Od pewnego czasu w mediach aż huczy od informacji na temat Unii Europejskiej, dokonuje się szeregu analiz ratowania strefy euro, szuka się rozwiązań i programów, które zmieniłyby niekorzystny bieg dziejów.

W dniach 8-9 grudnia odbył się szczyt unijny, na którym państwa członkowskie próbowały dokonać wspólnego rachunku sumienia i wyznaczyć nowy plan działań. Wedle zapewnień uczestników szczytu, rozmowy miały być zalążkiem tzw. nowej unii. Aby oddalić realne zagrożenie upadku strefy euro głowy państw unijnych wydały oświadczenie, w którym Rada Europejska przedstawiła wizję przyszłości struktur unijnych. Szef Rady Herman Van Rompuy podsumował całe wydarzenie zdaniem, że polityka unijna zmierza w kierunku silniejszej unii gospodarczej. Chodzi oczywiście o nową umowę fiskalną i próbę wzmocnienia struktur poprzez rozwój narzędzi stabilizacyjnych. W praktyce oznacza to oczywiście jeszcze większą centralizację władzy. Wszystkie państwa członkowskie zgodziły się co do planu dalszych działań, wyłamała się jedynie Wielka Brytania, której premier David Cameron zasugerował, że kierunek obrany przez eurokratów w ogóle nie rokuje poprawy sytuacji ani też nie obiecuje rozwoju wszystkich państw. Jest to, jak słusznie zasugerował Cameron, projekt czysto eksperymentalny. Prezydent Francji Nikolas Sarkozy nie krył oburzenia i zażenowania podejściem Wielkiej Brytanii, która oficjalnie nie chce żadnych zmian w traktacie.


Efektem szczytu ma być zmiana w kwestii podejścia do sektora prywatnego. Eurokraci obudzili się wreszcie, że sektor prywatny generuje największe zyski i jest przyczyną wszelkiego dobrobytu, oby jednak nie skończyło się na tym, że w ramach ratowania strefy euro Bruksela zacznie jeszcze bardziej doić sektor prywatny zrzucając cały ciężar kryzysu na barki przedsiębiorców. Jak będzie w praktyce to pokaże czas, może okazać się, że eurokraci w ramach ratowania swoich tonących okrętów podniosą podatki, co niestety przysporzy kłopotów jedynie sektorowi prywatnemu a korzyści odczuje bezproduktywny sektor publiczny. W konsekwencji wzrost gospodarczy ulegnie wyhamowaniu a większość przedsiębiorców zacznie uciekać w szarą strefę. Szansą na wyjście z kryzysu może być zmniejszenie oddziaływania państwa na rynek. Deregulacja wymaga jednak czasu, efekty nie będą widoczne od razu. Byłby to jednak niewątpliwy krok naprzód w kwestii liberalizacji gospodarki i ogólnie pojętej wolności. Zwiększające się przychody z podatków będą w konsekwencji zmniejszać deficyt. Wyjście z kryzysu jest możliwe ale trzeba pozwolić działać sektorowi prywatnemu, rozwój prywatnych przedsiębiorstw przyczyni się do rozwoju innowacyjności i atrakcyjności na rynku.

Zachowanie eurokratów np. w kwestii ratowania Grecji nie jest dobrym posunięciem, ponieważ powoduje poczucie bezpieczeństwa innych państw – w myśl, że skoro Grecji ktoś pomógł to i nam ktoś pomoże. Wkrótce jednak może się okazać, że na taką pomoc będą liczyć wszystkie państwa UE, kto wtedy przyjdzie z pomocą? Szczyt ostatniej szansy jeśli ma cokolwiek zmienić musi postawić na sektor prywatny, musi dać przedsiębiorcom większą swobodę działania. Deficyt nie zmniejszy się poprzez centralizację władzy, eurokraci po prostu obawiają się utraty wpływów w poszczególnych państwach.

Idea UE zaczyna chylić się ku upadkowi, czego najlepszym poświadczeniem jest obecne stanowisko Wielkiej Brytanii. Przypominają się słowa Miltona Friedmana, amerykańskiego ekonomisty, który stwierdził, że projekt euro nie ma szans ponieważ jest projektem czysto politycznym. Friedman przyznał, że – Nigdy w historii, zgodnie z moją wiedzą, nie było podobnego przypadku, w którym jeden bank centralny kontrolował politykę monetarną politycznie niepodległych państw.

