Nakładem wydawnictwa Zysk ukazała się powieść Marcina Wolskiego „Doktor Styks”. Jak zawsze Marcin Wolski serwuje czytelnikom smaczną historię. Przygotowaną z klasycznych motywów kultury popularnej i podaną, jak w typowych dla Wolskiego, warszawskich dekoracjach.
Oś akcji „Doktor Styks” toczy się między PRL, w okolicach roku 1977, a II RP 1939 roku. Dwie osie czasu wzajemnie się przenikają. Wydarzenia rozgrywające się w II RP jednocześnie rozgrywają się w słuchowisku radiowym PRL-owskiego radia.

Zagadkowa śmierć, zapewne zabójstwo, autora PRL-owskiego słuchowiska Piotra (żyda rewizjonisty z stalinowską przeszłością robiącego karierę w PRL), sprawia że kolejnym autorem słuchowiska zostaje Gwidon. Opiekuje się domem zmarłego, kontynuuje jego prace i nawiązuje romans z byłą kochanką Piotra, Agnieszką. Wszystko to sprawia, że staje się pionkiem w przenikających się rzeczywistościach PRL i II RP, rzeczywistości pisarza i rzeczywistości jego utworu literackiego, rzeczywistości przeszłości splątanej z akcją słuchowiska (choć brzmi to strasznie skomplikowanie czytelnik nie ma problemów z nadążaniem za akcją – powieść nie jest schizofrenicznymi rojeniami znanymi z powieści Szczepana T.). Wplątany w intrygę Gwidon staje się ofiarą przedwojennych kryminalistów którzy porobili kariery w PRL.
Akcja powieści toczy się wartko. Jest bardzo czytelna. Trup ściele się gęsto, a kobiety są chętne. Jak zawsze czytelnikowi trudno oderwać się od lektury. Nie do przecenienia jest też rola wychowawcza powieści, w której każdy komuch to świnia.
Jan Bodakowski