Deflacja zdominowała globalną gospodarkę i ekonomiczne media. Jest to w ostatnim czasie jedno z najczęściej używanych wyrażeń przez wielu analityków i ekonomistów, obok takich popularnych słów jak inflacja, FED czy kryzys. Deflacja to oczywiście odwrotność inflacji, czyli długotrwały spadek ogólnego poziomu cen.
Można stwierdzić, że nowymi minimami na rynku najważniejszego surowca, czyli ropy naftowej świat wpadł w szpony deflacji. Ropa jest najtańsza od ponad 11 lat. Rynki surowców cały czas szukają dna, które staje się coraz głębsze. Deflacyjna rzeczywistość zadaje coraz bardziej bolesne ciosy chwiejącej się światowej gospodarce.
Najpierw powinniśmy sobie zadać pytanie, skąd się ona wzięła? Otóż po raz kolejny tropu należy szukać w amerykańskim sektorze finansowym sterowanym przez bankierów z Wall Street i nadzorowanym przez posłusznych im urzędników z FED’u. Panująca dzisiaj deflacja to efekt stosowania niebezpiecznych narzędzi inżynierii finansowej oraz nieodpowiedzialnej polityki niskich stóp procentowych FED’u. Służy to jedynie nabijaniu banksterskim bankom zysków. Coraz niższe stopy procentowe, duża dźwignia finansowa oraz brak nadzoru nad instrumentami pochodnymi spowodowały wykreowanie iluzorycznego wzrostu gospodarczego opartego na skrajnie przesadzonej ekspansji kredytowej. Pośród inwestorów zapanował wówczas niepoprawny optymizm, który zachęcał do podejmowania dużego ryzyka i nierentownych z dzisiejszej perspektywy inwestycji. Jednak to była tylko iluzja sztucznie stworzonego bogactwa za pomocą sztuczek finansjery. Doszło oczywiście do załamania się tych skrajnie optymistycznych, wręcz euforycznych przewidywań co do wielkich przyszłych zysków i wzrostu gospodarczego. Z euforii zostały zgliszcza. Rynek, który dąży do równowagi bez skrupułów rozprawił się z ĆPUNAMI FINANSOWYMI fundując im KRACH w 2008r. Bankierzy zostali sprowadzeni na ziemię przez brutalną rzeczywistość.
Obecne deflacyjne środowisko to wynik nadpodaży i bezmyślnego gospodarowania zasobami przez wielkich przedsiębiorców, banki i koncerny, którzy przeinwestowali przy nieracjonalnie wysokich cenach. Teraz wszyscy płaczą, a balansujący się rynek jest bezlitosny. Chwile przed kryzysem z 2008 roku często pojawiały się prognozy o cenie ropy nawet po 200 USD za baryłkę, co miało być skutkiem szalejącego wzrostu zapotrzebowania i ogarniającego świat dobrobytu. Zachód się bogacił. Kraje Trzeciego Świata bardzo szybko rozwijały się i redukowały poziomy biedy. Ceny nieruchomości rosły. Amerykanie będący w posiadaniu lukratywnych nieruchomości nie musieli pracować, bo ceny rosły tak gwałtownie, że sprzedawali je z pokaźnym nawet (kilku) milionowym zyskiem. Jednak czar prysł, wiele rzeczy rozpadło się w drobny mak. Doszło do załamania i sprowadzenia cen do bardziej realnych poziomów. Można to porównać do wizyty na oddziale szpitalnym po przedawkowaniu twardych narkotyków i powrót do realnego świata. Tego właśnie teraz doświadczamy.
