi Was. Byliście już wiele razy uciskani i wyzyskiwani przez obce wojska, ale nigdy dotąd nie musieliście, tak jak dziś, jeszcze do tego śpiewać, tańczyć i podskakiwać z radości, dawać się okłamywać przez własnych rodaków twierdzących, że ten oto wyzysk nie jest żadnym wyzyskiem, ale pierwszym krokiem do raju. To Wy pierwsi zdołaliście rozpoznać i zniszczyć solidarnie wielki komunistyczny szwindel rodem z Kremla. Czy rzeczywiście nie potraficie dostrzec podobieństwa pomiędzy ówczesnymi kłamstwami, a tymi dzisiejszymi, czynionymi przez przebranych w unijne szaty postkomunistów? Czy naprawdę wystarczy tylko trąbić głośno i wystarczająco długo tę prymitywną, prounijną demagogię żebyście zaślepieni i naiwni uwierzyli tym samym ludziom, którzy wtedy daremnie próbowali zachwycić Was Moskwą i RWPG, a dzisiaj pieją z zachwytu nad Brukselą i Unią Europejską? W tym ostatnim momencie próbuję otworzyć Wam oczy na to, co Was w tej Unii czeka. W tej Unii, która przez cały czas trwania procesu akcesyjnego oszukiwała Was i wodziła za nos.
O współpracy Polski ze Stanami Zjednoczonymi…
Ciągnąć tę amerykańską kartę to nie jest zły pomysł. Macie w USA 10 milionów rodaków. Polonia jest silna, ma wpływy, stosunki są dobre. Dlatego myślę, że nie jest źle. W Berlinie czy w Brukseli trąbią teraz, że Polacy są nieobliczalni, że to Unia jest racją stanu, a nie Irak. Inni znów twierdzą, że tych 200 żołnierzy, których Polska wysłała do Iraku to jest Monte Cassino, Somosierra, że Polacy zawsze muszą gdzieś tam walczyć…
Obserwuję to wszystko z wielką uwagą i jestem pewny, że jeżeli dalej będzie to szło w tym kierunku, będziecie mieli kłopot w Unii, jednak twierdzę, że na dłuższą metę ta amerykańska karta wróży Wam nieźle.
Ja wiem, że prezes Polonii Moskal nie jest ulubieńcem obecnego rządu. Skandalem trzeba nazwać to, że minister Cimoszewicz nie chciał się z nim spotkać, bo on jest antyunijny. Powtarzam: Polska jako sojusznik Stanów ma wielką szansę. Amerykanie mają wpływy, Amerykanie mają kapitał, nawet w sprawach rolnictwa można z kontaktów z USA odnieść więcej korzyści niż z Brukselą.
Carl Beddermann
*Carl Beddermann – niemiecki urzędnik państwowy z wieloletnim stażem w administracji podatkowej, rolniczej i ochrony środowiska w Dolnej Saksonii. W 2001 roku został wydelegowany przez Unię Europejską do Polski. W ramach tzw. projektu naprowadzającego, finansowanego przez UE, miał przygotowywać polską administrację ochrony środowiska do przyszłego przystąpienia Polski do Unii. Jego wypowiedzi z 2002 roku dla “Super Expressu”, mówiące o tym, że największe korzyści z tzw. unijnej pomocy przedakcesyjnej dla Polski czerpią nie Polacy, ale przede wszystkim sama Unia, doprowadziły w lecie 2002 roku do zwolnienia go ze stanowiska doradcy. Jego działalność w Polsce określona została przez unijnych przełożonych jako “stojąca w rażącym przeciwieństwie do interesów Unii Europejskiej i niemieckiego rządu oraz utrudniająca proces akcesyjny Polski”. Niedawno ukazała się książka jego autorstwa – “Brońcie Polski – niemiecki ekspert ostrzega przed Unią Europejską” (Inicjatywa Wydawnicza “ad astra”)