Zwolennicy strefy euro argumentują, że projekt ten trzeba ratować wszelkimi możliwymi sposobami, ponieważ jego rozpad spowodowałby głęboką recesję w całej Europie, nikt nie uniknąłby konsekwencji tego wydarzenia. Ekonomiści z ING przedstawili scenariusz w którym rozpad strefy euro doprowadza do spadku PKB o blisko 9%. W szacunkach ekonomistów ING Polska odczułaby kryzys najmocniej. Tymczasem trzeba zaznaczyć, że po każdej burzy wychodzi słońce. Może trzeba będzie wybierać pomiędzy długą i bolesną agonią a po prostu szybkim zgonem. Sądząc po obecnych owocach wariant drugi wyszedłby wszystkim na lepsze. Zastrzyki finansowe z EBC czy nowa unia walutowa nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, to po prostu odkładanie w czasie nieuniknionego. Czas wreszcie zmierzyć się z problemem i powiedzieć otwarcie, że przyczyną kryzysu jest projekt euro, który po prostu nie sprawdził się.

Łatwiej jest burzyć niż budować, stąd też odbudowa gospodarek niepodległych państw na gruzach strefy euro będzie ciężka i mozolna, ale nie niemożliwa. Warto zastanowić się również nad coraz bardziej popularnym powrotem do tzw. standardu złota. Różnica jest taka – w przypadku standardu złota każde państwo ma możliwość jego porzucenia, może wyjść lub dokonać modyfikacji w ramach pokrycia waluty w złocie. W przypadku strefy euro takich możliwości nie ma. Aby więc porzucić euro poszczególne państwa muszą wrócić do swoich dawnych walut lub stworzyć nową, co z ekonomicznego punktu widzenia nie jest takie proste. W świetle obecnych wydarzeń prorocze zdają się być słowa Miltona Friedmana – istnieje duże prawdopodobieństwo, że strefa euro nie przetrwa, ponieważ gromadzi się coraz więcej różnic pomiędzy jej krajami członkowskimi.

Czas pokaże kto miał rację, czy eurokratom uda się zapanować nad kryzysem? Na to pytanie niewątpliwie już niebawem poznamy odpowiedź.

Karol Mazur 

10 KOMENTARZE

  1. Nawoluja do wiekszej centralizacji wladzy. Sami zrobili ten „Balagan” to teraz robia „swoj porzadek”. Aby do GLOBALIZACJI blizej wedlug recepty Kissinger’a, Brzezinskiego, Bernake, itp. z grupy Bilderberg, Rady Spraw Zagranicznych (CFR) i Komisji Trojstronnej.
    http://www.wicipolskie.org

  2. Zabawne jak mozna w ogole mowic o tym, ze cos, co nie istieje (czyli jakis zapis w komputerze zwany pieniadzem) moze doprowadzic do kryzysu. Przeciez od tego zapisu ani nie ubedzie ilosci sloni, krow, kur, jajek, samochodow, szaf czy lekarzy badz szewcow. A tylko brak fizycznego towaru lub realnych uslug moglby byc powodem jakiegokolwiek kryzysu. Nic jednak dziwnego skoro kazdy gospodarke rozumie jedynie jako twor polityczny a nie fizyczny. Piszmy te bzdury dalej i straszmy sie. Tylko po co?

  3. @Marko
    Zapomina Pan, że ten „elektroniczny zapis” jest traktowany przez społeczeństwo jako coś co ma wartość. Z tego wynika, że ten pieniądz JEST wartościowym towarem.
    Nieważne dlaczego i czy to ma sens. Dopóki w jakiś sposób ludzie uznają, że jest to wartościowy towar ułatwiający wymianę tak długo te bity zapisane na jakimś serwerze w banku będą miały wartość dla samego faktu, że ułatwiają wymianę.
    Że gospodarka polega na zapewnianiu usług to wiemy. Ale na barterze daleko nie zajedziemy 🙂
    To że mamy pieniądz fiducjarny to problem społeczeństwa, któremu wmówiono, że na nim można zbudować stabilną gospodarkę.

  4. Pitter
    Elektroniczny zapis ma to do siebie, ze jutro mozna go wykasowaca pojutrze ponownie wprowadzic. Liga Bankesterow nie ma monopolu na to choc sobie przywlaszczyla bezprawnie taki przywilej. Zatem o co sie spoleczenstwo martwi? Najpozniej tydzien po wykasowaniu wprowadzi sie nowy zapis i znow bedzie gra toczyla sie dalej. zycie jak wiadomo nie znosi prozni.

