Siedzę już na pokładzie samolotu z Berlina do Krakowa, ale w stolicy Niemiec trwa jeszcze uroczysty koncert, zamykający 19. Forum Polsko-Niemieckie, którego honorowymi gośćmi byli prezydenci Andrzej Duda oraz Frank Walter Steinmeier. Jestem pewny, że w Polsce i w Niemczech w perspektywie kilku godzin rozpęta się (o ile jeszcze się nie rozpoczęła) medialna burza wokół słów polskiego prezydenta o żarówkach i gwałtach. Nie sądzę jednocześnie, aby do mediów przebiło się cokolwiek poza niezręcznymi odpowiedziami Andrzeja Dudy. A szkoda, bo choć forum było usypiająco nudne, to płyną z niego dość ważne wnioski.
Po pierwsze, obydwie strony powtarzają jak mantra, że Polska i Niemcy są dla siebie ważne, i że chociaż wiele nas łączy, to jednocześnie są między nami tematy trudne, o których trzeba rozmawiać. Wśród nich pojawiają się kwestie praw Polaków w Niemczech czy reparacji wojennych, ale w gruncie rzeczy całe forum zostało zdominowane przez dwie sprawy: reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce i budowę drugiej nitki Gazociągu Północnego.
Problem w tym, że rozmowa na wspomniane tematy jest kompletnie jałowa. Z jednej strony polski rząd ze względu na uwarunkowania wewnętrznej polityki nie może wycofać się z reformy sądownictwa, a im mocniej Bruksela/Berlin naciskają, tym bardziej spada prawdopodobieństwo uczynienia przez Warszawę choćby najmniejszego kroku wstecz. Z drugiej strony, niemiecki rząd z tych samych powodów nie może wycofać się z budowy Nord Stream 2. W efekcie spotkanie mogłoby się skończyć po pięciu minutach, potrzebnych do odczytania katalogu rozbieżności.
Po drugie, Niemcy próbowali przekonać Polaków, że głównym zagrożeniem dla Unii Europejskiej jest Donald Trump, podczas gdy my widzimy go raczej we Władimirze Putinie. Rozumiem, że „wróg u bram” jest doskonałym wyjaśnieniem problemów trapiących UE. Problem w tym, że jak słusznie zauważył podczas jednej z sesji Krzysztof Rak z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, europejska łódka prędzej niż o Trumpa czy nawet Putina rozbije się o fale włoskiego kryzysu zadłużeniowego, spowodowanego w dużym stopniu wadliwą konstrukcją strefy euro.
Nie umniejszając zagrożenia ze strony rosyjskiego imperializmu, musimy w UE wpierw rozwiązać problemy wewnętrzne. Dokładniej, to Niemcy muszą rozwiązać problemy strefy euro, bo w gruncie rzeczy tylko oni mogą to zrobić (czyli w praktyce za to zapłacić). Niestety nie widać, by Berlin się do tego kwapił. Można odnieść wrażenie, że króluje strategia „jakoś to będzie” i „dojutrkizmu”.
Po trzecie wreszcie, i tu dochodzimy do przemówienia prezydenta Dudy, jeśli Niemcom zależy na partnerstwie z Polską (a z wielu powodów powinno, o czym piszemy od dawna), powinni traktować nas jak partnera. Niestety, finałowa debata z udziałem prezydentów, mająca m.in. na celu uczczenie setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, nie sprawiała takiego wrażenia. W słowie wstępnym, które miało być poświęcone sprawom historycznym, Andrzej Duda zwrócił uwagę na wynikające z polskiej historii strach przed rosyjskim imperializmem i wrażliwość (a nawet przewrażliwienie, jak stwierdził polski prezydent) na punkcie wolności i suwerenności, po czym odniósł się do promowanej obecnie przez nasz kraj na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ zasady suwerennej równości.
Trudno było się wówczas spodziewać, że w drugiej rundzie zacznie się grillowanie polskiej głowy państwa. Rosalia Romaniec z Deutsche Welle, współprowadząca debatę obok redaktora Piotra Legutki, zaczęła dopytywać Andrzeja Dudę o reformę sądownictwa i zeszłotygodniową decyzję Trybunału Sprawiedliwości UE, który nakazał Warszawie przywrócenie sędziów Sądu Najwyższego, przeniesionych w stan spoczynku. Wydaje się, że po dyplomatycznym uniku ze strony prezydenta, głos powinien przejąć Legutko z pytaniem do prezydenta Steinmeiera, który zapytany o Nord Stream 2 mógłby dokonać równie dyplomatycznego uniku. Miło i przyjemnie – po to w końcu organizuje się komuś urodziny. Tak się jednak nie stało – dziennikarka Deutsche Welle zaczęła dociskać prezydenta Dudę. Ten, nieco zmieszany i zaskoczony takim obrotem sprawy, powtórzył tezę o polskim przewrażliwieniu na zewnętrzne, często niezrozumiałe dla przeciętnego obywatela dyrektywy. Niestety, swoją wypowiedź okrasił żartobliwym, ale i bezsensownym przykładem nieenergooszczędnych żarówek, których za sprawą UE nie można już kupić w sklepach. Użycie takiego argumentu w ojczyźnie Energiewende musiało wzbudzić konsternację i szmer na sali.
