Wspólnym mianownikiem i jednym z najbardziej charakterystycznych znaków rozpoznawczych dzisiejszych odmian wszystkich najbardziej antyludzkich i antycywilizacyjnych ideologii jest ich infantylizm – sztubacka roszczeniowość połączona z gamoniowatą inercyjnością i miałkim samozadowoleniem.
Wspomniane ideologie same w sobie w żadnym razie nie są nowe, ale nowe są ich kostiumy, skrojone na miarę człowieka ulepionego z wyjątkowo miękkiej gliny. Przykładowo, romantyczny maltuzjanizm epatował grozą nieujarzmionej natury i hartem ducha mieszkańców głuszy, podczas gdy dzisiejszy bambinistyczny maltuzjanizm zaleca roztkliwianie się nad „masowym mordem” hodowlanych zwierzątek. Klasyczny scjentyzm mamił człowieka wizjami budowy upiornych panoptykonów i stachanowskich „gospodarek planowych”, podczas gdy dzisiejszy wirtualno-gadżeciarski pop-scjentyzm kusi permanentnym zanurzeniem się w świecie niedorzecznych memów z kotkami, pieskami i popkulturowymi urywkami w rolach głównych. Klasyczny marksizm zagrzewał do jednoczenia się czerstwych, zaprawionych fizyczną pracą proletariuszy, podczas gdy dzisiejszy „tożsamościowy” neomarksizm zachęca do gremialnego tupania nóżką przez wszystkie emocjonalnie niedoważone indywidua „identyfikujące się” jako malowane ptaki czy różowe jednorożce.
Innymi słowy, wspólnym mianownikiem powyższych ideologii pozostaje niezmiennie chęć pozbawienia człowieka pozycji przysługującej mu w hierarchii bytu – pozycji jedynej istoty w świecie materialnym obdarzonej rozumem, sumieniem, wolną wolą i wynikającą z nich zdolnością do czynienia sobie ziemi poddaną. O ile jednak klasyczne wersje owych ideologii znajdowały posłuch wśród ludzi nie posiadających stosownej wiedzy, mających za to nieraz aż nadto charakteru, o tyle ich dzisiejsze odpowiedniki kierowane są do odbiorców, którzy stosownej wiedzy mają na ogół równie niewiele, za to charakteru nie mają przeważnie za grosz.
Stąd wniosek, że roztropne piętnowanie, ośmieszanie i przemaganie infantylizmu może być co najmniej równie ważne – a niewykluczone, że ważniejsze – w zakresie niwelowania wpływu rzeczonych doktryn, niż propagowanie suchej wiedzy obnażającej ich zasadnicze logiczne niedostatki. Może być to przy tym wniosek o tyle pilniejszy, o ile zdyscyplinowany ignorant z charakterem może po uzyskaniu stosownej wiedzy zacząć bardzo skutecznie odbudowywać to, co dotychczas niszczył, podczas gdy smarkaczowski ignorant bez krzty charakteru nawet po uzyskaniu stosownej wiedzy będzie pogrążał się w autodestrukcji. Nieporównanie łatwiej jest odremontować mózg, niż ducha – a to ten drugi potrzebuje dziś najpilniejszej uwagi.
Jakub Bożydar Wiśniewski