27 maja 2010 r. w zabudowaniach UW odbyła się debata „Standard złota – Święty Graal czy puszka Pandory?” współorganizowana przez Koło Naukowe im. Mirosława Dzielskiego oraz Instytut Misesa. W debacie udział wzięli: dr hab Robert Gwiazdowski (Centrum im. Adama Smitha), dr Mateusz Machaj (Instytut Misesa) oraz dr Waldemar Kozioł (Uniwersytet Warszawski). Dodatkowego „ognia” debacie zadawał zasiadły na widowni Jan Fijor.
Niestety, tak zwana złośliwość rzeczy martwych, uniemożliwiła przedstawienie nie tylko dźwiękowego zapisu, ale nawet w znacznej mierze stenogramu debaty. Wszelako mając na uwadze zainteresowanie, jakie wzbudziła sama informacja na temat debaty pokusiłem się o zrelacjonowanie w formie zwartego tekstu myśli i twierdzeń Prelegentów, co mam nadzieję choć w części zrekompensuje Państwu brak dokładnego zapisu z ponad dwugodzinnej debaty.
Odchodzenie od standardu złota w ekonomii światowej częściowo związane jest z wielkim kryzysem lat 30. ubiegłego wieku. Jako pierwsza zrezygnowała Anglia w marcu 1931 r., jako jedna z ostatnich – Polska w 1934 r. Po drugiej wojnie światowej nastąpiła dalsza ucieczka od standardu złota, co w jakiejś mierze przełożyło się na przyspieszony rozwój technologiczny w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, chociaż zarówno przed 1939 r. jak i po 1945 r. odchodzenie od standardu złota skutkowało deflacją. Wpływ, jaki wywarł na powojenną polską edukację ekonomiczną (i po części historyczną w zakresie historii gospodarczej) keynesista Oskar Lange sprawił, że obecnie standard złota jest praktycznie nieobecny w debacie akademickiej, wspominany humorystycznie bądź jako przeżytek dawnych czasów.
Nieuczciwe jest mówienie o gospodarce bez uwzględnienia standardu złota, czy szerzej – pieniądza kruszcowego, nie tylko dlatego, że był pierwszym zinstytucjonalizowanym systemem finansowym w gospodarce światowej. Mówiąc bowiem o pieniądzu, mówimy de facto o towarze, będącym miernikiem wartości innych towarów. Trzeba przy tym pamiętać, że standard złota, jako pieniądza, nie został wymyślony jak pieniądz papierowy, ale wytworzony w toku celowej ewolucji wymiany dóbr, zaś nikt nie może powiedzieć, że proces ewolucji został zakończony. Warto wreszcie pamiętać, że standard złota nie jest jedynym możliwym standardem. W historii rolę miernika wartości towarów (czyli pieniądza) odgrywały już np. sól, zboże czy ziarna kawy. Osobnym zagadnieniem jest błędne przekonanie o tożsamości standardu złota z wolnym rynkiem. Złote monety wszak nie wykluczają zamordyzmu czy biurokracji, choć przyczyniają się do jej ograniczenia.
Zasadniczą kwestią w przywróceniu standardu złota jest problem techniczny. Zasoby złota są bowiem ograniczone, przy czym spora ich część przeznaczana jest na biżuterię. Tymczasem w przypadku przywrócenia standardu złota nastąpiła by konieczność pokrycia w jakiś sposób całej masy zadrukowanego podobiznami prezydentów czy królów fiducjarnego i wirtualnego papieru. Osobną sprawą jest odpowiedź na pytanie kto ma dzisiaj złoto, choć nie można zaprzeczyć, że czym innym jest wprowadzanie parytetu złota, a czym innym inwestowanie w rynek złota.
