Donald Trump (Foto. pixabay.com)

W temacie „spektakl czy nie spektakl” można na chwilę obecną rzec przynajmniej tyle: otóż zaaranżować można z całą pewnością kwestie takie, jak dogodne przystawienie drabiny do jedynego istotnego wzniesienia w okolicy, uporczywe ignorowanie przez rzekomo wysokiej klasy profesjonalistów podejrzanej postaci, na którą zwracali im uwagę zebrani wokół „amatorzy”, czy też rażące złamanie protokołu bezpieczeństwa przez snajpera, który zamiast wystrzelić prewencyjnie do ewidentnego zamachowca, wystrzelił dopiero w reakcji na atak tamtego. Trudno natomiast przyjąć, że da się zaaranżować zwrot głowy w ostatniej chwili, postrzelenie „jedynie” ucha i śmierć postronnej osoby.

Innymi słowy, wiele wskazuje na to, że życzono sobie śmierci oczywistej postaci, ale opatrznościowo zdołała ona ocalić życie – i jest to wniosek niezależny od tego, czy uznaje się ją za „wolny elektron” autentycznie przeszkadzający kryptokratyczemu reżimowi, czy za jego pacynkę, która miała zostać poświęcona dla „większej sprawy”. Liczą się w tym kontekście konsekwencje, a te w wypadku śmierci inkryminowanej postaci natychmiastowo pogrążyłyby USA w wojnie domowej, pretekst opanowania której mógłby posłużyć reżimowi do podpalenia kolejnych globalnych beczek prochu lub zintensyfikowania konfliktów zbrojnych w tych miejscach, gdzie obecnie już się one toczą. W jakim celu? Otóż nie w celu gospodarczym czy politycznym – bo potencjalna nuklearna anihilacja nie sprzyja ani bogactwu, ani władzy, nawet z punktu widzenia kompleksu militarno-bezpieczniackiego – ale w celu czysto psychopatycznym, pozwalającym poczuć się samozwańczym „elitom za elitami” jak dosłowni bogowie, zdolni do uznaniowego zakończenia tego wszystkiego, co Pan Bóg onegdaj rozpoczął.

Tak czy inaczej, ludzkość po raz kolejny otrzymała na kredyt więcej czasu na uporządkowanie swoich spraw – i to nie w wymiarze gospodarczym czy politycznym, bo tamtejsze ogniska choroby są wyłącznie symptomami, a nie przyczynami, tylko w wymiarze moralnym, duchowym i personalnym (w najgłębszym tego słowa znaczeniu). Na to bowiem, jak potoczą się kolejne wydarzenia w spektaklu zwanym „światową polityką”, nie ma decydującego wpływu żaden człowiek ani nawet żadna społeczność – każdy człowiek ma natomiast prawo i obowiązek postępować w codziennym życiu tak słusznie i godnie, jakby kurtyna mogła opaść w dowolnej chwili. Więcej zrobić nie sposób – ale też w ostatecznym rachunku nic więcej zrobić nie trzeba.

Jakub Bożydar Wiśniewski