Bardzo się ucieszyłem, kiedy trafiłem na Waszą stronę, gdyż stwierdziłem, że część prezentowanych na niej autorów wypowiada się o kapitalizmie w sposób wyważony – z pozycji „eksperta”, który stara się opisywać świat i przewidywać zdarzenia bezstronnie, a nie „ideologa”, który widzi rzeczywistość subiektywnie, wybiórczo i tendencyjnie, gdyż dla niego najważniejsze jest, by zgadzała się z wyznawaną ideologią. Między innymi z zainteresowaniem przeczytałem rozprawkę Waltera Williamsa „Chciwość kontra współczucie”, poświęconą pochwale „chciwości”.
Całkowicie zgadzam się z autorem co do meritum zagadnienia, zgadzam się nawet z zastosowaną retoryką, ale już całkowicie nie zgadzam się z semantyką. Jeżeli chodzi o sam sens artykułu, to przedstawia zagadnienie bezstronnie, ale posługiwanie się słowem „chciwość” drażni, bo jest próbą „porażenia” „przeciwnika” zaskakującym sloganem, a tymczasem wcale go nie porazi, tylko niepotrzebnie rozjuszy. Każde słowo ma swój emocjonalny ładunek, a w naszej kulturze, ukształtowanej między innymi przez kulturę Starożytnej Grecji i Chrześcijaństwo, słowo „chciwość” kojarzy się natychmiast z Królem Midasem, Złotym Cielcem i jeszcze wieloma innymi niesympatycznymi symbolami i postaciami. Postawa, którą autor artykułu nazywa chciwością, w naszej kulturze zazwyczaj nazywa się gospodarnością, gdyż każdy dobry gospodarz dba o pomnażanie dóbr i podwyższanie ich wartości. Ta postawa ma bardzo dobre notowania i jest głęboko zakorzeniona również w kulturze chrześcijańskiej, więc po co z nią wojować nieprzemyślanym sloganowym nazewnictwem, skoro chce się przecież dobrze?
Pozwoliłem sobie na tę „przygrywkę”, żeby zaakcentować problem nadmiernego ulegania emocjom i sloganom w dyskusjach i sporach o nowy kształt społeczno-ekonomicznej rzeczywistości w pokomunistycznym państwie. Obecnie u nas jakiekolwiek spotkanie kilku osób, nawet podniosłe spotkanie rodzinne, niesie niebezpieczeństwo, że dojdzie do awanturki na tematy społeczno-ekonomiczne. Ktoś zauważy przy stole, że „jednak tych protestujących chłopów czy straganiarzy też trzeba by zrozumieć”, a już słyszy: – „No to idź sobie do tego twojego Leppera!”. Na to otrzymuje nie mniej nerwową odpowiedź; na przykład: – „No to czytaj sobie te gazety tego twojego Michnika!”. Jeżeli ktoś z biesiadników nie wzniesie w porę jakiegoś miłego pozapolitycznego toastu, to taka dyskusja niejednokrotnie źle się kończy. Emocje i slogany, nerwy i frazesy; każdy żąda, żeby o jego opcji wypowiadać się tylko dobrze, albo wcale.
W dyskusjach telewizyjnych wygląda to podobnie. Jak wielka była więc moja radość, gdy niedawno trafiłem na opracowanie, które przyczyny tych niesympatycznych zachowań bardzo klarownie mi wyjaśniło na gruncie psychologii. Bardzo cenię dobrych psychologów, ale jako inżynier nie mam z psychologią jako nauką za wiele do czynienia. Tym razem przez przypadek udało mi się zapoznać z następującą książką: „Psychologia rynków finansowych – u źródeł analizy technicznej” wydanej przez WIG Press; (Warszawa w 1995 r.). Autorem jest T. Plummer, jak się dowiedziałem również autorytet w dziedzinie zbiorowych zachowań na giełdach i podobnych miejscach, gdzie ludzie starają się wzbogacić przez obracanie pieniędzmi, a ich zachowania, jeśli nie będzie się ich potrafiło przewidywać, mogą doprowadzać do finansowych krachów – nawet takich, jak ten, który kiedyś spowodował wielki kryzys. Jak z tego wynika, taki psycholog ma bardzo odpowiedzialną funkcję w świecie wielkich pieniędzy i jeśli jest znany, to znaczy, że jest dobry, bo tam gdzie chodzi o pieniądze – i to nieraz wielkie – nie ma miejsca na „filozofowanie” i „ideologizowanie. Właśnie te argumenty w moim rozumieniu świadczą za wiarygodnością autora, który niewątpliwie występuje z pozycji eksperta. Być może jest wielu innych autorów, którzy bardzo interesująco opisują „psychologię zbiorowości”, ale ja akurat przez przypadek trafiłem na tego autora i jestem doprawdy urzeczony jego wykładem na temat zachowań ludzkich grup i mas, i to nie tylko na finansowych rynkach, ale wszędzie i w każdym czasie.
