Poniżej zamieszczamy polemikę do tekstu Grzegorza GPS Świderskiego „Dlaczego popieram likwidację gotówki?”.
* * *
Polityka to walka. Wychodząc na polityczne boisko, czy choćby siadając na trybunach politycznego stadionu powinniśmy wiedzieć: kto, z kim, o co i jakimi sposobami walczy. Jeżeli nie będziemy mieli tego podstawowego rozpoznania możemy zacząć kibicować naszym przeciwnikom, lub – co gorsza – możemy wyjść na boisko i zacząć bardzo efektywnie strzelać gole do własnej bramki. Tak więc: żeby przez pomyłkę nie strzelać goli do własnej bramki postarajmy się w jakiś przejrzysty sposób ustalić gdzie przebiega polityczna granica podziału na MY i ONI oraz ustalić kto z nas po której stronie tej granicy się sytuuje.
W tej materii zdania publicystów są, niestety, katastrofalnie podzielone (i – niestety – oparte głównie o nieporozumienia). Unikając analizy tych podziałów i ich skutków (byłoby to akademickie nudziarstwo) podam po prostu, w jak najbardziej potocznej formie, własną na ten temat opinię. Na ogół wszyscy pamiętamy polski podział polityczny na „chamów” i „żydów” (proszę nie wstawiać tu dużego „Ż”, bo to by zmieniło znaczenie słowa!); pamiętamy też podział na socjalistów narodowych i internacjonalistycznych… Bez względu jednak na to, którą z tych opcji poprzemy dokonamy wyboru „mniejszego Zła”, czyli – mówiąc dosadniej – udzielimy poparcia Złu! Ulegając takim ”wyborom” nie zostawiamy miejsca dla Dobra. Nieprawdaż? Moim zdaniem natomiast podstawowa granica politycznych podziałów to granica między Dobrem a Złem. Cóż więc w polityce jest tym Dobrem, a co jest tym Złem? Granicę tą, granicę między Dobrem i Złem, wyznacza nasz stosunek do instytucji państwa. Mówiąc potocznie: kiedy państwo jest instytucją dobrą, a kiedy złą. Jest to kwestia w polityce zasadnicza z tego głównie powodu, że funkcjonowanie państwa opiera się o monopol siły, a to oznacza, że państwo może (z racji właśnie na posiadanie tego monopolu siły) zrobić z obywatelami dosłownie wszystko (jak np. Kambodża pod rządami Pol Pota, Chiny pod rządami Mao, Rosja pod rządami Stalina, Niemcy pod rządami Hitlera, etc…) Jakie tedy jest moje zdanie? Otóż ja się ośmielam twierdzić, że to nie państwo stworzyło ludzi, ale ludzie stworzyli państwo. Nie można więc przyjąć, że ludzie są dla państwa, ale z całym uporem dążyć należy do tego, żeby państwo było dla ludzi. Nie znaczy to bynajmniej, że państwo, które funkcjonuje „dla kilku ludzi” jest też państwem dla ludzi. Dobre bowiem jest nie to co jest dobre dla kilku ludzi, ale to co jest dobre obiektywnie; dla każdego w jednakowym stopniu. Powierzchownie patrząc odrzuca to każdą formę socjalizmu, jako ustroju zalegalizowanej grabieży (obdarowywanie jednych dobrami zabranymi drugim). Odrzuca to również każde „wsparcie” jakiejkolwiek firmy czy jakiejkolwiek branży, jako że przywilej nadany choćby jednej osobie jest oczywistą dyskryminacją wszystkich pozostałych osób (pozostawiając normalną gospodarkę wynikającą z równoprawnej wymiany dóbr na wolnym rynku: kapitalizm – TAK, wypaczenia – NIE).
Z całą pewnością Dobrem są również zasady kultury i obyczaju, ale tu koncentrujemy się na kwestiach materialnych, bo meritum wypowiedzi Autora tej sfery dotyczy.
