W Hiszpanii popularny jest komiks „Mortadelo y Filemón”. Jeden z jego odcinków „Misión: Salvar la Tierra” został nawet sfilmowany. Pokazała go telewizja HBO pod tytułem „Liga najgłupszych gentelmanów ratuje świat”. Przypomniał mi się ten film, gdy triumfalnie ogłoszono, że „przywódcy G20, czyli najbogatszych krajów świata i największych gospodarek rozwijających się, uratowali świat” przeznaczając na ten cel bilion dolarów. 500 mld dostanie Międzynarodowy Fundusz Walutowy. 250 mld zostało przeznaczone na Special Drawing Rights – pewien rodzaj „szybkiego kredytu”, który mogą wziąć zagrożone kryzysem kraje bez żmudnych i długich negocjacji z MFW i konieczności spełniania narzucanych im zazwyczaj warunków dotyczących ograniczania deficytu. Kolejne 250 mld ma ożywić światowy handel, co pomoże najbiedniejszym krajom.
Jak powiedział pan Prezydent Barack Obama „zakończony szczyt G20 będzie punktem zwrotnym w naszej POGONI (podkreślenie moje) za ożywieniem gospodarczym na świecie”.
Ciekawe jak długo nasi „przywódcy” wytrzymają w tym bieganiu. Nawet znany giełdowy „inwestor”, Pan George Soros, zdziwił się, jak szybko pobiegli, oświadczając, że „G20 zrobiło więcej niż oczekiwał”.
Nie rozumiem więc dlaczego nasi przywódcy tak długo zwlekali z wprowadzeniem w życie swojego genialnego planu ratunkowego i nie raczyli „ożywić” światowej gospodarki wcześniej? Czyżby nie mieli tego „biliona”. Ciekawe skąd go wzięli, bo w oficjalnych komunikatach na ten temat ani słowa. Może pożyczyli w jakimś banku?
Natychmiast podskoczył o ponad 4% główny indeks londyńskiej giełdy. Jeszcze bardziej wzrosły indeksy w Paryżu i we Frankfurcie. W USA Dow Jones po raz pierwszy od dwóch miesięcy przekroczył poziom 8 tys. pkt. W Polsce Pan Piotr Kuczyński z Xeliona, prorokuje, że indeks WIG „jedzie na 2700 pkt”.
Normalnie euforia!
Skoro nastąpiło takie ożywienie, to może nasi „przywódcy” jak się spotkają gdzieś następnym razem, dorzucą kolejny bilion? „Bilion w środę, bilion w sobotę” – parafrazując popularny do niedawna slogan reklamowy Totalizatora Sportowego, gdy losowanie „Dużego Lotka” odbywało się tylko dwa razy w tygodniu.
Na kryzys spowodowany nadmiarem derywatów jakie mamy lekarstwo? Jeszcze więcej derywatów! No bo przecież pierwszy pieniądz papierowy można uznać za „instrument pochodny” w stosunku do złota, a dzisiejszy pieniądz – już nawet nie drukowany, tylko zapisywany w komputerze, to zmodyfikowany nieco CDS (Credit Default Swap) – czyli instrument pochodny służący przenoszeniu ryzyka kredytowego. CDS to umowa, w której jedna ze stron, w zamian za uzgodnione wynagrodzenie, zobowiązuje się do spłaty długu należnego drugiej stronie od podstawowego dłużnika w przypadku wystąpienia określonego w umowie „zdarzenia kredytowego” – w praktyce zdarzeniem tym jest niespłacenie długu przez podstawowego dłużnika. Dziś mamy BGDS: Beatween Generation Credit Default Swap. Najważniejsza modyfikacja polega na tym, że nie jest to umowa, tylko jednostronne oświadczenie woli, że nasze długi spłacą nasze dzieci. W prawie cywilnym mieliśmy dotąd świadczenie na rzecz osoby trzeciej. Teraz trzeba będzie wprowadzić świadczenie osoby trzeciej. Ale nie stanowi to problemu w demokratycznym państwie prawa, w którym parlamentarna większość, reprezentująca mniejszość wyborców, może zrobić wszystko.
Co prawda na zdjęciach które obiegły świat Barack Obama, Nicolaz Sarkozy, Silvio Berlusconi i Dmitrij Anatoljewicz Miedwiediew stroją rubaszne miny za plecami posępnego Hu Jintao, ale chyba wyciąganie na tej podstawie wniosków, że to on właśnie przejął na Chiny zobowiązanie do spłaty długów pozostałych panów, nie jest trafne. No chyba, że wynagrodzeniem, z tytułu takiej umowy CDS jest… Tajwan?
Robert Gwiazdowski
Źródło: www.blog.gwiazdowski.pl