Takie pytanie rodzi się po wysłuchaniu wywiadu jakiego Piotr Jegliński, wydawca, emigracyjny działacz opozycji w czasach PRL, udzielił Krzysztofowi Skowrońskiemu z Radia WNET w dniu 5 stycznia 2011 roku. Sprawa dotyczy konkretnie Tomasza Turowskiego, do niedawna wysokiego urzędnika ambasady polskiej w Moskwie, który okazał się wieloletnim agentem służb specjalnych PRL.
Jegliński, który przed laty dobrze znał Turowskiego, ujawnia interesujące fakty z jego życia. M.in. ten, że Turowski wstąpił do zakonu Jezuitów, a następnie znalazł się w Watykanie, gdzie był bezpieczniacką wtyczką. „Zastanawiam się, jak to jest, jak człowiek może prowadzić tak dwoiste życie… Nie zapominajmy, że on wstąpił do Jezuitów już jako oficer służb i 10 lat przebywał w tzw. wrogim sobie otoczeniu. To jest niepojęte. Rozumiem, można wejść do jakiejś partii politycznej, udawać, że się jest lewicowcem czy prawicowcem, ale 10 lat brać udział w obrzędach religijnych… To chyba jest bardzo trudno. Trzeba chyba mieć bardzo pokręconą psychikę żeby tak grać tyle lat” – mówi Jegliński w wywiadzie z Krzysztofem Skowrońskim.
Piotr Jegliński przytacza jeszcze jeden interesujący epizod z życiorysu Turowskiego, mianowicie z okresu, gdy Turowski miał zostać w 2001 roku ambasadorem na Kubie.
„Tomasz Turowski, żeby wejść do MSZ posługiwał się zręcznie różnymi ludźmi, którzy lobbowali na jego rzecz (…) On to robił doskonale. W ten sposób wszedł pierwszy raz do MSZ, przebywał w Moskwie jako zastępca ambasadora kilka lat, po czym, ni stąd ni zowąd, znalazł się na stanowisku ambasadora na Kubie w 2001 roku”. Jegliński cytuje fragment rekomendacji z 28 marca 2001 roku, jaką Turowskiemu wystawił Władysław Bartoszewski, wówczas minister spraw zagranicznych. Jegliński twierdzi, że dla niego tekst owej rekomendacji jest niezwykle wstrząsający: „Chciałbym zaznaczyć – twierdzi Bartoszewski w rekomendacji – że moja decyzja jest przemyślana. Brałem pod uwagę stanowisko administracji waszyngtońskiej i Watykanu. Zależało nam na tym, aby stanowisko ambasadora RP w Republice Kuby powierzyć człowiekowi, który może przyczynić się do nowego otwarcia między innymi przez kontakty kościelne, które na Kubie zaczynają odgrywać istotną rolę dla Fidela Castro. (…) Kandydat ma doświadczenie jeśli chodzi o proces transformacji na terenie postradzieckim. Był wysoko oceniany rzez naszych partnerów rosyjskich, o czym wiem drogą nieoficjalną. Jest to nie najgorsza referencja dla Polaka udającego się na Kubę”. Jegliński zauważa: „Ten tekst przypomina XVIII wiek… Chciałbym wiedzieć, co to są te nieoficjalne kanały, że minister jednego kraju konsultuje się z obcym mocarstwem w sprawie wysłania kandydata na ambasadora na Kubę?” – pyta Jegliński wywiadzie dla Radia WNET.
Przypomnijmy, że Tomasz Turowski został skierowany do ambasady w Moskwie w lutym 2010 roku, żeby przygotować wizyty Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. W momencie katastrofy samolotu, którym prezydent Kaczyński z polską delegacją leciał na uroczystości, Tomasz Turowski znajdował się na lotnisku w Smoleńsku.
PSz
Foto W. Bartoszewskiego z http://freeisoft.pl
Niepodległy kraj powołując swoich ambasadorów kieruje się opiniami państw trzecich. Cóż, kto nie ma własnego rozumu musi pożyczać od innych 🙂
Comments are closed.