Tak więc: żyjemy w państwie Zła (w państwie promującym i upowszechniającym Zło), a chcemy (przynajmniej ja chcę!) żyć w państwie Dobra (w państwie zwalczającym Zło, a promującym i upowszechniającym Dobro). W sferze materialnej oznacza to tyle, że żyjemy w państwie okupacyjnym; w państwie, które samo sobie przyznało prawo do dysponowania owocami pracy swoich poddanych. Instytucja współczesnego państwa ma charakter klasycznej mafii; cały system podatkowy oparty jest o zasadę: „masz – to oddaj!” (jeżeli masz więcej – to oddaj więcej). Mówiąc językiem ostrej publicystyki: państwo uznaje za rację stanu zasadę, że każda działalność gospodarcza jest po to, żeby napełniać państwowe koryto zostawiając ludziom tylko tyle, żeby pokornie pracowali i żeby się nie buntowali. W najbardziej optymistycznym wariancie daje to kaście (absolutnie Nadzwyczajnej Kaście biurokratycznych nadzorców) możliwość zgarniania setek milionów podatkowego grosza za realizację „inwestycji” i „zadań”, które tylko generują koszty bez ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka czy też jakiejkolwiek odpowiedzialności. By sprawnie realizować swoje okupacyjne cele państwo współczesne staje się (musi się stawać!) coraz bardziej faszystowskie i coraz bardziej totalitarne. Ludzkich spraw państwo to nie może pozostawić ludziom. „Wszystko dla państwa, wszystko poprzez państwo – nic obok państwa, nic poza państwem!” toż to samo jądro włoskiego faszyzmu realizowanego dziś przez wszystkie państwa niegdysiejszej Cywilizacji Łacińskiej. A dlaczego „wszystko poprzez państwo”? Bo tylko w tej formule można jak najbardziej legalnie trzymać w biedzie i bez szans na wyrwanie się z tej biedy (wszystko, co wytworzy każdy z nas trafi do państwowego koryta pozostawiając w nagrodę tylko ochłap za skuteczne tegoż koryta napełnianie). A totalitarnym nasze państwo staje się (bo stawać się musi!) dlatego, że nie można ludziom zabrać wszystkiego co posiadają i wszystkiego co wytwarzają nie wiedząc kto co posiada i kto co wytwarza. Stąd też cały współczesny system podatkowy ma charakter klasycznego haraczu pobieranego niegdyś tylko przez mafie. Normalne państwo (Cywilizacji Łacińskiej) pobierało podatki równe od wszystkich i przeznaczane na cele jednakowo wszystkim służące, a nie możliwe do zaspokojenia w innym trybie (głównie na bezpieczeństwo). Mafia w tym czasie pobierała haracz, czyli przymusowe daniny na zasadzie : „masz – to oddaj!”. Dziś państwo – odchodząc od zasad Cywilizacji Łacińskiej stało się jedną wielką mafią [doskonaląc ten mafijny mechanizm o takie „nowinki” jak choćby mechanizm narzucania na poddanych zobowiązań, których oni nigdy nie zaciągali, a które będą musieli spłacać przez wiele pokoleń].
Niegdyś okupanci mieli odwagę okazać swoją pozycję: Generał Hans Frank był jawnym namiestnikiem niemieckiego okupanta i nie próbował udawać „Polaka – katolika”. Raptem kilka lat później sowiecki okupant już postępował inaczej: sprawował okupacyjną władzę nad Polską mieniąc się „Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego”. Zaczęto – w sferze politycznej – przeczyć znaczeniu wszystkich podstawowych pojęć. Odbierając np. Narodowi Polskiemu resztki tego czego nie odebrał okupant niemiecki – nazwano to „nacjonalizacją” (unarodowieniem). I tak postępuje się do dziś. „Antysocjalistyczną opozycją” byli ludzie pokroju Jacka Kuronia i Adama Michnika. Przywódcą „antykomunistycznego” buntu był tajny współpracownik komunistycznej bezpieki – „Bolek”. Pierwszym „niekomunistycznym” (czytaj – katolickim) premierem był Tadeusz Mazowiecki…
Chcieli ludzie demokracji – to ONI nazwali się „Unia Demokratyczna”. Kiedy ludzie zaczęli się na tym poznawać i zaczęli wyrażać dążenia do wolności – to ONI nazwali się „Unia Wolności”. Kiedy ludzie wyrazili swoje dążenia do liberalizmu – to ONI nazwali się „Kongres Liberalno-Demokratyczny”, … kiedy wreszcie ludzie zaczęli domagać się prawa i sprawiedliwości to ONI nazwali się „Prawo i Sprawiedliwość”… I tylko jedno się nie zmienia: okupacyjna (mafijna) formuła państwa realizująca faszyzm i totalitaryzm. I nie zmienia się też zakłamanie języka: ONI chcą, by ICH „patriotyzm” popierali wszyscy, cieszący się autorytetem patrioci, by ICH „katolicyzm” (i w ogóle – ICH „konserwatyzm”) popierali wszyscy cieszący się autorytetem katolicy i konserwatyści. Wystawiają tedy swoich zadaniowanych „bojowników o słuszna sprawę” (jak niegdyś „Bolka”), bądź – chętniej – posługują się tzw. „pożytecznymi idiotami”, którzy – za darmo i niezależnie – wychwalają ICH „katolicyzm”, „konserwatyzm”, „liberalizm”, „patriotyzm”… Propagandą łatwiej i taniej zniewolić narody niż karabinem i czołgiem.