  5. @Marko
    Chyba do końca nie rozumiem. Jasne, że można sobie pieniądz elektroniczny kasować a potem z powrotem go stworzyć. Na tym polega idea pieniądza fiducjarnego.
    Ja tylko z Pana wpisu wywnioskowałem tyle, że twierdzi Pan, iż pieniądz (jakikolwiek by nie był) nie jest częścią realnej gospodarki. A moim zdaniem jest i to integralną częścią dzięki któremu swobodnie wymieniamy się usługami.
    Owszem gdyby się zagłębić, to rzeczywiście kryzys jest wywołany tym, że za mało usług oddawaliśmy a zbyt dużo otrzymywaliśmy czyli życie na kredyt. Pieniądz jest miarą tych proporcji, dlatego bardzo ważny jest system monetarny, który będzie pozwalał nam w porę stwierdzić czy nie przesadzamy. Obecny system monetarny na to nie pozwala, stąd kłopoty jakich doświadczymy.

  6. Pitter
    Widze wlasnie, ze nie do konca Pan rozumie. Oczywiscie abysmy nie musieli wymieniac butow za kartofle pojawil sie tzw. posrednik. Teraz jest nim zadrukowany papier lub zapis komputerowy. Jutro moze nim byc cokolwiek innego, co uznamy za „posrednika” np. kropki lub kreski. Dla nas jednak najwazniejszy jest fizyczny towar lub realna usluga, to one zaspokajaja ludzkie potrzeby. Znikniecie „posrednika” nie jest tragedia ani kryzysem bo kropek Pan nie je. Wazne aby byl chleb i lekarz. To oni tworza realna gospodarke. Majac wystarczajaco duzo chleba i lekarzy nie ma mowy o zadnym kryzysie czy niebezpieczenstwie. Sztuczne bicie piany o zawaleniu sie systemu finansowego, ktory i tak jest wylacznie iluzja, i jego wielkich konsekwencjach jest zwykla propaganda.
    Poza tym abosolutnie nie ma Pan racji w ostatnim zdaniu. Pieniadza ma byc tyle ile towaru na polkach i uslug w ofercie. Biorac ich obecna podaz mozna spokojnie zlapac sie ze zdziwienia za glowe i zapytac – dlaczego banksterzy placa ludziom jalmuzne ledwo starczajaca dla wiekszosci ludzi na przezycie.

  7. Jak najbardziej się zgadzam z tym co Pan napisał w pierwszym akapicie. Kłócić się o szczegóły nie będę, bo tylko uważam, że pieniądz jest towarem (usługą) i to bardzo ważnym dla gospodarki. Zgadzam się, nieważne co to jest, ważne żeby spełniało określone cechy. Obecny pieniądz ich nie spełnia tak jak zresztą system finansowy, stąd problemy z odpowiednim zbilansowaniem usług które oddajemy i odbieramy, co skutkuje tym, że przemysł siada, usługi też itp.
    Jasne że zawalenie się obecnego systemu finansowego będzie korzystne dla gospodarki, ale początkowo przyjemnie nie będzie, bo pójście narkomana na odwyk nigdy nie jest przyjemne dla niego, ale skutki długofalowe wręcz przeciwnie.
    Co do samego pieniądza to nie jest kwestia ilości ale jakości. I chyba Pan to miał na myśli w drugim akapicie z czym się zgadzam. Nie wiem co w mojej wypowiedzi było inaczej.

  8. Jesli mozna w ogole mowic o czyms takim jak kryzys to jego obecnym powodem jest bardzo mala podaz pieniadza na rynku – dla szeregowego obywatela i malych firm. Nie ma popytu – podaz (produkcja) siada. Szwec nie klepie chodakow jesli klienci nie przychodza na zakupy. Proste jak droga z Katowic do Gdanska. Za to miliardy pojawiaja sie w zapisach komputerowych i kraza ponad glowami Kowalskich. Te miliardy sa dla gospodarki jako takie niegrozne – nie wchodza bezposrednio na rynek, sluza jedynie do okradania calych panstw z ich aktywow poprzez tzw. wrogie przejecia. Lotnisko w Atenach stoi i bedzie stac, tylko jego wladcicielem stal sie teraz Goldman Sachs i wybiera z kasy dochody, pozbawiajac srodkow miejscowych ktorym na dodatek mainstreamowe media doklejaja latke leni, darmozjadow i skorumpowanych oszustow. Wystarczy wiec tylko wykasowac zapisy w sieci, zabrac komputery z Goldmanowi i wszystko wroci do normy czyli rownowagi. Pytanie tylko: kto jest w stanie tego dokonac?

  9. A ja mam pytanie do Pana Marko – czy jak z konta znikną mu pieniądze to też będzie tylko zapis komputerowy ?

Comments are closed.