Nie ma sensu odruchowo życzyć sobie czy innym, żeby ten rok był lepszy niż poprzedni, gdyż będzie to przejaw jałowego zaklinania rzeczywistości, Nie ma też sensu z góry zakładać, że będzie gorszy, nawet jeśli zdaje się na to wskazywać naturalna trajektoria obecnych wydarzeń.
Warto za to życzyć sobie i innym, żeby sprawy stawały się – na dobre i na złe – coraz wyrazistsze, tzn. żeby opadało coraz więcej masek i wychodziło na jaw coraz więcej ukrytych zamysłów, co pozwoli coraz roztropniej się do nich ustosunkowywać i coraz lepiej służyć Prawdzie przez duże P.
Warto więc życzyć sobie tego, czego spełnienie obróci się na naszą korzyść tylko wtedy, gdy podejmiemy w stosunku do niego proporcjonalne wobec oczekiwanej korzyści zobowiązanie. Wtedy ani nie będzie trzeba biernie oczekiwać przychylności zewnętrznych wypadków, ani – podjąwszy uczciwy wysiłek – nie będzie się bezbronnym wobec ewentualnego braku podobnej przychylności. Innymi słowy, tylko wtedy zadba się o to, żeby rozumna natura była dobrze usposobiona do przyjęcia spodziewanej łaski.
* * *
Możliwość uczciwego sporu kończy się nie tam, gdzie jeden głosi prymat prawdy, a drugi opinii, jeden prymat zasad, a drugi okoliczności, czy jeden prymat zobowiązań, a drugi zachcianek, ale tam, gdzie którykolwiek twierdzi, że między jednym a drugim nie ma żadnej ostrej różnicy. Wtedy wiadomo bowiem, że uczestniczy się nie w sporze, tylko w oszustwie, a więc należy nie dyskutować, tylko udzielać przestrogi.
* * *
Błędem jest doszukiwanie się jakiegokolwiek jawnego bądź ukrytego sensu w kumulacji forsowanych dziś nachalnie samobójczych i mizantropicznych ideologii. Jednocześnie błędem jest też przekonanie, że ich obecna nawała jest w ostatecznym rachunku przypadkowym rezultatem niefortunnego splotu okoliczności. W rzeczywistości jest bowiem tak, że autodestrukcyjny i upokarzający nonsens wszystkich tych ideologii ma służyć temu, dla kogo pogrążanie świata w absurdzie jest celem samym w sobie.
Innymi słowy, z jednej strony nie warto tracić czasu na gdybanie o docelowym kształcie osławionego „nowego porządku świata”, bo z kumulacji absurdów nie jest w stanie wyłonić się żaden porządek, ale z drugiej strony nie należy przypuszczać, że w tym szaleństwie nie ma metody. Tylko wtedy z jednej strony nie przeszacuje się możliwości przeciwnika, a z drugiej strony nie zlekceważy się jego niszczycielskiej determinacji, łącząc niezłomną czujność z głębokim wewnętrznym pokojem.
* * *
Kto mówi, że „tak” to „tak”, a „nie” to „nie”, ten służy prawdzie. Kto mówi, że „tak” to „nie”, a „nie” to ”tak”, ten służy kłamstwu. Kto natomiast mówi, że „tak” to czasem „tak”, a czasem „nie”, ten służy bełkotowi, czyli kłamstwu tak zakłamanemu, że boi się ono nawet wymienić swoje imię. Stąd ten pierwszy ma szansę nigdy nie zboczyć z drogi, ten drugi ma szansę choćby i w ostatniej chwili na nią wrócić, natomiast temu ostatniemu grozi sprowadzanie do samego końca siebie i innych na bezdroża, których nie będzie on w stanie nawet w przybliżeniu umiejscowić.
* * *
Jeśli ktoś głosi otwarcie i jednoznacznie między innymi to, że chrześcijanie i marksiści powinni ze sobą „dialogować w celu wypracowania wspólnej etyki społecznej” – tzn. jeśli ktoś głosi otwarcie i jednoznacznie potrzebę powstania syntezy Bożej ewangelii i diabelskiej ideologii – ten nie ma nic wspólnego z Kościołem założonym przez Chrystusa, z wyjątkiem tego, że próbuje go w wyrachowany sposób zniszczyć poprzez konsekwentne sianie zamętu i zgorszenia połączone z zachowywaniem wizerunkowych pozorów.
Natomiast niekończące się próby uprawiania logicznej ekwilibrystyki usiłujące tłumaczyć podobne stwierdzenia „błędami komunikacyjnymi”, „niefortunną ignorancją”, „duszpasterską nieroztropnością” czy „ekstrawagancką dyplomacją” grożą niestety popełnieniem gwałtu na zasadzie niesprzeczności i popadnięciem w stan duchowej schizofrenii, przed którą należy wszystkich solennie przestrzegać, jako że od pewnego momentu wydobycie się z jej okowów może graniczyć z cudem.
Jakub Bożydar Wiśniewski