Taką właśnie postawę zaprezentował człowiek, który sam się uznaje za „konserwatystę, monarchistę i liberała” – GPS. Nie byłoby o co kruszyć kopii, gdyby nie fakt, że dla wielu polskich konserwatystów, monarchistów i liberałów jest On całkiem poważnym autorytetem. A skoro jest – to trudno Jego wypowiedź zignorować. Problem bowiem nie w tym, że ktoś w Internecie głupstwa plecie. Internet jest różnymi głupstwami wręcz przepełniony. Problem w tym, że głupstwa plecie GPS.
Przeto teraz (dopiero) – kilka akapitów „ad rem”.
Mianowicie p. Grzegorz stwierdził, że proponowana przez ministra Kościńskiego likwidacja gotówki to techniczna duperela nie warta by o nią kruszyć kopie. Wręcz twierdzi, że jeżeli będzie gorzej – to tym lepiej, bo ludzie poczują, że władza im bardziej szkodzi niż pomaga. („Rząd będzie nas kontrolował coraz bardziej, co musi spowodować, że obywatel wreszcie zobaczy, że to mu szkodzi.”) Popierać totalitaryzm głosząc nadzieję, że jest to droga do jego likwidacji to doprawdy wielka osobliwość w ustach (rzekomego) konserwatysty. Gorsze jest to, że p. Grzegorz rozwija ICH postawę przedstawiając ICH argumenty jako prawdziwe powody dążenia do likwidacji gotówki. Żeby się zanadto nie rozwodzić pominę krytykę ICH argumentów i przedstawię swój – mniemam, że prawdziwy – powód takich planów i zamierzeń.
Otóż pracując na podstawie umów o pracę każdy najpierw zostaje ogołocony z połowy zarobku, a następnie – resztką – wynagrodzony. Nie można od tego haraczu uciec, bo nasi kochani okupanci znają każdą przekazywaną złotówkę. A kontroluje te złotówki właśnie po to, żeby je obłożyć haraczem, bo przecież w faszyzmie każdy musi pracować przede wszystkim na koryto naszych umiłowanych okupantów, a państwo jest totalitarne właśnie po to, żeby zapewnić szczelność tego systemu („…nic obok państwa…”). Co się natomiast dzieje „po godzinach”? Otóż „po godzinach” ludzie zaczynają żyć na wąskim marginesie wolności. Zamieniając zapisy na kontach na gotówkę w kieszeni zaczynają się tą gotówka wymieniać – o zgrozo – NIE ODPROWADZAJĄC HARACZU i poza kontrolą ze strony sługusów totalitarnego państwa. Robotnik kupuje od rolnika buraki czy kartofle, rolnik płaci sąsiadowi za serwis swoich maszyn czy remont budynków, rzemieślnicy zatrudniają robotników i budują sobie (SOBIE!!! – nie swoim kochanym okupantom) domy i warsztaty… „Po godzinach” mamy więc (jeszcze!) możliwość pracy dla siebie, a nie na naszych okupantów; mamy możliwość uniknięcia mafijnego haraczu pobieranego od wszystkich, którzy coś wytwarzają. Dzięki temu ludzie mają jeszcze co jeść, mają się w co ubrać, mają gdzie mieszkać… Cała okolica, w której mieszkam żyje właśnie dzięki pracy „po godzinach”. I ten właśnie margines nasz ukochany sługa okupantów zamierza nam zlikwidować. Nawet prostytutce nie będzie czym zapłacić, bez wiedzy okupantów i bez uiszczenia stosownego haraczu, nie mówiąc o finansowaniu Kościoła, który dziś jeszcze zbiera gotówkę na tacę i minister naszych okupantów nie ma możliwości dowiedzieć się kto w jakim stopniu ten Kościół sponsoruje przez co ani haraczu pobrać (od dochodów) nie może, ani też nie może się dowiedzieć kogo należy szykanować. A Pan Grzegorz twierdzi, że nie ma znaczenia czy ja Mu zapłacę np. kartą kredytową, czy przelewem bankowym. Panie Grzegorzu! Na Miłość Boską! Dla Pana i dla mnie znaczenia to nie ma. Ale pierwszorzędne znaczenie ma dla naszych okupantów. Dlatego ONI o tym nie mówią plotąc dyrdymały o kosztach druku banknotów, czy