Na przestrzeni ostatniego półtora roku wielokrotnie podkreślałem, że soratyczne „elity” rządzące światem mają już wyłącznie jeden cel: wpędzenie jak największych rzesz zwykłych ludzi w stan jak najgłębszej konfuzji, rozpaczy i beznadziei skutkującej duchowym zatraceniem. W świetle powyższego faktu ich coraz bardziej absurdalne ze zdroworozsądkowego punktu widzenia decyzje są z ich własnego punktu widzenia jak najbardziej „racjonalne”.
Przykładowo, wyprzedzające straszenie przez dyrektora CIA tym, że przyparty do muru P. może niebawem użyć taktycznej broni jądrowej, mogłoby być słusznie uznane za niebezpieczne podbechtywanie, ale z punktu widzenia tych, którzy w swoim niegodziwym szaleństwie nie mieliby nic przeciwko takiemu obrotowi spraw, jest to działanie pożądane.
Podobnie, morzenie głodem mieszkańców Szanghaju w ramach najabsurdalniejszej z dotychczasowych odsłon totalitaryzmu hipochondrycznego mogłoby być słusznie uznane za czysty obłęd, ale z punktu widzenia istot czerpiących satysfakcję z czynienia zła jest to, znowu, zjawisko korzystne – zwłaszcza jeśli zdoła ono wywołać kaskadę kolejnych niszczycielskich kroków, takich jak np. inwazja na Tajwan dezorganizująca pęczniejący oddolny bunt przeciwko sanitarystycznemu amokowi KPCh.
Wreszcie to samo można powiedzieć o ostentacyjnie prowokacyjnym wtargnięciu izraelskich sił zbrojnych do meczetu Al-Aqsa w okresie, kiedy w Jerozolimie obchodzone są równolegle Ramadan, Pascha i Triduum Paschalne. Znowu, mogłoby się wydawać, że podobne działanie to podręcznikowy przykład podkładania iskry pod beczkę prochu, a tym samym podręcznikowy przykład nieodpowiedzialności – chyba że wywołanie eksplozji jest czyimś wyrachowanym celem.
I jeśli ktoś teraz zapyta, dlaczego te pieczołowicie odtrąbiane w głównonurtowych mediach i, jak się zdaje, globalnie koordynowane konfliktogenne procedury miałyby w swojej kulminacji dawać komukolwiek satysfakcję, to dzisiaj jest doskonały dzień, żeby uzyskać na to pytanie adekwatną odpowiedź. Dość wspomnieć na to, jaki duch pobudzał tłum stojący pod krzyżem i dawał mu bezinteresownie złośliwą motywację. Jeśli chce się zrozumieć „globalną politykę” dzisiejszego świata, nie można pozostawać ślepym na działanie owego ducha i na naturę udzielanych przez niego natchnień.
Zrozumiawszy ją zaś, pozostaje przyjąć niezłomną postawę moralnej doskonałości wykazywaną przez Tego, który ani na jotę nie dał owemu duchowi satysfakcji. Tylko wówczas – niezależnie od tego, ile demoralizujących bałamuctw mają jeszcze w zanadrzu domorośli „władcy świata” – zawsze zachowa się w konfrontacji z nimi niewzruszoną odwagę, wytrwałość i wewnętrzny pokój.
Jakub Bożydar Wiśniewski