Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł 3 listopada, że wieszanie krzyża w klasach to naruszenie prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami oraz wolności religijnej uczniów. Jest to związane ze skargą złożoną przez obywatelkę włoską pochodzącą z Finlandii.
Informacja ta okazała się znakomitym podłożem do ponownej integracji ze światłem dziennym postulatów środowisk antyklerykalnych w Polsce. Zdaje się, że jedną z pierwszych osób, które poczuły się w tej kwestii niezwykle kompetentne i zapragnęły zabrać głos, była prof. Joanna Senyszyn.
„Wystąpię do premiera Tuska i do rządu, aby pani minister edukacji narodowej wydała rozporządzenie nakazujące zdjęcie krzyży, ponieważ to, że one tam wiszą, jest niezgodne z polską konstytucją. Jednakże nie spodziewam się wielkiego sukcesu, ponieważ pani minister Hall jest całkowicie związana z klerem” – oznajmiła eurodeputowana z ramienia SLD – „Krzyż to przecież jest cierpienie, a ukrzyżowany Chrystus cierpi, męczy się. Niektórzy nawet psychologowie mówią, że to wcale niedobrze, by dzieci oglądały takie straszne widoki”.
Jest to argument równie sensowny, co konstatacja, jaką słyszałem niedawno z ust jednego z wykładowców Uniwersytetu Warszawskiego, jakoby Polska była chorym krajem, gdyż w Wielkanocną niedzielę o godzinie 21 nie można zakupić spodni w żadnym sklepie. Droga Pani Profesor, cierpienie to nieodłączny element życia!
Bardzo sugestywne argumenty przedstawicieli środowisk laickich można odnaleźć w rozmowie portalu Wirtualna Polska z Mariuszem Gawlikiem vel. Mariuszem Agnosiewiczem.
Tylko brak symboli religijnych w państwowych placówkach może zagwarantować wolność sumienia i państwo neutralne światopoglądowo.
Argumentacja, jakoby zniesienie krzyży było wyrazem wolności sumienia jest nonsensem. To właśnie krok w kierunku zgoła przeciwnym, bowiem odebranie możliwości prezentowania osobistych przekonań, nieakcentujących nienawiści, ale wartości pozytywne, jest gwałtem na swobodę sumienia. Jeżeli ktoś postrzega identyfikację drugiego człowieka z jego przekonaniami na drodze religijnej, narodowościowej (bądź jakiejkolwiek innej), jako czyn wielce urągający poczuciu wolności otoczenia, to znaczy, że najzwyczajniej w świecie ma problemy sam ze sobą.
I u nas nastroje się radykalizują. (…) Krzyże w szkole to zawsze potencjalna „wojna” religijna.
Na przykładzie Polski doskonale widać, że znamiona zjawiska o charakterze wojny religijnej pojawiają się wtedy, gdy możliwość do prezentowania poglądów (jakiegokolwiek wyznania) jest ograniczana. Można być pewnym, że w kraju doświadczonym analogicznymi eksperymentami z dziedziny nowa, świecka tradycja zdjęcie krzyży tylko rozbudzi spór na tej płaszczyźnie. Zatem trudno podejrzewać adherentów omawianej idei akcentujących podobne założenie o szczerość intencji czy też przynajmniej odrobinę zmysłu profetycznego.
Państwo jest naszym wspólnym dobrem i nie powinno budować tego rodzaju wykluczających murów między swoimi obywatelami.
Docieramy w zasadzie do sedna sprawy. Otóż szkoła ma za zadanie m.in. uczyć żyć w społeczeństwie, a do tego niezbędne jest definiowanie tego społeczeństwa, w które mają wkraczać młodzi adepci życia. Wdrążenie w głębiny świadomości ucznia podstawówki czy gimnazjum, że symbol religijny jest zarzewiem konfliktów to kreowanie podwalin zawistnego usposobienia.
Wszystko wskazuje na to, że nie unikniemy kolejnej palącej dyskusji poruszającej zastępczy, ale za to bardzo kontrowersyjny, temat. Na tyle roziskrzy on zastygłe lawy ludzkich emocji, że wszyscy dyskutanci prędko zapomną o tym, iż artyficjalne, odgórne rozwiązania nigdy trwale nie kształtują społeczeństwa.
Znamienne dla lewicowych środowisk jest podnoszenie kwestii estetyki obyczajowo-światopoglądowej (które paradoksalnie definiują, jako sprawę wewnętrzną każdego człowieka) na piedestał narodowej debaty.
I nieuzasadniona wiara w to, że wprowadzenie forsowanych zmian w tej materii zmieni świat na lepsze.
Adam Karpiński
Nie bardzo rozumiem to zamieszanie. Polski parlament powinien ustalić wyraźne przepisy na drodze głosowania (albo na drodze powszechnego referendum) – jak z tymi symbolami religijnymi ma u nas być. Albo ustalamy, że ponieważ chrześcijanie stanowią w Polsce większość, to w każdej instytucji ma wisieć krzyż i nie zmieniamy tego dopóki chrześcijanie w Polsce tę większość stanowią. Gdy np. ewentualnie kiedyś większość stanowić będą ateiści lub muzułmanie lub inni, to odpowiednio do tego będzie inny symbol wieszany w urzędach. Albo decydujemy się na opcję, że żadnych symboli religijnych w szkołach i urzędach być nie może. Albo ustalamy, że w szkole ma wisieć jeden symbol religijny – krzyż, albo jeden inny symbol taki jaki większość rodziców dzieci tego chce. Ewentualnie ustalamy, że na ścianach może wisieć tyle symboli religijnych ile mamy w szkole wyznań, a ateiści mają prawo zrobić sobie logo i też powiesić na ścianie. Czas już przyjąć w końcu na drodze demokratycznej jakąś opcję i skończyć te bezsensowne spory, bo wygląda na to, że lepsza w tej sprawie jakakolwiek decyzja niż żadna. Osobiście jestem zwolennikiem tej pierwszej opcji. Oczywiście o ile zwycięży ona w referendum, lub w głosowaniu w parlamencie.
W XVIII w. również „zdjęto krzyże” według maksymy „wyjścia rodzaju ludzkiego z samozawinionej niesamodzielności” jak to ładnie Immanuel Kant ujął. Na „drugi dzień” rozpętano rewolucję (anty)francuską, która miała mało wspólnego z wolnością, jeszcze mniej z równością – a już zupełnie nic z braterstwem. Wystarczy, że lewicowe robactwo zabrało nam monarchów – niech się od krzyża odpieprzą!
Demokracja to nic innego jak tyrania większości. Skoro większość w Polsce to katolicy to znaczym że należy pomijać tych w mniejszośći. Co za bzdura! Po co komu krzyże w urzędach? Wieszajcie sobie symbole czegokolwiek w swoich prywatnych domach lub organizacjach. Co ma urząd do religii? Głęboko wierzę w Boga i brak krzyża gdziekolwiek nie zmieni tego. Liczy się jednostka i jej wiara a nie to co sobie uznała „większość”. Jakiego rodzaju wierzący ludzie uzależniają swą wiarę od jakiś symboli w miejscach do tego nie przeznaczonych? Miejsce na twoje symbole to twoj dom i kościół który wyznajesz. Katolicy szanują innych. Radzę przemyśleć.
Comments are closed.