kosztach sejfów do ich przechowywania. Trudno natomiast uwierzyć, że Pan tego nie zauważa. Jeżeli Pan mi zapłaci za coś – dajmy na to – 1000, po czym ja Panu zapłacę za coś innego również 1000, to po zlikwidowaniu gotówki nasi okupanci wzbogacą się o 1000, a my stracimy po 500. Przecież cały nasz system podatkowy funkcjonuje cały czas w tym właśnie duchu. Jakoś jeszcze żyjemy nie dzięki temu systemowi, ale dzięki temu, że jest on jeszcze nieszczelny. I Pan się uważa za konserwatystę i liberała głosząc, że tę nieszczelność należy zlikwidować?
Przypomnę więc, że moim zdaniem zasadnicza granica podziału politycznego w Polsce nie polega na tym: jak okradać i zniewalać poddanych. Tę granicę wyznacza pytanie: czy państwo jest od tego, żeby poddanych zniewalać, czy też od tego, by wolność poddanych chronić? Podział na MY i ONI przebiega więc – moim zdaniem – tak:
ONI – okupanci.
MY – okupowani.
Ja się uważam za katolika, liberała (gospodarczego), monarchistę, konserwatystę i polskiego patriotę. Sytuuję się po stronie MY. A Pan?!
A-Kis
Nie widzę w tej notce nic polemicznego w stosunku do tego co ja napisałem. Ja nie przeciwstawiam płatności elektronicznych gotówce, nie twierdzę, że płatności elektroniczne dadzą nam więcej wolności. Wręcz odwrotnie – wprost i wyraźnie napisałem, że władza dąży do likwidacji gotówki by nas lepiej kontrolować. Ja w notce przeciwstawiam kryptowaluty walutom państwowym. Uważam, że rozliczanie się kryptowalutami da nam więcej wolności niż rozliczanie walutami państwowymi – i nie ma znaczenia w jakiej formie są te państwowe waluty – w postaci gotówki, czy zapisów elektronicznych. Więc polemika ze mną powinna uzasadniać tezę przeciwną, że więcej wolności daje operowane gotówką waluty emitowanej i kontrolowanej przez państwo, niż rozliczanie się nie zależnymi od nikogo kryptowalutami. W tej rzekomej polemice nia ma w ogóle argumentów uzasadniających taką tezę, więc to nie jest polemika ze mną.
Panie Grzegorzu!
Moje pragnienie, by cieszyć się Wolnością nie wystarczy, bym mógł się równocześnie cieszyć mianem liberała. By mnie za liberała można było uznać powinienem dążyć do tego, by wszyscy ludzie mogli cieszyć się Wolnością; nawet gdybym ja sam chciał by mi tę Wolność z jakiegoś powodu ograniczono. Liberałowie od dawna wyrażają tę postawę we wdzięcznym hasełku: „zakazuje się zakazywać”. A przecież proponowany przez sługę (ministra) naszych okupantów, p. Kościńskiego ZAKAZ używania gotówki radykalnie ogranicza wolność nie tylko Pańską czy moją, ale wszystkich obywateli Polski. Nie wnikając nawet w rzeczywiste powody (czy też analizę skutków) takiej decyzji naszym moralnym obowiązkiem (wynikającym z liberalnej ideologii ale też i konserwatywnej doktryny) jest krzyczeć: precz z okupacją i jej sługami (ministrami)! Pan może gotówki i tak używał nie będzie. Ba! Nawet gdybym i ja nie chciał w przyszłości tej gotówki używać, to nie znaczy jeszcze, że mamy się godzić na odebranie możliwości takiego wyboru wszystkim współobywatelom. Jak ktoś chce płacić kartą, przelewem, czy telefonem – niech sobie płaci. Ale jeśli ktoś zechce rozliczać się z kimś innym w gotówce (czy np. w naturze) to instytucja państwa powinna dopilnować, by nikt nikomu i w takiej transakcji nie mógł przeszkodzić. I nie ważne, czy chodzi tu o dwa miliardy, dwa tysiące, czy o dwa złote. Miarą liberalizmu nie jest przecież jakakolwiek kwota, czy też czyjakolwiek wygoda. Miarą liberalizmu jest ZASADA. „Zakazuje się zakazywać!”.
