Federacja Drogowa Unii Europejskiej w raporcie skierowanym do Komisji Europejskiej postuluje konieczność ujednolicenia znaków drogowych.
Problem w tym, że twórcy raportu proponowane rozwiązania ograniczyli do wąskiego zakresu, nie obejmując większości rzeczywiście istniejących zagrożeń. W rezultacie można odnieść wrażenie, że rekomendacje służą przede wszystkim interesowi producentów znaków drogowych. A nas mogą w związku z tym kosztować wiele milionów złotych i upadek lokalnych firm.
Federacja Drogowa Unii Europejskiej (European Union Road Federation, EURF) opublikowała w listopadzie 2015 r. raport dotyczący zwiększenia bezpieczeństwa ruchu przez poprawę jakości oznakowania pionowego dróg samochodowych. Raport kończy się czterema zasadniczymi postulatami. Po pierwsze, autorzy raportu wskazują na konieczność walki z dużym zagęszczeniem znaków drogowych, tak aby przekazywane przez nie informacje były jednoznaczne. Po drugie, raport podkreśla znaczenie troski o utrzymanie odpowiedniej czytelności i odblaskowości znaków drogowych. Po trzecie, w raporcie pojawia się postulat zapewnienia dla znaków istotnych dla bezpieczeństwa ruchu drogowego odpowiedniej klasy odblaskowości. Wreszcie, twórcy dokumentu rekomendują ujednolicenie wyglądu symboli na znakach i samych znaków drogowych.
Lektura raportu nie pozostawia wątpliwości, że jego celem jest lobbing za ujednoliceniem formy technicznej znaków drogowych w różnych państwach. Czy dziś te znaki różnią się istotnie od siebie? Poruszając się po drogach Europy, a także wielu pozaeuropejskich krajów, widzimy znaki podobne do tych stosowanych w Polsce. Jest to rezultat podpisanej w 1968 roku Konwencji Wiedeńskiej, systematyzującej podstawowe przepisy drogowe. Konwencja ta określiła ramowo kształt i symbole stosowane w znakach drogowych, zostawiając jednak pewien margines dowolności w kształtowaniu szczegółów symboli.
Najnowszy raport EURF proponuje ujednolicenie tych symboli argumentując że kierowcy poruszający się po zagranicznych drogach będą lepiej czuli się w „znajomym” otoczeniu. Wydaje się jednak, że argumentacja ta jest nadużyciem – nie można bowiem zapominać, że między państwami Unii Europejskiej występują nie tylko różnice prawa drogowego, ale także zachowań kierowców. Z tego punktu widzenia niewielkie różnice w symbolach znaków (np. grubsza obwódka znaku, inna czcionka czy inna strzałka) mogą wręcz przypominać kierowcy, że znajduje się w warunkach odmiennych od tych, do których jest przyzwyczajony. Innymi słowy, oznakowanie zamiast uspokajać powinno raczej ostrzegać, że jest się w innym kraju, czyli w nieco innym środowisku drogowym.
Drugim argumentem na rzecz ujednolicenia symboli, który wskazano w raporcie, jest potrzeba wprowadzenia automatycznego systemu rozpoznawania znaków drogowych. System taki niewątpliwie poprawiłby bezpieczeństwo ruchu, ale i tak musi on być w stanie przetwarzać informacje ze znaków ustawionych pod różnymi kątami i w różnych warunkach oświetlenia. W rezultacie bez problemu powinien sobie poradzić z niewielkimi różnicami w kształcie symboli czy kolorystyce.
Niestety poza wątpliwymi argumentami dotyczącymi ujednolicenia symboli czy odblaskowości znaków, raport pomija kwestie kluczowe z perspektywy bezpieczeństwa ruchu. Pierwszą z nich jest problem jednoznaczności znaków. Obecnie znaki „nakaz jazdy na wprost”, „pas do jazdy na wprost” i „droga jednokierunkowa” (C-5, D-3 i F-11) są, pomimo istotnie różnej treści, bardzo do siebie podobne. Po drugie, znak pokazujący w niektórych krajach zalecaną prędkość maksymalną (np. na łuku drogi) może być przez Polaków mylony ze … znakiem nakazującym prędkość minimalną (C-14), oba bowiem pokazują białą liczbę na niebieskim tle. Po trzecie wreszcie, choć w raporcie odniesiono się do problemu zagęszczenia znaków drogowych, nie wskazano żadnych propozycji rozwiązań.
Dbałość o bezpieczeństwo ruchu poprzez troskę o odpowiednią jakość oznakowania jest niewątpliwie chwalebna. Zestawienie przedstawionych w raporcie postulatów z tym, czego w dokumencie brakuje, wzbudza jednak spore wątpliwości co do intencji jego autorów. Trudno nie odnieść wrażenia, że wnioski są zbieżne z interesem paneuropejskich firm produkujących znaki, natomiast nie zawsze z rozwiązaniami optymalnymi dla bezpieczeństwa ruchu samochodowego.
Podsumowując, jeśli twórcom raportu i Komisji Europejskiej, która była adresatem dokumentu, naprawdę zależy na bezpieczeństwie ruchu, zamiast dyskutować o kształcie kapelusza na znaku D-6 „przejście dla pieszych” lepiej zająć się uchwyceniem faktycznych problemów z czytelnością znaków (a także sygnalizacji świetlnej) i ograniczyć różnice prawa drogowego (i kolejowego) w poszczególnych krajach.
dr Jeremi Rychlewski
Artykuł ukazał się na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego…