30 lat po Czarnym Poniedziałku analitycy prześcigają się w prognozach, czy załamanie amerykańskiej giełdy obecnie będzie podobne. Inni ekonomiści zastanawiają się, jak będzie wyglądać największa gospodarka świata pod rządami socjalizmu, którą to przyszłość dla Chin zapowiedział prezydent Xi Jinping.
19 października 1987 roku (zwanym Czarnym Poniedziałkiem) panika na giełdzie amerykańskiej spowodowała największą jak dotąd jednodniową wyprzedaż akcji skutkującą spadkiem cen o ponad 20 proc. Najlepszą analizę tego, jak duże jest obecnie ryzyko powtórzenia się krachu, przedstawił Financial Times w dwóch artykułach.
W pierwszym zauważa, że porównanie dzisiejszej sytuacji do ówczesnej wykazuje sporo podobieństw. Przede wszystkim mamy tak jak wówczas rynek hossy, na którym inwestorzy kierują się zasadą kupowania akcji w momencie niewielkich korekt. Są także nowe nieprzewidywalne zmienne na rynku, tak jak wówczas taką niewiadomą było „ubezpieczenie portfolio”, czyli sprzedaż futures. Właśnie uruchomienie sprzedaży tych ubezpieczeniowych aktywów pociągnęło rynek w dół. Obecnie niewiadomą są na przykład instrumenty kontroli zmienności (volatility control).
Może też być tak, jak przekonuje drugi artykuł, że ryzyko czai się w najbardziej widocznym miejscu, czyli w rynku ETF-ów, czyli indeksów postępujących za akcjami firm i innych instrumentów rynkowych. Ich liczba i wartość eksplodowały w minionych dwóch latach i obecnie rynek ETF-ów jest wart 4 bln dolarów na świecie, z tego 3 bln w USA. Przewyższa to wartość aktywów zarządzanych przez fundusze hedgingowe. Zdaniem analityków na przykład z JPMorgan tzw. strategia inwestycji pasywnych i ilościowych, czyli właśnie w indeksy podążające za aktywami, stanowi dziś 60 proc. rynku, czyli dwa razy więcej niż 10 lat temu. To zmienia rynek w sposób nieprzewidywalny. ETF inverse VIX, czyli odwrotny do wskaźnika (czyli zmienności rynku VIX) jest dziś 34. najczęściej wymienianym papierem wartościowym i tylko w tym roku przyniósł niemal 100 proc. zysku. Są też obligacje skarbowe, których ceny zdaniem Alana Greenspana, szefa Federalnej Rezerwy w latach 1987-2006, są w bańce, która może pęknąć. Wystarczy, że amerykański Kongres nie zgodzi się na koniec roku na podniesienie limitu wydatków rządu. Informacja taka może uruchomić wyprzedaż obligacji i ceny pójdą w dół. Jedynym pocieszeniem jest to, że dziś wyprzedaż może nie skończyć się tak dramatycznie jak 30 lat temu, bo istnieją regulacje pozwalające na zatrzymanie funkcjonowania giełdy przy silnym spadku cen.
Świetne kwartalne wyniki notuje gospodarka Niemiec. Zrzeszone Izby Przemysłu i Handlu podniosły prognozę rocznego wzrostu z 1,8 proc. do 2 proc. w bieżącym roku i z 2 proc. do 2,2 proc. w 2018 roku. Bardzo dobre wyniki ma też gospodarka Chin, których ekonomia wzrosła w III kwartale o 6,8 proc., czyli także nieco wyżej niż przewidywania. Zdaniem publicysty redakcji Bloomberga Chiny są już nawet najpotężniejszą gospodarką świata. Liczby wskazujące prymat Stanów Zjednoczonych są jego zdaniem mylące. Bo wprawdzie PKB USA wynosiło w 2016 roku 18,57 bln dolarów, a Chin 11,2 bln dolarów (drugi wynik na świecie), trzeba wziąć pod uwagę różne koszty w obu krajach. PKB mierzy wartość produkcji, czyli wytworzonych dóbr — samochodów, telefonów, usług finansowych, etc. Jednak jeśli ten sam smartfon kosztuje w USA 400 dolarów, a w Chinach tylko 200, to ta część chińskiego PKB jest o połowę niedoszacowana, jeśli wyceniamy PKB według kursu rynkowego. Takie niedoszacowanie występuje oczywiście nie tylko w przypadku Chin, ale także wszystkich słabiej rozwiniętych krajów. Ekonomiści próbują to skorygować np. przez PPP, czyli wskaźnik siły nabywczej, który kontroluje realne ceny. I biorąc ten wskaźnik do porównania, USA przegrywa z Chinami. Podobnie jak w wielu segmentach rynku — w produkcji Chiny prześcignęły USA już 10 lat temu, eksport jest o jedną trzecią większy. Więcej danych tutaj.
