O tym, jak wygląda szacunek dla wolności słowa ze strony Waszyngtonu, Tel Awiwu czy Brukseli, mógł się kilkanaście lat temu przekonać brytyjski historyk David Irving. Irving uważany był przez środowiska żydowskie za tzw. kłamcę oświęcimskiego.
Gdy w listopadzie 2005 roku odwiedził on Austrię, jadąc samochodem w pobliżu miejscowości St. Johann in der Heine w południowej Styrii, został aresztowany podczas rutynowej kontroli drogowej. Irving poszukiwany był przez austriacką policję za wygłoszenie w 1989 roku w Wiedniu wykładu, podczas którego miał powiedzieć, że Adolf Hitler nic nie wiedział o holokauście, oraz że w obozach zagłady zginęło w istocie mniej osób, niż podaje to żydowska propaganda. Miał również podważać prawdziwość istnienia komór gazowych.
W 2006 roku sąd w Wiedniu skazał Irvinga na 3 lata więzienia Gazeta Wyborcza napisała wówczas o historyku jako o „największym kłamcy oświęcimskim świata”. Sam Irving przyznał się do zmiany stanowiska w sprawie holokaustu. Podczas rozprawy w sądzie w Wiedniu powiedział: „Nie zaprzeczam Holocaustowi. Moje poglądy uległy zmianie. Historia to ciągle rosnące drzewo. Im więcej dokumentów zostaje udostępnionych, tym więcej się człowiek uczy, a ja nauczyłem się od 1989 r. sporo”. Poglądy miał Irving zmienić po zapoznaniu się z archiwami pozostawionymi przez Adolfa Eichmanna. To wyznanie „skruszonego rewizjonisty” nie wzbudziło jednak litości u austriackich sędziów.
David Irving nie odsiedział w Wiedniu pełnego wyroku. W grudniu 2006 roku został warunkowo zwolniony.
Warto przypomnieć, że w maju 2007 roku Irving przyjechał do Polski na Międzynarodowe Targi Książki, które odbywały się w Warszawie. Nie dane mu jednak było zaprezentować swoje prace, gdyż został z tych targów wyrzucony. Nie miało znaczenia, że historyk opiera swoje książki na wielu źródłach, do których tylko jemu udało się dotrzeć. Doceniał to chociażby nieżyjący już polski historyk Paweł Wieczorkiewicz. Pisał on o Irvingu: „To najlepszy i najwybitniejszy znawca historii II wojny światowej. Badacz, dla którego miarodajne są źródła, a nie poglądy historiografii, opinie kolegów czy wrzask mediów. Człowiek któremu z racji ogromnych zasług: zebrania lub odtajniania i udostępniania kluczowych dokumentów III Rzeszy, czapką buty czyścić trzeba. Historyk tej miary ma prawo napisać i powiedzieć wszystko”. Dla tych, którzy podjęli decyzję o usunięciu Irvinga z targów liczyło się tylko przekonanie, że to najsłynniejszy „negacjonista holokaustu”.
Dziś, w sytuacji bezpardonowych ataków na Polskę ze strony Izraela, USA, UE czy też miejscowych folksdojczów, oskarżania jej o antysemityzm oraz zarzutów, że chce ona penalizować za sformułowanie „polskie obozy śmierci”, a tym samym chce rzekomo ograniczyć „wolność słowa” i „badań naukowych”, warto przypomnieć przypadek Davida Irvinga. Jego – jak widać – wolność słowa oraz wolność prowadzenia badań nie dotyczyła, a ci, którzy szczekają dziś najgłośniej czyli nasi tzw. sojusznicy oraz lokalni „szmalcownicy”, notorycznie donoszący na Polskę, w sprawie Irvinga nie pisnęli wówczas ani słowa.
S
Bardzo dobry tekst!
Comments are closed.