Według wymienionej powyżej pozycji, w kulturze Zachodu prawa jednostki są uznawane za jeden z najważniejszych elementów demokratycznego społeczeństwa, ale nadmierne skupianie się na tym wymiarze ludzkiej egzystencji i osobowości spowodowało niedostrzeganie wymiaru drugiego, czyli cech człowieka jako członka ludzkiej zbiorowości. „Wielu naukowców i filozofów uważa obecnie, że przyszły rozwój społeczeństwa zależeć będzie od tego, czy w naszej kulturze zostanie uznany pogląd, że niezależność każdej jednostki jest raczej stanem względnym, a nie absolutnym”, który – jak na to wskazują liczne świadectwa historii – prowadzi do anarchii i zaprzepaszczania na dłuższe okresy czasu oraz utratę demokratycznych praw jednostek i ich zbiorowości.
Autor publikacji, do której nawiązuję, powołuje się na naukowe osiągnięcia tych intelektualnych elit krajów wysoko rozwiniętych, które zajmują się głównie naukami przyrodniczymi i społecznymi. Wszyscy przytaczani przez autora naukowcy postrzegają zjawiska w badanych przez siebie szczegółowych dziedzinach deterministycznie, gdy tymczasem postawa literatury, sztuki i filozofii jest raczej antydeterministyczna, agnostyczna (od greckiego słowa ágnostos; czyli nieznany, niepoznawalny, nieprzewidywalny). Akcentuje się głównie prawa, obowiązki i odpowiedzialności człowieka jako jednostki (egzystencji), co jest właśnie zgodne z duchem filozoficznego i wciąż modnego kierunku zwanego egzystencjonalizmem. Z tej zapewne przyczyny T. Plummer ubolewa we wprowadzeniu do swojej książki nad nadmiernym koncentrowaniem się kultury zachodu na człowieku jako jednostce. Tutaj wypada przypomnieć, że w krajach pokomunistycznych antydeterministyczne postrzeganie rzeczywistości jest szczególnie mile widziane przez intelektualne elity nadające ton w życiu społeczno-politycznym, gdyż dzieje się to na zasadzie przekory wobec obsesyjnego determinizmu Komunistów.
Może trochę cytatów:
„Jednym z najbardziej fascynujących aspektów naukowych badań w ostatnich pięćdziesięciu latach jest uznanie głębokich wzajemnych więzi pomiędzy zjawiskami przyrodniczymi. Czyli – mówiąc najprościej – w przyrodzie wszystko jest wzajemnie uwarunkowane.”
„W naukach społecznych przedstawione zmiany w naukowej ocenie rzeczywistości doprowadzają niemal do rewolucji w rozumieniu ludzkich zachowań.”
„Koncepcja, w myśl której motywacja ma dwoistą naturę, stanowi zasadniczy przełom w naszym rozumieniu ludzkiego zachowania. Każdy ma jednocześnie skłonność do bycia jednostką o niepowtarzalnym >>osobistym<< poglądzie na świat oraz tendencję do przyłączania się do grupy i konformizmu wobec niej.”
Treść książki uzmysławia nam, że człowiek zachowuje się dwoiście, bo w pewnych sytuacjach jawi się jako w pełni samoświadoma wolna jednostka, a w innych jako członek jakiejś zbiorowości, podporządkowany jej programom działania, hasłom, no i też utrudniającym logiczne rozumowanie emocjom i sloganom – zwłaszcza gdy trwa bój ze zbiorowościami ludzi myślącymi inaczej.
Autor pisze:
„Z pewnością łatwiej teraz można zrozumieć powszechne błędne mniemanie, że wszyscy członkowie zbiorowości wykazują brak inteligencji; to nie oni są nieinteligentni, lecz ich zdolność do samoświadomego logicznego myślenia zostaje stłumiona.”
„Przytłaczająca dominacja systemu przekonań zbiorowości narzuca zatem surowe ograniczenia na jakość danych, które zbiorowość uznaje za informacje.”
Dalej autor wyjaśnia, że zbiorowość nie jest w stanie postrzegać długotrwałych powolnych procesów, gdyż wymaga to „ciągłego i racjonalnego badania wszystkich istotnych danych.”
„Zbiorowości nie są zdolne do takich analiz: rozumują w kategoriach prostych obrazów i komunikują się za pomocą sloganów.”