Standard złota jest nie do pogodzenia z obecnym systemem pieniądza fiducjarnego, w którym rządy i banki centralne nadmiernie zadłużają przyszłe pokolenia na poczet rozwoju gospodarczego. Położenie głównego nacisku na kreację pieniądza w perspektywie prowadzi do katastrofy obecnego systemu z jego dynamiką rozwoju, albowiem przedsiębiorczość w coraz większym stopniu zastępowana jest przez planowanie, będące wynikiem biurokratycznego promowania działań paraprywatnych. Rozważając zagadnienie zadłużenia państwa trzeba też pamiętać, że najczęściej mowa jest o długu oficjalnym (mającym wierzyciela), milczeniem zaś pomijana jest kwestia długu zadekretowanego (zobowiązań państwowych). Co ważniejsze – większość państwowego zadłużenia wykorzystywana jest na utrzymywanie nieefektywnej biurokracji. Wynika to również z faktu, że pojęcie zysku i start, czyli rachunku ekonomicznego w przypadku działalności państwa (finansowania z podatków oraz dekretowanych budżetów) jest błędem logicznym wobec braku racjonalnej kalkulacji ekonomicznej.
Rzecz jasna ucieczka od fiducjarnego pieniądza jest coraz bardziej palącą koniecznością. Problem jednak, jak to zrobić mając na uwadze, że wprowadzenie standardu złota wobec jego ograniczonych zasobów oznacza redukcję wzrostu gospodarczego do podaży złotych monet. Nie da się też zbyć pytania, czy mit stałego, wysokiego poziomu wzrostu gospodarczego utrzymywany dzięki funkcjonowaniu pieniądza fiducjarnego jest naturalny, tym bardziej, że nie można zadłużać się w nieskończoność. Jak kapitalnie rzecz ujął R. Gwiazdowski – można się najeść wiagry czy naszprycować innymi specyfikami aby dokonywać „cudów”, tylko jak długo? I jakie będą finalne konsekwencje takiego postępowania?
W XIX wieku system kruszcowy spełniał swe zadanie tylko, że ówczesne tempo przyrostu gospodarczego nie było tak silne jak obecnie. Dzisiejsze tempo wzrostu gospodarczego finansowane jest głównie kredytami, te zaś nie mogą istnieć bez oszczędności, czyli kapitału. Alokacja kapitału prywatnego oznacza przekazywanie przez instytucje finansowe zgromadzonego kapitału tym, którzy mają pomysł na działalność. Przedsiębiorca ryzykując może przeznaczyć swoje zadłużenie na rozwój, co oznacza, że to właśnie zgromadzony kapitał decyduje o produktywności gospodarki. Uzależnienie od mniejszej masy kredytu przy parytecie pieniądza kruszcowego oznacza wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego, albowiem nie wszyscy dostaną kredyty, co jest często wysuwanym argumentem przeciw przywróceniu standardu złota. Tym niemniej poza zjawiskiem hiperinflacji w każdym systemie znajdzie się grupa, która nie otrzyma kredytu. W ocenie ryzyka kredytowego warunkiem przy standardzie złota jest istnienie oszczędności. W przypadku, jak obecnie, gdy państwo finansuje rozwój pieniądzem fiducjarnym, ów warunek zanika a o opłacalności inwestycji nie decyduje już rynek i ocena innych prywatnych czynników uczestniczących w rynku, którą bezskutecznie próbowano uśrednić przy pomocy algorytmów. Absurdalność nierealnego systemu oceny ryzyka kredytowego ujawniła się ostatnio w Grecji. Jedynym pomysłem na ratowanie Hellady, której już instytucje finansowe nie chcą pożyczać, jest udzielenie Grekom kredytów przez inne państwa i dopiero wtedy oni nie oddadzą. Paradoksalnie dzisiejsza Grecja jest jedynym państwem poważnie traktującym zagadnienie własnego zadłużenia, co potwierdza prawo Murphy’ego, iż człowiek zaczyna postępować racjonalnie gdy inne sposoby już zawiodły.