Nie chodzi o to, że operowanie gotówką daje więcej wolności. Chodzi o to, że MOŻLIWOŚĆ operowania gotówką daje więcej wolności niż zakaz operowania gotówką (nawet gdyby ta możliwość przynosiła straty!; Wolność to przecież również możliwość popełniania błędów). Pragmatycznie natomiast patrząc na problem: ONI chcą ten zakaz ustanowić nie dlatego, żeby nam było taniej czy wygodniej. ONI po prostu chcą domknąć niewolniczy, okupacyjny system; chcą doprowadzić do tego byśmy byli niewolnikami i w pracy i „po godzinach”. Chcą byśmy wyrzekli się Wolności w zamian za złudne poczucie bezpieczeństwa oraz dla wygody. Kto sobie nie ceni ideologicznych imponderabiliów, powinien docenić ten argument pragmatyczny. Mam nadzieję, że dla Pana Zasady są ważniejsze od interesów. Mam więc nadzieję, że nie zgodzi się Pan na wprowadzanie niewolnictwa nawet gdyby było to opłacalne.
Pozdrawiam serdecznie.
A-Kis.
A ja uważam, że operując walutą państwową, walutą, która jest w pełni kontrolowana przez państwo, czyni się Pan niewolnikiem tego państwa. I nie ma znaczenia czy operuje Pan gotówką, czy w formie elektronicznej – władza może zrobić z tą walutą co chce, może ją dowolnie zepsuć, może każdego okraść poprzez inflację – również, gdy posiadamy gotówkę. Władza może swoją walutę skonfiskować, albo dowolnie zdewaluować. Albo zlikwidować i zarządzić inną walutę. Więc walka o utrzymanie tej waluty nie jest dla mnie walką o wolność. Wolność uzyskamy, gdy przejdziemy na kryptowaluty – tym więcej wolności im więcej ludzi zacznie akceptować płatności w kryptowalutach. Państwo psując swoją walutę, wprowadzając utrudnienia w jej obrocie, powoduje, że ludzie chętniej będą rezygnować z operowania taką walutą – uważam, że to jest dobre i służy wolności.
Ja uważam, że dzisiejszy państwowy system finansowy oparty na walucie fiducjarnej, kreowanej z powietrza, z obowiązkową rezerwą częściową w banku centralnym, z koncesjonowaniem banków komercyjnych przez państwo, z umocowaniem ustawowo tego systemu, jest zły – to ten system głównie umożliwia zniewalanie nas przez państwo i wpływa na rozwój totalitaryzmu. Ten system finansowy tworzy niewolnictwo. Więc każdą obronę tego systemu uznają za wspieranie niewolnictwa, a każde utrudnianie działania tego systemu uważam za krok ku wolności. Im ten system będzie gorszy dla ludzi, tym lepiej, bo tym szybciej przejdą na kryptowaluty dające wolność.
To moje podejście nie jest realizacją koncepcji: „im gorzej, tym lepiej”. Gdyby nie było alternatywy, gdyby nie było kryptowalut, to zgodziłbym się z tym, że choć państwowy system finansowy czyni nas niewolnikami, to należy choć trochę go polepszać. Ale w stanie gdy alternatywa jest i to alternatywa w pełni wolnościowa, uważam, że w żaden sposób nie należy wspierać państwowego systemu finansowego, należy popierać wszelkie jego pogarszanie, wszelkie utrudnienia, które państwo wprowadza w stosunku do swojej waluty. Zakazy w stosunku do złej waluty służącej niewolnictwu są dobre, im więcej zakazów, im więcej utrudnień, to szybciej ten system upadnie.
Bardzo ciekawy artykuł.
Comments are closed.