Pierwsza fala deflacji w 2008 roku załamała główne rynki czyli ropy, nieruchomości i akcji. Teraz okazuje się, że był to jedynie prolog do tego, co nas czeka. Wówczas spadek cen aktywów miał charakter krótkotrwały, ponieważ Fed obniżając stopy procentowe do zera ruszył na ratunek celem uniknięcia destrukcyjnej spirali deflacyjnej, która jak wirus zaatakowałaby realną ekonomię powodując ciężki kryzys. Pierwszy atak deflacji został odparty. Teraz świat atakuje następny, którego już nie dało się powstrzymać drukowaniem pieniędzy. Różnica jest taka, że w 2008r. kompletnym krachem była zagrożona cała amerykańska gospodarka. Teraz sytuacja wygląda inaczej, ponieważ giełda na Wall Street ma się względnie dobrze (na razie), dzięki pomocy FED’u. Można stwierdzić, że deflacja została wypchnięta z USA na resztę świata. Teraz uderza ona głównie we wszystkie najważniejsze surowce. Oznacza to, że problemy dotykają kraje uzależnione od eksportu surowców. Znajdują się one pod presją ekonomiczną. Lista krajów dotkniętych jest długa. Zmagają się one z brakiem wzrostu gospodarczego, a nawet recesją oraz istotnym osłabieniem narodowych walut. Kraje rozwinięte takie jak Norwegia, Australia i Kanada powinny dać sobie radę, ponieważ są to stabilne i bogate społeczeństwa. Sprawa wygląda gorzej z państwami rozwijającymi się i biednymi. Największe gwiazdy medialne to oczywiście Rosja, Wenezuela i kraje Bliskiego Wschodu. Krótkowzroczność rządów tych państw i zaślepienie magiczną ponad 100 dolarową ceną czarnego złota spowodowało DESTABILIZACJE ekonomiczne, polityczne i społeczne.
Z dramatyczną sytuacją mamy do czynienia oczywiście w krajach Bliskiego Wschodu. Ten region ma mnóstwo problemów. Jednak należy zwrócić uwagę, że gwałtowne załamania cen ropy przeciwdziałają stabilizacji regionu i dołożyły swoje przysłowiowe 3 grosze do panującego tam chaosu. Błędne założenia budżetowe niezbyt rozgarniętych rządów doprowadziły do wściekłości przepełnionych agresją społeczeństw arabskich. Przy wysokich cenach ropy marnotrawione są pieniądze. Natomiast przy gwałtownych spadkach zaczyna brakować na wszystko, co kończy się rewolucjami i wybuchem terroryzmu.
Wielki przywódca Federacji Rosyjskiej również się nie popisał. Atrakcyjna trzycyfrowa cena ropy odebrała mu zdolność do krytycznego myślenia. Gospodarka rosyjska jest przez to w potężnej recesji. Natomiast Putinowi została ostatnia deska ratunku w postaci straszenia własnego społeczeństwa wojnami oraz zbrojnego angażowania się w konflikty, żeby odciągnąć uwagę obywateli od problemów rosnących cen, powiększającego się bezrobocia i dziurawego budżetu.
Dantejskich scen doświadcza Wenezuela. Państwo to jest mocno uzależnione od eksportu ropy naftowej. Załamanie jej cen pogrążyło kraj. Ludzie stoją w kolejkach po podstawowe produkty. Brakuje wszystkiego, od papieru toaletowego i środków czystości po akumulatory samochodowe. Rząd Wenezueli przejął kontrolę nad dystrybucją żywności. Doszło nawet do przypadku zabójstwa w czasie grabieży jednego z supermarketów w mieście Ciudad Guayana.
Warto również przyjrzeć się Brazylii. Jako ważny światowy eksporter Brazylia przez lata korzystała z wysokich cen surowców przemysłowych i żywności. Jednak atak deflacji zmienił wszystko i do jej bram również zapukał kryzys gospodarczy. Niepokoje społeczne być może są tylko kwestią czasu.
Jesteśmy teraz w takim punkcie, że niemal wszystkie główne surowce tracą na wartości, bez wyjątku, czy to ropa, węgiel, miedź lub metale szlachetne. Na przykład Indeks Surowców wg Bloomberg’a znajduje się na najniższych poziomach notowanych ostatnio 15 lat temu. Załamanie na rynku surowców zaczyna odczuwać wiele firm wydobywczych na wszystkich szerokościach geograficznych. Spowoduje to kłopoty z płynnością oraz redukcje zatrudnienia. Nie śmiejmy się z Wenezuelczyków, bo Polsce też się „dostanie”. Polskie kopalnie były źle zarządzane przez lata. Inwestycjom w węgiel nie sprzyja trwały spadek ceny oraz uznanie go za głównego truciciela środowiska. Dlatego protesty polskich górników pod sejmem, a potem na ulicach są całkiem realne.
Lata błędnych decyzji bankierów z Wall Street i ich skłonności do kreowania baniek spekulacyjnych to przyczyny deflacji. Jednak centralnym punktem dzisiejszej fali deflacyjnej są Chiny. Chińczycy latami wykorzystując tanią siłę roboczą produkowali niezliczone ilości towarów kupowanych na kredyt przez bogatych obywateli zachodu i powiększały zyski światowych korporacji. Jednocześnie sami się dynamicznie rozwijali budując imperium, ale tak naprawdę kolosa na glinianych nogach. Konsumowali przy tym ogromną ilość surowców. Był to przykład efektu mnożnika, który ostatecznie przekształcił się w bańkę spekulacyjną. Teraz zbliża się KONIEC. Potencjał do wzrostu się wyczerpał. Chiny się przegrzały, a świat bogacący się ich kosztem dostał zadyszki. Rodzi się pytanie – jak potężny będzie UPADEK Chin i jak nisko to zepchnie w dół surowce? Chińskie państwo jest na granicy swoich możliwości demograficznych, ekonomicznych i środowiskowych. Ciężko sobie wyobrazić dalszy rozwój Państwa Środka i na przykład 1,5 lub 2 mld Chińczyków konsumujących na poziomie zachodnich społeczeństw i oddychających w miarę czystym powietrzem. Chociaż niektórzy wierzą w nieograniczony rozwój. Już bardziej prawdopodobna jest inwazja kosmitów na naszą planetę i wojna z nimi o resztę surowców. To jest science fiction. Kryzys w szeregach tak wielkiego konsumenta wszelakich surowców oznacza, że rzeczywistość deflacyjna zostanie z nami na dłużej.
Czarne deflacyjne chmury opanowały niebo światowej ekonomii. Resztki nadziei o dynamicznym odbiciu na kształt litery V zostały ostatecznie pogrzebane. Deflacja jest znakiem słabnącej globalnej aktywności gospodarczej, która kuleje na skutek kurczącego się finansowania inwestycji i konsumpcji kredytem. Być może skończy się to kolejną światową recesją. Deflacja wyrządza wiele SZKÓD. Utrudnia ona spłatę zadłużenia, wywołuje hiperinflację i zagraża stabilności systemów społecznych zwiększając ryzyko rewolucji wściekłych ludzi.
Tomasz Batavus
Autor prowadzi własnego bloga System w kryzysie
Autor tradycyjnie nie rozumie tematu i wypisuje…. Kapitalizm, oparty na drukowanym pieniadzu czy obecnie na zapisie komputerowym, daje szachrajom mozliwosc pompowania swiatowach gospodarek i manipulacji panstwami wg wlasnych strategi. Raz sie nadmuchuje balon (inflacja) a potem sie go studzi (deflacja). Obecny scenariusz byl do przewidzenia po okresie dmuchania balonow. Kapitalizm sie skonczyl – wypada tylko powtorzyc ze chazarska hucpa ma do wyboru dwa rozwiazania: podzelic sie bogactwem z pospolstwem albo rozwalic pospolstwo. Jak widac wybrala oczywiscie rozwiazanie drugie – deflacja czyli sztuczne zanizanie cen to jedna ze strategi chaosu, podobnie jak inwazja islamu. Europa/swiat pograza sie w niebycie z ktorego zwyciesko znow wyjdzie „elita”.
Ps. Panie Batavus czy Wenezuela ma puste polki w marketach bo zyje wylacznie z eksportu ropy? Niech pan pomysli logicznie zanim napisze znow takie bajki. Gdyby w tym kraju nie bylo ropy to co? Nie byloby Wenezueli i obywateli tego kraju bo nie urosly by tam prosiaki, zboze i winogrona i nie byloby zycia?
Comments are closed.