We współczesnej gospodarce silna podaż pieniądza fiducjarnego przekłada się na rozwój technologiczny, będący motorem napędowym gospodarki. Nowe branże kreują nowe możliwości rozwojowe, nowych odbiorców itd. Niemożność zaspokojenia podaży pieniądza w przypadku standardu kruszcowego wobec jego ograniczonego zasobów oznacza konieczność jego pożyczania, pytanie na jakich warunkach? Paradoksalnie rozwój technologiczny i związany z nim wzrost gospodarczy przyczyniają się do zjawiska spadku cen (nowoczesne technologie pozwalają na wytwarzanie tańszych i lepszych towarów), co jest często wysuwanym argumentem przeciwko przywróceniu standardu kruszcu, gdyż podaż pieniądza uzależniona wtedy od masy pieniądza jest trudna do zaspokojenia. Taka zaś sytuacja przekłada się na stabilność gospodarczą.
Tak jak synonimem rozwoju gospodarczego stał się rozwój technologiczny, tak synonimem rynku jako takiego stały się tzw. rynki finansowe, handlujące papierami wartościowymi. Ich funkcjonowanie ściśle związane jest z pieniądzem fiducjarnym, dzięki któremu dobrobyt dnia dzisiejszego finansowany jest konsumpcją przyszłości. Rolowanie długów przerzucaniem ich na następne pokolenia (co jest ściśle związane z pomijaną dynamiką demograficzną), czyli faktycznie kreacja pieniądza poprzez redystrybucję, ma teoretycznie zapobiegać kryzysowi kapitalizmu – nadprodukcji. Zgodnie z definicją Keysa jak i Marksa kryzys nadprodukcji powstaje w wyniku alokacji kapitału jedynie tam, gdzie spodziewane są najwyższe zyski, w wyniku czego inne branże „kuleją”. Uczciwie trzeba przyznać, że w socjalizmie kryzys nadprodukcji się nie zdarzył, choć nie jest to najlepszy argument pro.
Obrazowo sytuację finansowania dobrobytu dnia dzisiejszego konsumpcją przyszłości podsumował R. Gwiazdowski mówiąc, że postawiono wóz przed koniem, co przyczynia się do zawirowań na rynkach finansowych. Charakterystycznym przykładem jest uznawanie za niekorzystny dla sektora naftowego spadek cen ropy – podstawowego surowca. Firmy te tworzą plany finansowe w oparciu o dotychczasowe ceny, co przekłada się wymiernie na wysokość cen akcji i dywidendy. Innymi słowy możliwość zwiększenia produkcji i obniżenia ceny towaru jest dla nich – absurdalnie – niekorzystna.
Warto na zakończenie zwrócić uwagę, że rynki finansowe polegają głównie na zmianie właścicieli instytucji finansowych, zarabiających część tego, co przedsiębiorcy są w stanie wytworzyć i zarobić w przyszłości. Problem w tym, że obecnie wartość instrumentów finansowych dwudziestokrotnie przekracza wartość pieniądza, przy czym tylko część owych instrumentów wykorzystywana jest do stymulacji i zabezpieczeń, reszta zaś – do spekulacji.
Opracowanie i foto: Michał Nawrocki
P.S. Zachęcam Państwa również do zapoznania się z relacją ze spotkania, autorstwa Konrada Rajcy.
Dyskusje, z ktorych niewiele wynika maja sens watpliwy. Kilkakrotnie pisalem juz, ze powrot do standartu zlota jest mozliwy i pozadany gdyz system obecny sluzy okradaniu obywateli przez aktualne elity polityczne. Wszystko zreszta co jest niezbedne to prowadzenie rozliczen wszelkich zobowiazan w odniesieniu do standartu zlota (patrz http://bobolowisko.blogspot.com/2010/02/uniwersalna-proteza-zlotego-standardu.html). Przy takiej konwencji kwestia posiadania stosownych rezerw zlota w bankach centralnych ma znaczenie pomocnicze.
Comments are closed.