To jednak nie wystarczyło – zamiast przekazać głos redaktorowi Legutce, Romaniec kontynuowała grillowanie. W kolejnej odpowiedzi polski prezydent zwrócił uwagę, że sam był posłem do Parlamentu Europejskiego i patrząc na problemy UE musimy zadać sobie pytanie, czy przypadkiem instytucje europejskie nie są współodpowiedzialne za Brexit, na co publika zareagowała… buczeniem. Uwaga! Specjalnie zaproszeni goście, w obecności prezydentów Polski i Niemiec, w reprezentacyjnej Weltsaal niemieckiego MSZ, podczas uroczystych obchodów stulecia niepodległości Rzeczpospolitej, wybuczeli polskiego prezydenta za w gruncie rzeczy niezbyt kontrowersyjną sugestię, że przyczyny Brexitu mogą leżeć także po naszej stronie kanału La Manche. Rozumiecie?
Wersal się skończył. Zaczęły się dożynki. Romaniec przekazała głos publiczności, i z tej okazji skorzystał jeden z redaktorów Tagesspiegla, który zapytał oczywiście o piątkową decyzję TSUE. Dodał, że całą sobotę słuchał Polskiego Radia i w serwisach informacyjnych milczano na ten temat.
Prezydent Duda nie wytrzymał i odparł, że w sobotę nie słuchał cały dzień Polskiego Radia i nie wydaje dyspozycji mediom publicznym, ale przynajmniej w Polsce media nie milczałyby, gdyby ktoś gwałcił kobiety na ulicach.
Tak, polski prezydent dał się ponieść emocjom i przekroczył granicę dobrego smaku. Nie powinien tego robić. Podobnie jak nie powinien mówić o żarówkach. Nie zamierzam go bronić. Chciałbym jednak spytać moich niemieckich przyjaciół: kochani Niemcy – o co Wam chodzi? Po co była ta „urodzinowa” szopka? I po co prezydent Steinmeier na końcowe pytanie niemieckiej studentki o wsparcie projektów młodzieżowych zasugerował, że wszyscy powinniśmy się cieszyć, że Niemcy chcą dziś odwiedzać Wrocław, nie myśląc o rewizji granic, bo za jego młodości było inaczej?
Niemcy! Naprawdę mamy być Wam wdzięczni za granicę na Odrze i Nysie? Bo co ‒ przyjdzie AFD i zakwestionuje traktat graniczny z 1990 r.? Naprawdę chcieliście przeczołgać prezydenta jednego z nielicznych państw w Europie, które Was jeszcze „lubi”, i to w sytuacji, w której zignorowaliście nasze obawy dotyczące Waszego dealu z Putinem? Naprawdę myślicie, że za Brexit odpowiadają wyłącznie ci durni Brytyjczycy? Naprawdę uważacie, że głównym problemem UE są dziś Trump i nieliberalny rząd w Warszawie, a strefa euro naprawi się sama? Wreszcie, czy jeśli rząd PiS zrobi krok w tył w sprawie reformy sprawiedliwości, naprawdę odpuścicie budowę Nord Stream 2?
Nasze środowisko od dłuższego czasu zachęca elity polityczne w Polsce do partnerstwa z Niemcami. Niestety, za każdym razem, kiedy wracam z Niemiec, zadaję sobie pytanie, dlaczego nadal warto Was lubić. Hiszpanie, Grecy czy Włosi dawno przestali. Naprawdę chcecie mieć w Europie wszystkich przeciw sobie?
Marcin Kędzierski
Tekst pochodzi ze strony Klubu Jagiellońskiego…
Pan Kedzierski nie rozroznia Niemca od chazara. A ci co atakowali prezydenta to nie Niemcy tylko chazarska mafia rzadzaca Niemcami. Tyle w temacie. Mr. Kedzierski skoro pan tam lata bez przerwy to niech pan sie wysili i pozna prawdziwe realia polityczno-gospodarcze za Odra. Aszekanzi – cos mowi to slowo?
Comments are closed.