Uważam, że my Polacy w przeszłości za bardzo kierowaliśmy się sentymentami, a nie geopolityką, co w polityce zagranicznej powinno być najważniejsze. I ciągnie się to przez większą cześć historii Polski. Pierwszym ignorantem w dziedzinie geopolityki był Konrad Mazowiecki – władca, któremu w bliższej perspektywie zawdzięczaliśmy agresję i straty terytorialne na rzecz Zakonu Krzyżackiego, a w dalszej nawet rozbiory Polski, bo sukcesor Krzyżaków, Fryderyk II (nazywany przez Hitlera pierwszym nazistą na tronie) był autorem pomysłu rozbiorów Polski. Trudno zresztą byłoby oczekiwać jakiejkolwiek etyki od gorącego wolterianina, bo sam jego mistrz absolutnie nie był człowiekiem bez skazy.



Sprawcą następnego fatalnego posunięcia był Władysław Jagiełło, który nie dobił państwa krzyżackiego. Kierował się najprawdopodobniej patriotyzmem, tyle że nie polskim, ale litewskim. Obawiał się, że zbytnie umocnienie Polski zaszkodzi Litwie.
Fatalny błąd Jagiełły powtórzył w 1525 r. jego wnuk – Zygmunt Stary, który kierując się sentymentami rodzinnymi – pozwolił siostrzeńcowi Albrechtowi Hohenzollernowi – ostatniemu mistrzowi Zakonu Krzyżackiego na objęcie tronu świeckiego państwa pruskiego, zamiast ten wrzód na ciele sąsiadów zlikwidować jednym ostrym chirurgicznym cięciem.
Nie popisała się też instynktem geopolitycznym sejmująca szlachta, która w 1618r. wyraziła zgodę na to, by po wygaśnięciu linii Hohenzollernów pruskich władzę w Prusach Książęcych przejęli Hohenzollernowie brandenburscy. Rzut oka na mapę wystarczył, aby zobaczyć, że będą oni dążyć do połączenia swoich brandenburskich i pruskich posiadłości kosztem Prus Królewskich, czyli Pomorza Gdańskiego.
Inne narody niestety lepiej rozumiały geopolitykę od nas. I to niekoniecznie wielkie narody. W średniowieczu np. na Zakaukaziu wcale nierzadko zdarzały się przynajmniej doraźne sojusze państw i państewek chrześcijańskich i muzułmańskich.
Rosja mająca wbrew pozorom bardzo dobrą dyplomację nie dopuściła podczas I rozbioru Polski do zagarnięcia Gdańska i Torunia przez Prusy, ponieważ obawiała się wzrostu potęgi tych ostatnich.
Rywalizacja francusko – habsburska w w. XVI i XVII oraz pierwszej poł. XVIII była jedną z głównych sił napędowych polityki europejskiej. Francuzi nie mieli wtedy najmniejszych zahamowań, by wspierać muzułmańską Turcję w jej walce z Austrią. Później, gdy Prusy wzrosły za bardzo w potęgę, nastąpiło odwrócenie sojuszy. Francuski następca tronu, późniejszy Ludwik XVI poślubił księżniczkę austriacką – Marię Antoninę.
Także papieże XVII w obawie o zagrożoną inwazją turecką Europę nie wahali się prosić o pomoc szachów perskich, którzy jako szyici byli głównymi rywalami sunnickiego Imperium Osmańskiego w świecie muzułmańskim. Niektórzy z nich wręcz stwierdzali, że „jedyna nadzieja w Persji” – związanie sił tureckich. Na Persję liczył także Sobieski. Nie wiem, czy należało iść na odsiecz Wiednia. Austria potem odwdzięczyła się nam udziałem w rozbiorach. Natomiast Turcja nigdy nie uznała rozbiorów Polski. W XIX w. Cesarstwo Austriackie było z kolei ostatnim krajem chcącym osłabienia Turcji na Bałkanach, obawiając się wzrostu potęgi Rosji
Swoją drogą wspomniany wcześniej Sobieski był świetnym dowódcą, ale politykiem to raczej miernym, jeśli nie wręcz słabym i kiepskim. I to mając tak świetnego doradcę jak Prymas Andrzej Olszowski, który współpracował najpierw z Janem Kazimierzem, później doprowadziło do zwycięskiej elekcji tak oczernionego przez większą cześć historiografii „króla – Piasta” Michała Korybuta Wiśniowieckiego, reprezentującego stronnictwo antypruskie. Nie dopuścił bowiem w 1669 r. do elekcji Niemca, księcia Filipa Wilhelma Neoburskiego, kandydata sprzymierzonych ze sobą Francji i Prus – kandydata także polskich propruskich klik magnackich, oraz związanego z Francją byłego króla Jana Kazimierza” (Jędrzej Giertych).
