Decyzja prezydenta Donalda Trumpa o zerwaniu porozumienia atomowego to na pewnych polach wielkie ryzyko dla USA. Te pola to przede wszystkim wiarygodność prezydenta i stabilność sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Wątpliwa jest możliwość przekonania przez Trumpa do swojej wizji pozostałych sygnatariuszy porozumienia. Ewentualny jego zysk zależy od tego, czy w poprzednich negocjacjach atomowych Irańczycy blefowali w zakresie swoich ustępstw aż tak bardzo, że gotowi byliby dla porozumienia zrezygnować z podstawowych założeń swojej polityki zagranicznej. Trudno jednak przypuszczać, aby Teheran był w stanie poświęcić swoje ambicje mocarstwa regionalnego i zrezygnował np. ze swojego zaangażowania w Syrii, Libanie czy Jemenie. Na wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z porozumienia na pewno zyskują najbliżsi sojusznicy Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie – Izrael oraz Arabia Saudyjska.
Zawarte w 2015 roku porozumienie atomowe, poprzedzone tymczasowymi porozumieniami, częściowo łagodzącymi sankcje i realizującymi pierwsze irańskie ustępstwa, było triumfem dyplomacji i współpracy międzynarodowej. Iran został przekonany do ustępstw w zakresie swojego programu atomowego nie groźbą ataku na instalacje atomowe (o co apelował m.in. obecny doradca prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa – John Bolton), gdyż informacje w tej sprawie pojawiały się od wielu lat – lecz nałożeniem sankcji ekonomicznych przez europejskich sojuszników. Irańczycy od lat nie prowadza wymiany handlowej z USA, ale już z Europą – jak najbardziej. Sankcje europejskie w postaci m.in. zakazu dostarczania nowoczesnych technologii, handlu produktami petrochemicznymi i określonymi metalami, zakazu ubezpieczania transportu morskiego do Iranu, faktycznego odcięcie irańskiego systemu bankowego – wzmocniły istniejące sankcje amerykańskie i poddały Iran olbrzymiej presji ekonomicznej.
Warto zwrócić uwagę na zaangażowanie UE, gdyż nie da się pominąć jej udziału w procesie przekonywania Iranu do nałożenia poważnych ograniczeń na program atomowy. Zarówno Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, jak i poszczególne państwa Unii Europejskiej uważały, że Iran respektuje zawarte porozumienia i nie istnieją rzeczywiste przesłanki, dla których z porozumienia należy zrezygnować (taką przesłanką byłoby np., gdyby Iran w tajemnicy dążył do zbudowania bomby atomowej). Dla Stanów Zjednoczonych to problem z dwóch powodów. Po pierwsze, to kryzys z punktu widzenia wiarygodności, gdyż Amerykanie zobowiązali się do przestrzegania pewnych warunków gry i teraz bez powodu się z nich wycofują. To nie ułatwi rozwiązywania problemów i budowania zaufania w przyszłości, zwłaszcza że świat, co do zasady, popierał porozumienie. Po drugie, Europejczycy wydają się rozgoryczeni decyzją Donalda Trumpa i deklarują, podobnie jak Irańczycy, chęć podtrzymania porozumienia. To by oznaczało, że pozostali sygnatariusze porozumienia co najmniej rozważają izolację Waszyngtonu w tej sprawie, a więc jesteśmy bardzo daleko od ponownego nałożenia sankcji przez cały świat, w tym UE, na Iran. W praktyce problem jest poważniejszy, bo amerykańskie sankcje mogą dosięgnąć europejskie przedsiębiorstwa współpracujące z Iranem, więc Amerykanie posiadają narzędzia wpływu (m.in. w przeszłości Amerykanie nałożyli kary na BNP Paribas za obchodzenie sankcji). Ewentualny konflikt będzie miał zatem wymiar finansowy. O ile Europie zależało na jedności z Trumpem i gotowa była naciskać na Iran w kwestii kolejnych ustępstw, o tyle wycofanie się z porozumienia w tej formie bardzo zmniejsza Europie pole manewru, bo nie da się pogodzić ognia z wodą.
To prawda, że porozumienie atomowe nie przewidywało ograniczeń dla irańskiej polityki zagranicznej oraz umowa nie dotyczyła irańskiego programu balistycznego. Z drugiej strony nie przewidywało także zniesienia amerykańskich sankcji w tym obszarze (np. związanych z naruszeniami praw człowieka czy wspieraniem organizacji uznawanych przez Stany Zjednoczone za terrorystyczne). Zrozumieć można, że Stany Zjednoczone i najbliżsi bliskowschodni sojusznicy – ze względu na swoje interesy polityczne – nie życzą sobie irańskiego zaangażowania w Syrii, wspierania rebeliantów w Jemenie, Hamasu w Strefie Gazy czy Hezbollahu w Libanie. Pytanie brzmi, czy Iran będzie gotowy zrezygnować ze swoich ambicji mocarstwowych i uzyskanych wpływów? Wydaje się to wątpliwe, a przedstawiane propozycje ustępstw są składane głownie po to, aby Teheran je odrzucił, gdyż inaczej nie byłyby omawiane publicznie.
Porozumienie atomowe było również sukcesem irańskiej frakcji reformistów (z poparciem Najwyższego Przywódcy Chameneiego, bo nie byłoby porozumienia bez jego zgody) nad twardogłowymi. Irańczycy jako społeczeństwo bardzo popierają porozumienie i oczekują, że dojdzie do poprawy ich poziomu życia. Poziom ten poprawia się – w ich ocenie – zbyt wolno, co stanowi problem dla obecnej władzy (i jedną z przyczyn protestów). Zerwanie porozumienia przez Stany Zjednoczone to potężny podmuch wiatru w żagle nie tylko dla Izraela i Arabii Saudyjskiej, ale także dla irańskich twardogłowych, którzy byli ugodzie od początku przeciwni, a także ostrzegali, że Amerykanom nie wolno ufać. Władze irańskie stagnację gospodarczą wytłumaczą zachowaniem Stanów Zjednoczonych i przywróceniem sankcji.
Trzeba też pamiętać o tym, co jest najważniejsze. Można oczywiście dyskutować o tym, czy za porozumienie dostatecznie zabezpiecza sygnatariuszy przed zdobyciem broni atomowej przez Iran za 15, 20 czy 25 lat. Natomiast z pewnością dość skutecznie rozwiązywało ono bieżący i potężny problem polityczny związany z irańskim programem atomowym, w dodatku bez konieczności użycia siły. Ustępstwa Iranu dotyczące m.in. poziomu wzbogacania uranu, wywiezienia uranu, zmniejszenia liczby wirówek, dopuszczenia inspekcji MAEA, przebudowy reaktora w Araku, rezygnacji z produkcji plutonu pozwalały na osiągnięcie podstawowego celu – zatrzymania i cofnięcia programu atomowego Iranu, a także zapewnienia jego pokojowego charakteru. Zamiast tego mamy wielką niewiadomą, ryzyko izolacji, ale nie Iranu, a Stanów Zjednoczonych, i groźbę dalszej destabilizacji regionu. To nie brzmi jak dobrze przygotowana strategia.
Patryk Gorgol
Foto.: pixabay.com
Artykuł ukazał się w magazynie „Nowa Konfederacja”. Przedruk za zgodą redakcji. Tytuł pochodzi od redakcji PROKAPA.