Silne gospodarczo Chiny wywołują dwie odmienne reakcje. Pierwsza to przypomnienia konserwatywnego American Enterprise Institute, że wbrew zapewnieniom politycy nie ograniczają bańki kredytowej, która nadal rośnie, gospodarka nie idzie w stronę zwiększenia sektora usług i konsumpcji tak aby zrównoważyć sektor produkcji, której zresztą nie ograniczają. Przeciwnie – produkcja stali, aluminium, miedzi, węgla rośnie. Do czasu – piszą autorzy. Kiedy popyt się zatrzyma i zaczną spadać ceny, gospodarka Chin nie będzie wyglądać już tak dobrze
Druga reakcja jest odwrotna — zdaniem publicysty liberalnego CATO Institute Ameryka powinna powitać gospodarcze przywództwo Chin na świecie z otwartym umysłem. Bo oznacza to, że Kraj Środka staje się odpowiedzialnym udziałowcem światowej gospodarki. Chińscy politycy deklarują poparcie dla wolnego handlu i instytucji tegoż. Zaangażowanie w regionalne partnerstwa handlowe i gospodarcze buduje stopnie do osiągnięcia Wolnej Strefy Handlu w regionie Azji-Pacyfiku. Handlowym inicjatywom sprzyjają inwestycje w regionalną infrastrukturę przez Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych i Nowy Jedwabny Szlak. Skorzysta na tym Ameryka, ponosząc zerowe koszty. Lepiej bowiem mieć dobrze prosperujących partnerów niż wyizolowane biedne, nieprzewidywalne, a więc niebezpieczne kraje.
Wobec sukcesów populistycznych partii w ostatnich wyborach w Niemczech (AfD) i Austrii (OVP) brytyjski The Economist rozważa, jak polityka gospodarcza może przeciwdziałać wzrostowi skrajnej prawicy. Zgodnie z ekonomicznymi teoriami biedne regiony, ponieważ tanie, miały przyciągać inwestycje, dzięki którym poziom ich wzrostu gospodarczego miał się podnosić. Wbrew tym teoriom globalizacja zmarginalizowała jednak wiele biednych regionów. Stało się tak mimo wysiłków politycznych, takich jak przyciąganie inwestycji choćby w ramach funduszy strukturalnych Unii Europejskiej czy w 42 strefach przedsiębiorczości w Kalifornii. Ani tu, ani tu zatrudnienie nie wzrosło, regiony funkcjonują lepiej tylko tak długo, jak płyną fundusze. Po czym następuje stagnacja. Co robić? Podwyższona konkurencja może pomóc, zachęty dla prywatnych inwestycji skierowane na takie regiony i lepsza lokalna edukacja zawodowa.
Banki centralne przez bezprecedensowo luźną politykę pieniężną ostatnich lat zamknęły się w pułapce, z której nie nikt nie może się wydostać. Przynajmniej samodzielnie. Ratunek jest w skoordynowanym wyjściu – pisze Kaushik Basu, dawniej naczelny ekonomista Banku Światowego, obecnie w Brookings Institute. Każdy centralny bank, utrzymując niskie stopy procentowe, przynosi korzyści gospodarce swojego kraju, bo osłabia własną walutę i tym samym obniża koszty eksportu. Ale przedłużanie tej politykę podnosi koszty dla sektora bankowości, co jest już widoczne w Europie. Jednak jeśli indywidualny bank centralny zechce politykę taką porzucić, ryzykuje pociągnięcie wszystkich w dół, co tłumaczy teoria równowagi Nasha, dowodząca, że optymalne dla każdego gracza jest utrzymanie kolektywnie takiej równowagi.
10 lat po spektakularnych bankructwach i niemal bankructwach wielkich banków inwestycyjnych (Lehman Brothers jako przykład) widmo takich bankructw finansowych instytucji wciąż straszy. Joseph Stiglitz wraz z dwoma młodymi ekonomistami pisze, jak praktycznie uniknąć kosztów bail-outów, czyli społecznego wykupowania bankrutów, i scedować ten koszt na bankowość. Rządy – jak wiadomo – mają problem ze zmuszeniem prywatnych firm do tego rodzaju kolektywnej odpowiedzialności. Jednak zdaniem autorów poniżej określonego progu kosztów połączenie sieci międzybankowej powoduje, że banki chcąc uniknąć wstrząsów wywołanych takim potencjalnym bankructwem, skłonne są do poniesienia kosztów uniknięcia problemu. Rząd ma zadanie jedynie wprowadzić adekwatne regulacje, których zresztą Stiglitz podpowiada.
Na koniec — bogatemu to i diabeł dziecko pokołysze. Amerykańskie stany i miasta biją się o planowaną drugą kwaterę firmy Amazon, prześcigając się w ofertach redukcji podatków. Rekordowy deal zaproponowały władze stanu New Jersey — w sumie 7 mld dolarów potencjalnych ulg w podatkach stanowych i miejskich, jeśli Amazon ulokuje się w Newark. Wartość inwestycji Amazon w nową kwaterę nie jest nadzwyczajnie wysoka, szacowana na ok. 5 mld dolarów. Ale może dodać lokalnej ekonomii ok. 50 tys. miejsc pracy i uruchomić inwestycje innych firm. Tak więc zainteresowani są wszyscy od Nowego Jorku do Kalifornii. Agencja Moody, biorąc pod uwagę koszty biznesu i lokalny rynek pracy, jako najlepiej spełniające warunki wskazała teksaskie Austin.
Anna Wielopolska
Gielda to oszustwo i jak kazde oszustwo powinna byc zabroniona. Uczcicwy czlowiek nie gra w karty tylko uczcicie pracuje. Hossy i katastrofy sa umiejetnie manipulowane przez oszustow. Kto gra powinien miec tego swiadomosc. Kapitalizm ma jednak jedna ceche – zadze pieniadze i zysku i kazdy kto pragnie zostac bogaczem (pytanie w jakim celu? Bedzie spal na raz w 10 lozkach i jezdzil 10 autami?)przestaje myslec i rusza do walki o kase. Smutny ten system i glupi tak jak masa jaka zyje na naszej planecie.
Comments are closed.