Jak informuje ostatnimi dniami prasa, minister Gowin zainspirowany być może epokowymi czterema reformami premiera Buzka, a być może nawet reformami ministra Wilczka, postanowił dokonać wielkiego otwarcia. Zapowiadane po raz kolejny otwarcie zawodów adwokackich ma polegać między innymi na skróceniu okresu praktyki. Jednak nikt nie powiedział, że kancelarie będą masowo przyjmować absolwentów wydziałów prawa na tego typu praktyki. Innymi słowy mamy w tym przypadku do czynienia bardziej z uchyleniem niż otwarciem. Ale to tylko detal. Tym razem chodzi przede wszystkim o otwarcie zawodów objętych koncesjami i skomplikowanym systemem zawodowych uprawień. Pomysł świetny, bardzo potrzebny i być może wpływający z jakim stopniu na tzw. rynek pracy. Ale czy na pewno liberalizacja w pewnym obszarze rynku usług wpłynie na cokolwiek? Czy mamy do czynienia z prawdziwą reformą czy tylko ze świeżym lakierem położonym na zardzewiałą karoserię? Czas pokaże. Muszę przyznać, że kibicuję tym pomysłom jednak mam pewne wątpliwości.
Mam nieodparte wrażenie, że w przypadku tego niby że liberalnego zabiegu mamy bardziej do czynienia z metaforą zbitej szyby. Bo większa liczba pośredników na rynku nie ruchomości wcale nie musi wpłynąć na rynek budowlany. Jedyne co spowoduje to ograniczenie rentowności działających już firm w branży. Prawdziwy rozwój tego rynku polegałby na rezygnacji z pozwoleń na budowę i nikomu niepotrzebnych przepisów. Gdyby każdy na swojej ziemi mógł wybudować co mu się podoba i to własnymi rękami, ożywienie w branży byłoby tak znaczące, że stanowiłoby godziwy dodatkowych pośredników w handlu. Doskonałym przykładem takiego postępowania jest tzw. „liberalizacja” miękkich narkotyków. Wszystko pięknie, tylko że osoba paląca marihuanę wchodzi w system dealerski oferujący prawdziwe świństwo w postaci heroiny i kokainy. Kluczem do rozwiązania problemu narkotyków jest sprawienie, że biznes ten straci swą opłacalność. Heroina jest najdroższą substancją na świecie tylko dlatego, że jest nielegalna. Gdyby była legalna nie opłacałoby się nie tylko jej produkować ale i nią handlować. Wniosek jest tylko jeden: legalizacja miękkich narkotyków wzmacnia tylko nielegalny rynek obrotu twardymi, zaś legalizacja twardych doprowadza do tego, że upada cała istota funkcjonowania tej branży. Wtedy uzależnienie do heroiny nie różniłoby się niczym od uzależnienia od papierosów, czy kropli do nosa (bo są i takie przypadki). Oczywiście ze świecą szukać takich polityków, którzy poważnie podjęliby ten temat.