T. Plummer, powołując się między innymi na to, co stwierdził amerykański neuropsycholog Paul D. Maclean, wyjaśnia czytelnikowi, że za emocjonalne i podatne na slogany zbiorowe zachowania odpowiedzialne są głównie: powstały w toku ewolucji już przed ponad 250-cioma milionami lat pień mózgu i powstały około 150 milionów lat temu system limbiczny. Natomiast za uczucia wyższe, postawy moralne, samoświadomość, czyli świadomość swego myślenia, a więc też istnienia i zdolność samooceny, myślenie abstrakcyjne, ale i też wymyślanie rzeczy nieprawdziwych – tworzenie fikcji dziejącej się w rzeczywistościach wirtualnych, odpowiedzialny jest tak zwany „neucortex” – czyli „kora nowa” – ukształtowana dopiero gdzieś przed pięćdziesięcioma milionami lat. Gdyby takie treści podawał ktoś nieznany i nieuznany, to można by się oburzać, i mówić o autorze i jego poglądach wiele niepochlebnych rzeczy, ale tutaj mamy do czynienia i z poważnymi badaniami w najlepszych uczelniach i instytutach, odwołaniami do fizyki współczesnej, filozofii, socjologii, medycyny, neurologii, a historyczne fakty potwierdzają przedstawione naukowe wnioski całkowicie. Mówiąc potocznie: – Trudno w to uwierzyć, ale rzeczywiście – zbiorowo zachowujemy się raczej jak znerwicowane zwierzęta, niż jak ludzie.
Ale co w takim razie z przywódcami zbiorowości, którzy kształtują poglądy jej członków, a oni identyfikujących się z „Nim”? Ponieważ zbiorowość nie posiada samoświadomości, więc zmiany w świadomości zbiorowej następują w pewnych sytuacjach poprzez oddziaływanie na nie przywódcy, lub przywódców.
Zacytujmy:
„Przywódca zbiorowości działa jako główny interpretator nowych informacji płynących z otoczenia, określając taktykę i strategię postępowania. Przywódca może być dyktatorem lub demokratą, może być konstruktywny, lub destruktywny, ale zawsze skupia na sobie uwagę każdego z członków zbiorowości. Przywództwo może przybierać szereg form. Może być jawne, kiedy władza spoczywa w rękach konkretnej jednostki lub niewielkiej grupy, jak na przykład rada, albo komitet, lub też może być ukryte, kiedy zależy od demokratycznych decyzji całej grupy, albo od wspólnie wyznawanego systemy przekonań i wynikającego zeń kodeksu postępowania.”
„Kolektywna świadomość zbiorowości jest jakościowo odmienna od samoświadomości jednostki. Ta pierwsza jest nieskomplikowana, ale zazwyczaj jej się nie dostrzega, natomiast tę drugą akceptuje się, choć nie w pełni rozumie.”
Wynika z omawianej książki, że nawet jeśli przywództwo w zbiorowości nie jest jawne, to jednak w tym „towarzystwie” ktoś posiadający samoświadomość kształtuje „systemy przekonań i wynikające zeń kodeksy postępowania” – jacyś guru, jakieś charyzmatyczne osoby. Są samoświadome, niejednokrotnie świetnie wykształcone, kulturalne, a u nich też – sądząc z opłakanych nieraz społecznych skutków lansowanego przez nich systemu przekonań – dochodzi do „stłumienia ich zdolność do samoświadomego logicznego myślenia”. Trudno uwierzyć, że u rasowego intelektualisty najwyższa sfera mózgu zostaje kiedykolwiek „przyhamowana” w swojej intensywnej pracy. Ja w każdym nie znalazłem jak na razie w psychologii odpowiedzi na to pytanie, ale wydaje mi się, że odpowiedź jest w informatyce i literaturze pięknej.
Najprawdopodobniej „neucortexowe” superprocesory u tych osób, kiedy są w stanie takowego „stłumienia”, „obrabiają” przestrzeń wirtualną, tworząc w niej prześliczne, całkowicie wewnętrznie niesprzeczne intelektualne „układanki” ze wszelkich najszerzej pojętych kategorii kultury, tak jak układali szklane paciorki symbolizujące te kategorie „braciszkowie” z intelektualnego zakonu, który tak pięknie opisał Hermann Hesse w „Grze szklanych paciorków”. Z tych „układanek” wynika, że już jest świetnie, a będzie jeszcze lepiej i tylko „tak trzymać”, gdy tymczasem w rzeczywistości jest akurat odwrotnie. Natomiast w owe wirtualne „układanki” bezkrytycznie wierzą inni inteligenci – jak na przykład Don Kichot, gdyż Miguel de Cervantes wielokrotnie daje nam w swojej niezwykłej powieści do zrozumienia, że jego bohater jest przede wszystkim inteligentem, który zdecydował się być „błędnym rycerzem”. Czy aby nie bierze się to z tego, że część intelektualistów i twórców kultury chorobliwie tkwi w postawie „ideologów”, a ci którzy potrafią być „ekspertami” boją się otworzyć usta, gdyż zawsze powiedzą coś, co tłum tylko rozjuszy, a nie przekona – że na przykład przy takim nieodpowiedzialnym wydawaniu publicznych pieniędzy nadmierne obniżanie stóp procentowych może być niebezpieczne?
Na razie na tym poprzestanę i będę bardzo wdzięczny tym osobom, które ustosunkują się do mojej „prowokacji”.
Piotr Kulawik