Igrzyskom Olimpijskim zawsze towarzyszyła wielka polityka. Tak było w 1936 roku w Berlinie czy też w 1980 roku w Moskwie i cztery lata później w Los Angeles. Tak było również przed ośmioma laty w Pekinie, kiedy rosyjskie czołgi wjechały do Gruzji. Decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) w sprawie dopuszczenia reprezentacji Rosji do startu w igrzyskach w Rio też będzie miała charakter polityczny i będzie ze sobą niosła polityczne skutki.

Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy (CAS) oddalił w ubiegły czwartek zażalenie Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego oraz 68 rosyjskich sportowców na decyzję Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF), zgodnie z którą rosyjscy lekkoatleci są nieuprawnieni do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Rio. Decyzja dotyczy przede wszystkim lekkoatletów, przy czym pojawiły się informacje o możliwym zawieszeniu wszystkich sportowców z Rosji. Wśród niedopuszczonych jest „caryca” rosyjskiego sportu Jelena Isinbajewa.

Wyrok CAS nie jest zaskoczeniem. Można było go przewidzieć już w listopadzie 2015 roku, kiedy międzynarodowe śledztwo dowiodło systemowego fałszowania wyników kontroli w rosyjskim laboratorium antydopingowym w Moskwie, a IAAF zawiesiła w członkostwie Wszechrosyjską Federację Lekkoatletyczną (ARAF). Decyzja o zawieszeniu, podjęta 26 listopada 2015 roku, została podtrzymana 16 czerwca 2016 roku. Dlatego też zażalenie złożone przez rosyjskich lekkoatletów do CAS dotyczyło możliwości ich startu w igrzyskach jako sportowców neutralnych, przez co niepowiązanych z zawieszoną ARAF.

CAS tej argumentacji jednak nie uwzględnił. Powołując się na wewnętrzne regulacje IAAF (art. 22.1.a „Zasad rozgrywek 2016-2017”) oraz na Kartę Olimpijską, Trybunał stwierdził, że nie jest możliwe, by sportowcy z kraju, którego związek sportowy został zawieszony w prawach członka, mogli brać udział w rozgrywkach olimpijskich.  Ponadto Trybunał uznał, że start w igrzyskach pod flagą neutralną co prawda byłby możliwy, ale tylko w sytuacji, w której sportowcom udałoby się udowodnić, że „są czyści”. W miejsce tego rozwiązania 68 rosyjskich sportowców postanowiło wytoczyć IAAF prawną batalię, w której szanse zwycięstwa były niewielkie, a negatywny rozgłos medialny gwarantowany. Dlatego jedynie dwie lekkoatletki ‒ Daria Kliszina (skok w dal) oraz Julia Stiepanowa (bieg na 800 metrów), które udowodniły, że są czyste, wezmą udział w igrzyskach pod neutralną flagą, choć warto dodać, że prawo do startu dla Stiepanowej stanowi de facto nagrodę za ujawnienie przecieków dotyczących nieprawidłowości w moskiewskim laboratorium antydopingowym.

Ostateczną decyzję o dopuszczeniu rosyjskich sportowców do igrzysk w Rio podejmie jednak MKOl i to już najprawdopodobniej 26 lipca. CAS nie ma bowiem kompetencji do rozstrzygnięcia, kto ostatecznie będzie dopuszczony do startu w Igrzyskach Olimpijskich. Nie jest odkryciem stwierdzenie, że decyzja MKOl będzie miała wymiar polityczny, a nie czysto sportowy. Zresztą próbę nadania decyzji takiego charakteru podjęli już rosyjscy politycy. Witalij Mutko, rosyjski minister sportu, który miał być osobiście uwikłany w fałszowanie wyników testów dopingowych i z tego powodu nie będzie mógł się pojawić na igrzyskach, zarzucił IAAF, że jest organizacją przestępczą. Z kolei Władimir Putin, który zaraz po wybuchu afery w listopadzie 2015 roku wezwał rosyjskie związki sportowe do współpracy z zachodnimi organizacjami antydopingowymi i sportowymi, na wiosnę zmienił stanowisko i skrytykował zawieszenie sportowców, zarzucając IAAF stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Warto jednak przypomnieć, że od samego początku afery każdy z rosyjskich sportowców pragnących wziąć udział w igrzyskach miał szanse pójść na współpracę z IAAF. Daria Kaliszina, która skorzystała z tej okazji, została okrzyknięta w rosyjskich mediach społecznościowych zdrajczynią.

Decyzja MKOlu potwierdzi, jak mocną pozycję polityczną ma Rosja w świecie sportu oraz czy passa, dzięki której Rosjanie otrzymali prawa organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi w 2014 roku oraz Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2018 roku, trwa dalej. W tym kontekście należy podkreślić, że nie jest tajemnicą przyjaźń łącząca szefa MKOl Thomasa Bacha z Władimirem Putinem, podobnie jak tajemnicą nie były serdeczne relacje łączące prezydenta Rosji z byłym już szefem FIFA Seppem Blatterem. Dlatego MKOl, pomimo zapewnień o swoim twardym stanowisku wobec dopingu, najprawdopodobniej wymyśli zgodną ze stanowionym przez siebie prawem furtkę dopuszczającą start tych sportowców, na których Rosjanie najbardziej liczą, w tym Jeleny Isinbajewej.

Analizując problem w szerszym kontekście, warto zauważyć, że sprawa dopingu w rosyjskim sporcie nie jest zjawiskiem nowym, ale wraz z postępem technologicznym przybrała nowe, nieznane dotychczas formy. Dobitnie wykazał to szokujący i miażdżący dla Rosji raport Światowej Organizacji Antydopingowej (WADA) opublikowany w ostatni poniedziałek, który opisywał  nieprawidłowości w trakcie zimowych igrzysk w Soczi. Dlatego brak właściwej reakcji MKOl, jak również innych organizacji, może mieć bardzo negatywne skutki dla międzynarodowego środowiska sportowego.

Doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że organizacje sportowe świadomie kształtują swoją politykę wobec Rosji. Niektóre z nich, takie jak FIFA, organizująca za dwa lata w Rosji swoje Mistrzostwa Świata, raczej starają się nie wypowiadać zdecydowanego stanowiska w stosunku do niewygodnego problemu. Inne, w tym wspomniany CAS obsadzony w czwartek trójosobowym składem orzeczniczym włosko-brytyjsko-amerykańskim, czy też IAAF, na czele którego stoi Brytyjczyk Sebastian Coe, nie boją się rzucić Rosjanom rękawicy. Pytanie, czy rządzony przez Niemca MKOl znajdzie na tyle odwagi, by pójść tą drugą drogą.

Jan Chmielewski

Artykuł ukazał się na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego…

4 KOMENTARZE

  1. Wszystko to prawda, jak również prawdą jest, że przemysł sportowy jest obecnie tak nierozerwalnie i patologicznie związany z przemysłem rozrywkowym, farmaceutycznym, chemicznym, odzieżowym i bodaj każdym jaki tylko można sobie wyobrazić – że bez udziału tajnych służby jest nie do ogarnięcia.
    Odkryły to już dawna rządy wszystkich państw uczestniczących w międzynarodowym cyrku. Ponieważ cały ten cyrk przesiąknięty jest brudnymi machinacjami – to i jego kierownicy zachowują się jak gangsterzy. Dlatego nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków z periodycznych wojen pod dywanem, bo to tylko takie show dla niezorientowanych i naiwnych.

  2. To już w starożytności obowiązywała zasada, aby kierować motłochem i kanalizować emocje tłumu: „Chleba i igrzysk”. A współczesne igrzyska to przede wszystkim SPORT. Nic dziwnego, że sport jest w kręgu zainteresowań polityków i S.S.

  3. Przekartkowałem encyklopedyczne notatki ok.400 nazwisk polskich kolarzy na „Wikipedii”. Lakoniczne informacje przedstawiają w różnym zakresie biografie Pań i Panów kolarzy. Czasem podają tylko sukcesy sportowe, czasem tragiczne wydarzenia kończące życie sportowców/sportsmenek, często są informacje o aferach dopingowych, itp. Wynika z tych wiadomości, że najczęściej po zakończeniu czynnej kariery są nadal ci ludzie związani ze sportem, z kolarstwem, jako trenerzy albo działacze czy sędziowie. Jako aktywni w polityce z tych biogramów są tylko: Tomasz Brożyna, Zenon Jaskuła, Marcin Karczyński, Czesław Lang, Mieczysław Nowicki, Zbigniew Piątek, Janusz Pożak, Andrzej Sypytkowski, Ryszard Szurkowski, Stanisław Wasilewski, Maja Włoszczowska, Artur Bycka. Przeglądając te krótkie życiorys naszły wspomnienia, emocje dobre i złe, podziw dla ich wysiłku na treningach i w czasie wyścigów, radości ze zwycięstw, rozczarowania i żale po przegranych, ba nawet łzy bezsilności, że nasi przegrali o pół szytki. Co prawda najbardziej kolarskimi narodami są: Francja, Włochy, Belgia, Holandia, Niemcy, Hiszpania, Wielka Brytania, Szwajcaria i parę innych, to Polska taka ostatnia sroce spod ogona nie wyleciała. Kończąc jest również ciekawe nazwisko WIKTOR RYTEL; kto ciekawy, to sam sprawdzi, jak ciekawy miał życiorys ten człowiek. Jedno jest pewne, że polityka ma wpływ na KAŻDĄ, każdą dziedzinę życia i działania ludzi. Jest on z reguły, moim zdaniem nie bardzo pozytywny. Pozdrawiam.

  4. Są na świecie, w tym w Polsce ludziska, co mają albo: wielką odwagę, NIEZŁOMNĄ WIARĘ, szalony brak wyobraźni, albo te wszystkie rzeczy po troszeczku. W środę, 27.VII.2016 na lokalnej drodze, powiatowej czy wojewódzkiej, blisko Częstochowy widziałem parę około 60-letnich ludzi jadących na pojazdach dwukołowych, z pedałami. Pedałowe dwukółka były załadowane namiotami, śpiworami, karimatami, plecakami z odzieżą i sprzętem biwakowym. Na kurtkach przeciwdeszczowych mieli napisane Płock – Santiago de Compastello – FATIMA. Niesamowite. W tych czasach jechać przez cały Islamski Kalifat Socjaldemokratyczny Niemiecki, przez Francuski Emirat Socjalmuzułmański, pół Mahometańskiego Szejkanatu Hiszpańskokomuszego i kawałek socjalnej Portugalii, to trzeba mieć albo…, a to już pisałem. Przebić się lokalnymi drogami tych krajów, w obecnej śmierdzącej i wojennej atmosferze, gdzie NIE MA bezpieczeństwa i pokoju, to wymaga sił i jak pisałem WIARY, odwagi i brak myślenia. Przejechać góry – Tatry, Alpy, Pireneje, suche i półpustynne przestrzenie, to sił i zdrowia wymaga. Życzę im, aby dotarli cali i zdrowi do Fatimy i z powrotem do Płocka. Na takie pomysły mogli wpaść tylko 60-cio latkowie, bo obecna młodzież, to…. szkoda pisać.

Comments are closed.