Wielkim pochlebstwem dla polityków jest porównywanie demokratycznego spektrum do sceny. „Scena polityczna” w istocie jest bardzo podobna do sceny teatralnej i na końcu tego felietonu pozostaje tylko refleksja: kto jest scenarzystą, kto jest reżyserem i czy nie są to te same osoby.
Na europejskiej scenie politycznej dominują dwie aktorki, których wdzięków tylko z dżentelmeńskich nawyków wolałbym nie porównywać do pań lekkiego prowadzenia. Pierwszą z tych aktorek jest bojowa siostrzyczka demokracji, coś, co właściwie narodziło się razem z nią i obok niej. Dzika, żądna krwi, działająca często pod przykrywką, dzisiaj z ulicznej kurtyzany awansowała na salonową damę (szminkę ma jeszcze czerwoną), a jej głos wabi swoje ofia… przepraszam, swoich wyborców głosem rozsądnego humanitaryzmu. Ona zawiera w sobie wszelkie cechy takich bohaterów jak Robin Hood czy Janosik. Bogatym zabiera, wszystkim daje, kochana jest i od czasów barykad dokształciła się i strasznie nam spoważniała. Czasami, zwłaszcza na terenie tzw. byłego bloku wschodniego, jest to któraś generacja sierot po Ojcu Narodów, co usta słodsze ma od malin. Oczywiście chodzi o socjaldemokrację.
Zaraz obok znajduje się kolejna salonowa dama, która z socjaldemokracją rywalizuje o głosy elektoratu tzw. „umiarkowanego” bądź  „niezdecydowanego” (innymi słowy: elektorat nie mający ani własnego zdania, ani odwagi). Owa dama na czarno ubrana, uważa się za konserwatywną, ale każdy średnio rozgarnięty politolog zauważy, że ów konserwatyzm ogranicza się do nie robienia literalnie niczego z zastanym porządkiem. W skrócie: po socjaldemokracji nie posprząta, jeśli ta coś ubrudzi, czego dowodzi bijący coraz to nowe rekordy dług zagraniczny Niemiec, gdzie rządzi ponoć konserwatywna partia CDU na czele z domniemanie konserwatywną kanclerz. Trochę na zachód konserwatywna partia forsuje parytety w biznesie (dobrze, że póki co tylko Francja będzie musiała przez ten genetyczny eksperyment przechodzić), a trochę na wschód konserwatyści ładują w liberalizm jak w burą sukę. Generalnie jedyne, co z niezdecydowania i bełkotu tej trochę starszej już damy daje się wywnioskować, to coś jakby „polityka prorodzinna”. Przed państwem otwarta na wszystkich chadecja!
Socjaldemokracja i chadecja to takie salonowe wersje komunistów i faszystów, rzekł swego czasu  Janusz Korwin-Mikke i patrząc na europejską scenę polityczną, stety czy niestety znowu ma rację. Nie skończyliśmy jednak przeglądu naszych aktorów, zwłaszcza, że zaczynają się role drugoplanowe.
Mój faworyt to tętniący życiem, otwartością i optymizmem yuppie. Dobrze wyuczony, przedstawiciel tzw. trzeciego sektora gospodarki, otwarty jest na każde moralne odchylenie, czy to chodzi o aborcję, czy o związki homoseksualne. Jest przyjacielem każdego, od biznesu, łaskawie obniżając mu podatki o parę procent przy nienaruszonym systemie koncesji i inspekcji, aż do rozwydrzonej młodzieży, fundując im możliwość jeszcze większego rozwydrzenia. Pomyśleć, że kiedyś był wszechstronnie wykształconym dżentelmenem z piórem w ręku, ale ewolucji ulegają nawet ideologie polityczne i ich przedstawiciele. Przedstawiam państwu (demo)liberała! Zazwyczaj liberał gra męża chadecji (jeśli to starszy liberał) bądź najlepszego przyjaciela zielonego (ta sama generacja) bądź socjaldemokraty (bo przeciwieństwa się wiadomo, co).
Następny aktor jest młody i jak sama nazwa wskazuje – niedoświadczony. Wychowany w środowisku studenckim, nierzadko blokował drogi leżąc na asfalcie bądź przywiązywał się do drzewa, mając nadzieję, że ten nadjeżdżający buldożer jednak się zatrzyma. Co prawda odmawia roślinom CO2 i ciepła, biznesowi – inwestycji, liberałom – „wolnej amerykanki”, za to ludziom generalnie nie odmawia żadnej dewiacji, wobec czego w efekcie staje się czerwonym narybkiem i tubą rozmaitych ekoterrorystów, dusząc dodatkowe peniądze od podatników na handel powietrzem. Dla formalności powiem, choć zdradziłem go na początku, że jest to Zielony, aktor w Polsce jeszcze nieznany, ale do czasu.
Przechodzimy do aktora niebezpiecznego. W zasadzie jest to młodszy brat damy z drugiego akapitu, ale wchodząc w jego umysł mamy wrażenie,  jakbyśmy właśnie wyszli z pracowni Karola Marksa. Razem z rodzeństwem rywalizuje o względy związków zawodowych, samemu obiecując czysty raj na ziemi, przy czym w swojej pyskatości nie maskuje swoich poglądów „neutralnością światopoglądową”. Taką Unię Europejską młodszy brat Komunista (a powinien być starszym!) traktuje jako burżuazyjny wymysł, co Korwin-Mikke nazwał „perwersją”. Jaka jest zatem rola młodego Komunisty? Otóż jest nią sprawianie wrażenia, że socjaldemokracja jest osobą umiarkowaną, spolegliwą i rozsądną, w porównaniu do bojującego na ulicznych demonstracjach rodzeństwa.
Tych pięcioro aktorów posiada fanów zaskakująco skonsolidowanych i zmieniających idoli tylko wedle klucza, jakim jest ideologiczne sąsiedztwo: Komunizm (albo „totalna lewica”) – socjaldemokracja – zieloni – liberałowie – chadecy.
Jaką grupę stanowią konserwatywni liberałowie? Na tym tle bardzo rozproszoną i niespójną. Z jednej strony anarchokapitaliści i libertarianie, pośrodku ordoliberałowie i konstytucjonaliści, a z drugiej umiarkowani interwencjonaliści z konserwatywnym światopoglądem. Właściwie każdy z nas mógłby zaszufladkować się w osobnej półeczce. Nasz aktor jest chwiejny, niestabilny, częstokroć niekonsekwentny, często odstraszający ludzi cynizmem, czarnowidztwem, choć nie odmawia mu się dobrego smaku i poczucia humoru. Trzeba sobie jednak postawić pytanie, czy aktor o mowie Kasandry jest w stanie zdobyć rzesze fanów? Nic nam nie przyjdzie po tym, że Troja upadnie, skoro i tak umrzemy niezrozumiani i nielubiani.

Kamil Kisiel