W kwestii podejścia do „oczywistego farmaceutyku” laicy niemal z definicji zmuszeni są do posługiwania się zasadami heurystycznymi. Żadne alternatywne rozwiązanie nie byłoby tu uzasadnione, gdyż ślepe opieranie się na „autorytecie ekspertów” byłoby rezygnacją nie tylko z intelektualnego instynktu samozachowawczego, ale też z właściwie rozumianego ducha nauki, w świetle którego większość nie musi mieć racji, zwłaszcza jeśli chodzi o sądy prospektywne.
Wspomniane zasady heurystyczne stwarzają tymczasem znaczne pole dla zdrowego sceptycyzmu. Wystarczy wymienić tu trzy z nich:
1. Zasada optymalizacji ryzyka. Mając do wyboru ryzyko znane i względnie umiarkowane lub ryzyko nieznane (a więc potencjalnie fatalne), rozsądnie jest wybrać to pierwsze. Grupy niskiego ryzyka w sposób w pełni uzasadniony mogą więc uznać groźbę znanej i mało śmiertelnej choroby za rzecz mniej niebezpieczną niż groźby związane z niepewnym środkiem zaradczym. W wymiarze prospektywnym jest tak wręcz z definicji, bo nie da się powiedzieć nic konkretnego o długofalowych skutkach ubocznych nowego specyfiku w momencie oddawania go do masowego użytku.
2. Zasada ograniczonej racjonalności. Mając do czynienia z produktem, który wedle zdroworozsądkowej definicji oparty jest na technologii eksperymentalnej (tzn. nigdy wcześniej nie dopuszczonej do stosowania na ludziach), rozsądną jest niechęć do wejścia w rolę „królika doświadczalnego”. W odpowiedzi bywa się nieraz zarzucanym rzekomymi „eksperckimi danymi”, z których ma wynikać, że rzeczona technologia wcale nie jest eksperymentalna, bo np. istnieją już pokrewne produkty „nieeksperymentalne” tworzone w oparciu o „tę samą zasadę” itp., ale tu właśnie znajduje zastosowanie zasada ograniczonej racjonalności, tzn. świadomości ograniczoności czasu i zasobów kompetencyjnych laika. Innymi słowy, jako że tego rodzaju „wiadomości suplementarnych” nie da się na ogół z laickiego punktu widzenia rzetelnie zweryfikować (podobnie jak istniejących zawsze głosów sprzeciwu wychodzących od „ekspertów mniejszościowych”), nie powinny one wpływać na percepcję faktu bazowego, tzn. faktu, że zgodnie z pierwotnym przekazem podanym do publicznego użytku ma się do czynienia z eksperymentalnym novum. Czyli ze zjawiskiem, które roztropność nakazuje przyjmować z naturalnym dystansem.
3. Zasada zademonstrowanej preferencji. Jeśli producenci pewnych specyfików w pierwszej kolejności zapewniają sobie immunitet od odpowiedzialności za wszelkie ich niepożądane skutki, to tym samym przyznają oni, że owe skutki nie tylko mogą zaistnieć, ale też mogą być na tyle poważne, by – w razie braku wspomnianego immunitetu – w stopniu znaczącym nadszarpnąć ich zasoby finansowe w przypadku konieczności wypłaty odszkodowań. Jest to fakt ważący więcej niż choćby i najbardziej solenne zapewnienia co do bezpieczeństwa rzeczonych specyfików, gdyż czyny znaczą więcej niż słowa, a jurydyczne czyny znaczą dużo więcej niż marketingowe słowa.
Dodatkowym atutem powyższych zasad jest to, że mają one powszechne zastosowanie, a więc nie wymagają przyjęcia dodatkowych założeń o charakterze bioetycznym czy politycznym (co nie znaczy oczywiście, że nad przyjęciem podobnych założeń nie należy się poważnie zastanowić). Uprawomocniają więc one postawę sceptycznego dystansu – tzn. decyzję o niestawaniu w pierwszym szeregu użytkowników – nawet wówczas, gdy nie mamy ani moralnych zastrzeżeń co do natury danego produktu, ani moralnych podejrzeń co do intencji jego producentów czy dystrybutorów. Tylko tyle i aż tyle.
Jakub Bożydar Wiśniewski
Artykuł ukazał się na blogu Autora jakubw.com . Tytuł pochodzi od redakcji PROKAPA. Przedruk za zgodą Autora. Tytuł oryginału: „O zdrowym sceptycyzmie wobec nieznanych specyfików: podejście heurystyczne”.