Jarosław Kaczyński (etatyzm III RP) i Józef Piłsudski (sanacyjny etatyzm II RP) - Foto.: Prokapitalizm.pl

Poniżej publikujemy artykuł jaki ukazał się w przedwojennym „Małym Dzienniku” z 17 stycznia 1936 roku (pisownię zachowujemy oryginalną). Dziennik wydawany był przez zakon Franciszkanów z Niepokalanowa, prowadzony przez o. Maksymiliana Marię Kolbego. Tekst bardzo obrazowo obnaża mankamenty rządzącej wówczas Sanacji – tendencje do oplatania gospodarki urzędniczą biurokracją, krępującą rozwój prywatnej przedsiębiorczości. Ówczesny rozrost państwowych firm i obsadzanie ich ludźmi „z układu”, niewiele różni się od tego z czym mamy do czynienia we współczesnej Polsce. „Grupa Rekonstrukcyjna Sanacji”, za jaką uważana jest PiS-owska władza, ma z czego czerpać. Szkoda jednocześnie, że we współczesnej Polsce brak odważnych katolickich gazet, które – tak jak stary „Mały Dziennik” – nie miałyby oporów przed konstruktywną krytyką władzy, jeśli ta prowadzi złą, niemoralną i szkodliwą dla kraju politykę.

*  *  *

Czas zlikwidować przerosty etatyzmu

Mówi się obecnie bardzo wiele o konieczności walki z t. zw. przerostami etatystycznymi. Powołana nawet została w tym celu specjalna komisja do zbadania gospodarki przedsiębiorstw państwowych, której zadaniem będzie zebranie odpowiednich materiałów i przedłożenie na ich podstawie odpowiednich wniosków czynnikom rozstrzygającym. Trudno oczywiście przewidzieć w danej chwili czy prace tej komisji dadzą jakieś wyniki, czy istotnie przyczynią się do wydatniejszego ograniczenia istniejących przerostów etatyzmu a tem samem, czy przyniosą ulgę całemu gospodarstwu narodowemu. W każdym jednak razie sam fakt, iż wreszcie robi się cokolwiek w tym kierunku, że istnieje zrozumienie niebezpieczeństwa tego rodzaju przerostów, należy oczywiście powitać z najwyższym zadowoleniem.

Jest rzeczą zrozumiałą, że rola państwa we współżyciu społecznym, jest ogromna. Toteż, wypowiadając się przeciwko przerostom etatyzmu, bynajmniej nie mamy na myśli chęci ograniczania działalności jego w takich dziedzinach, jak obrona państwa, bezpieczeństwo publiczne i t. p. Należyte wykonywanie zadań w tych dziedzinach musi kosztować bardzo wiele, przyczem wydatki te z natury rzeczy są sztywne i nie wpływają na pogorszenie się koniunktury gospodarczej. Czy jednak sztywność szeregu wydatków jest dostatecznym uzasadnieniem dla niezmniejszania obciążeń na rzecz państwa? Sądzimy, że nie.

Życie wskazuje bowiem nadto wyraźnie, że w Polsce działalność państwa ujawnia wyraźną tendencję do ciągłego rozszerzania swojego zakresu, na te nawet dziedziny, które dotychczas podpadały całkowicie inicjatywnie prywatnej. Zachłanność ta, bo trudno niestety użyć innego określenia, najsilniej daje się odczuć właśnie w dziedzinie gospodarczej. Wyrazem tego jest rozrośnięta niesłychanie ilość przedsiębiorstw prywatnych*, które zarządzane są bynajmniej nie przez fachowców, ale przez urzędników, pozbawionych w przeważającej ilości wypadków najogólniejszych wiadomości i kwalifikacji. W rezultacie przedsiębiorstwa państwowe stały się bezdusznym, nadmiernie rozbudowanym aparatem biurokratycznym, służącym nietyle interesom gospodarczym kraju, ile osobistej wygodzie szeregu ustosunkowanych ludzi, zajmujących tam kierownicze stanowiska.

Trudno się dziwić, że w takich warunkach, przedsiębiorstwa te nie tylko nie są dla Skarbu Państwa źródłem dochodów, ale przeciwnie pociągały za sobą i i nadal pociągają wiele strat. To zaś skolei ogromnie utrudnia dostosowanie wszelkiego rodzaju obciążeń na rzecz państwa, a więc, wysokości podatków lub cen za usługi, dostarczane przez państwo – do zmniejszonych możliwości płatniczych ogółu ludności. Innemi słowy, zbytnio rozbudowana i nieudolnie prowadzona gospodarka przedsiębiorstw państwowych, usztywnia bardzo wydatnie koszt całokształtu działalności państwa, świadczą o tem zresztą poniższe cyfry.

Jak wynika z cyfr, zaczerpniętych ze statystyk, ogłaszanych przez Instytut Koniunktur Gospodarczych i Cen, ogólny wskaźnik cen hurtowych obniżył się w listopadzie ub. roku w stosunku do 1928 roku o 45,6 procent, wskaźnik ogólny cen gotowych wyborów przemysłowych o 39,5 proc., wskaźnik zaś cen artykułów sprzedawanych przez rolników o 61,7 proc. Natomiast wskaźnik kosztów usług dostarczanych przez państwo, obniżył się w latach kryzysu zaledwie o 24 proc. Widzimy więc, w jak wielkim stopniu zwiększył się dla ogółu ludności ciężar utrzymywania gospodarki publicznej. W wyniku, przedsiębiorczość prywatna staje się coraz mniej rentowna, a w wielu wypadkach wręcz deficytowa. A przewlekła deficytowość przedsiębiorstw prywatnych jakże często kończy się przejęciem ich przez państwo, czyli dalszym rozszerzeniem etatyzacji życia gospodarczego.

Zrozumienie niebezpieczeństwa tego stanu rzeczy, staje się na szczęście coraz powszechniejsze. Pozwala to mieć nadzieję, że nastąpi wreszcie skuteczna i stanowcza reakcja , która wyzwoli gospodarstwo polskie z etatystycznych przerostów.

E. M.

*prawdopodobnie powinno być „przedsiębiorstw państwowych” (błąd w oryginalnej wersji tekstu)

Artykuł ukazał się w „Małym Dzienniku” z 17 stycznia 1936 roku.