Naczelnym imperatywem polityki Prymasa Olszowskiego było zwalczanie Prus -Brandenburgii, odebranie im Prus Książęcych i przekazanie Polsce. Prymas Olszowski był prawdopodobnie wizjonerem politycznym widzącym grozę przyszłych rozbiorów Polski. W 25 lat po potopie szwedzkim nie zawahał się doprowadzić do sojuszu z wcześniejszym najeźdźcą – Szwecją, gdy tylko ta razem z Francją i Austrią znalazła się w obozie antybrandenburskim. Pamiętajmy, że Szwecja była państwem protestanckim. Oto polityk i mąż stanu o szerokich horyzontach! Jak bardzo dzisiaj takich brakuje! Cóż, Sobieski poszedł inną drogą znajdując się ostatecznie w stronnictwie propruskim i ostatnie lata jego panowania to już początek upadku znanego z czasów saskich.
Czy w ostatnich czasach, gdy Niemcy i Rosjanie budowali Gazociąg Północny na dnie Bałtyku, co jest naszym zagrożeniem, a Szwedzi temu sprzeciwiali się z powodów ekologicznych, nie należało kuć żelaza, póki gorące? „Postępowy” czy nie – ustrój Szwecji powinien nas najmniej obchodzić. (Swoją drogą uważam, że państwem najbrutalniej narzucającym swoją „cywilizację” czy raczej mówiąc wprost pomyje jest USA). Rządy SLD-owskie zupełnie nie wykorzystały tej szansy dogadania się ze Skandynawami we wspólnym interesie. Dzisiaj, dla mnie bardzo wątpliwym sojusznikiem jest USA, a perspektywa narzucenia nam amerykańskiej „cywilizacji”, a raczej, jak napisałem wyżej jankeskich pomyj wręcz budzi moje największe przerażenie (http://www.aferyprawa.eu/Zycie/USA-rozsadnikiem-mizoandrii-i-krzywd-mezc…). Francuzi dzisiaj już są całkowicie w orbicie Berlina i UE. Natomiast nie zawsze nam w historii przyjazna Anglia okazuje się państwem, które dziś podobnie, jak my obawia się niemieckiej dominacji w Europie/. Stara zasada brytyjskiej polityki zagranicznej – równowaga mocarstw kontynentalnych, by żadne nie zagroziło Albionowi. XIX wieczny premier brytyjski – lord Palmerston stwierdził wręcz dosadnie: Wielka Brytania nie ma wiecznych przyjaciół ani wrogów, ma tylko wieczne interesy. Jak bardzo ubolewam, że w Polsce nie ma takich polityków. Oni są gotowi walczyć za wolność nie tyle naszą, co waszą w imię cudzych interesów. Widzę np. podszytą emocjami, kompleksami i resentymentami rusofobię, nie popartą za grosz racjonalnym myśleniem. Stąd popieranie w interesie Zachodu, a nie naszym różnych „pomarańczowych” rewolucji na Ukrainie ,a de facto spadkobierców (Wiktor Juszczenko) ludobójców z UPA, mordujących Polaków. Stąd chore zwalczanie prezydenta Łukaszenki na Białorusi, a popieranie opozycji białoruskiej w imię tzw. demokracji, która moim zdaniem nie jest żadną wartością. Pomija się jednocześnie fakty, że opozycja białoruska to urodzeni polakożercy (Łukaszenko akurat taki nie jest). Żeby nie było, że popadam w rusofilię, Łukaszenkę należy popierać także z powodów geopolitycznych, żeby imperium rosyjskie było trochę dalej od granic Polski. Zupełnie przemilcza się brutalne prześladowanie Polaków na Litwie. Te fakty świadczą o głupocie, czy o zdradzie stanu „naszych” polityków?
Wnioski, jakie można wyciągnąć, nasuwają się chyba same. Mniej romantyzmu, emocji i resentymentów w polskiej polityce zagranicznej i wszelkich fobii. Więcej trzeźwego myślenia realnej oceny sytuacji, dbałości o nasz interes narodowy, mniej naiwnej wiary choćby w dobrego wuja Sama. Natomiast propagandę d..okracji należy mieć w głębokim poważaniu.
Jacek Łukasik
foto.: http://historia-geopolityka-strategia.blogspot.com/

2 COMMENTS

  1. Musi istniec polska racja stanu a nie polska polityka zagraniczna. Te uprawiaja umocowani w polskim systemie agenci Moskwy i Berlina. Interes Polski nie istnieje. Mozna nawet bez bledu zaryzykowac stwierdzene, ze Polska jako wlasna panstwowosc nie istnieje. Byc moze nigdy nawet nie istniala.

Comments are closed.