Lot pełen turbulencji zakończył się twardym lądowaniem. Oklasków nie będzie, ale jeśli temat samolotów i innych wątpliwych przywilejów władzy PiS nie rozciągnie się na innych przedstawicieli obozu władzy, to cała sprawa Prawu i Sprawiedliwości w jesiennych wyborach raczej poważnie nie zaszkodzi. Zaszkodzić może jednak państwu, bo populistyczna spirala kolejny raz została nakręcona, a prezes Jarosław Kaczyński – choć problem rozumie – nie zapowiedział jej przerwania.
Jawność się nie przyjęła
Z całej sprawy wyciągnąć można trzy systemowe wnioski. Po pierwsze, idea jawności życia publicznego naprawdę nie przyjęła się w naszej klasie politycznej. To nakręcanie spirali kłamstwa jest największym błędem i grzechem Kuchcińskiego – zapewne gdyby od razu przyznał się do wszystkich przewinień, to udałoby mu się uratować stanowisko. Sam marszałek, politycy PiS pytani o uczestniczenie w budzących kontrowersje lotach, jak i pracownicy Kancelarii Sejmu, do końca wierzyli chyba, że sprawę da się wcześniej czy później zamieść pod dywan, a fakty dotyczące państwowych lotów można ukryć przed opinią publiczną. To, że się nie udało, a ostatecznie marszałek „nie wywinął się”, to dobra informacja.
Oby sytuacja była przestrogą dla tej i kolejnych ekip rządzących, że próby ukrywania przed obywatelami i mediami niewygodnej prawdy wcześniej czy później skończą się przeciekami, które prowadzić będą raczej do eskalacji problemu, a nie sukcesu „gry na przeczekanie”.
Gdy równolegle mamy do czynienia choćby z niezrozumiałą próbą ukrywania przed Polakami list poparcia dla kandydatów na członków Krajowej Rady Sądownictwa przeciąganie tematu „air Kuchciński” powinno być dotkliwą nauczką, że lepiej sprawę szybko przeciąć, niż iść w zaparte. Zwłaszcza, że coraz mocniej wydaje się, iż w sprawie podpisów obóz rządzący też trzyma w szafie jakiegoś wizerunkowego trupa.
Warto pamiętać, że niechęć do realnej przejrzystości życia publicznego pozostaje w Polsce ponadpartyjną cechą naszej klasy politycznej, choć oczywiście zawsze obóz rządzących jest bardziej zdeterminowany w przeciwdziałaniu faktycznej jawności. Trudno w polityce znaleźć wiarygodnych adwokatów jawności, więc działać w tym obszarze muszą konsekwentnie organizacje obywatelskie i media.
Procedury, czyli wieczny tupolewizm
Drugi poważny wymiar sprawy to fakt, że w przypadku lotów marszałka Sejmu procedury lekceważono lub nawet łamano. Osobiście uważam, że zabieranie przez marszałka na pokład gości nie jest samo w sobie niczym zdrożnym, a w tej kwestii medialne i polityczne komentarze ostatnich dni szły za daleko.
Fakt, że druga osoba w państwie korzysta ze specjalnego samolotu – choć w wielu wypadkach nie było to pewnie niezbędne i możliwe, że wystarczyłoby korzystanie z darmowych lotów rejsowych – również nie powinno budzić wielkiego oburzenia.
Gorzej oczywiście, gdyby to właśnie fakt możliwości darmowego przewiezienia członków rodziny był powodem, dla którego organizowano loty specjalne, a nie rejsowe – choć i tutaj wyobrażam sobie swoistą umowę społeczną dającą temu uzasadnienie pod warunkiem, że by jej przestrzegano. Trudno bowiem nie przyznać racji Jarosławowi Kaczyńskiemu, który w przypomnianej na dzisiejszej konferencji wypowiedzi z czasów premierostwa Donalda Tuska mówił, że korzystanie z takich lotów – nawet do miejsca zamieszkania – nie jest warte rozdmuchiwania afery.
Skandaliczne jest jednak, że w całej sprawie znów okazało się, że procedury dla polityków znaczą bardzo niewiele. Zdaje się, że zwyczajnie nadużywano lotów HEAD, a dodatkowo bez specjalnego uzasadnienia nadawano im status pilny skracając czas na ich przygotowanie. Co więcej, zgodnie z obowiązującymi zasadami, w takich lotach uczestniczyć powinny jedynie najważniejsze osoby w państwie oraz formalni członkowie delegacji.
Roztropnym działaniem byłoby w tej sytuacji wypalanie żelazem patologii, jaką jest łamanie procedur, a jednocześnie ewentualna zmiana samych przepisów, jeżeli uznamy je za zbyt restrykcyjne. Zgody na niepoważne traktowanie procedur bezpieczeństwa lotów najważniejszych osób w państwie nie powinno być zwłaszcza w PiS. Niestety, tupolewizm okazuje się wiecznie żywy.
Na złość opinii publicznej odmrożę sobie uszy
Najgroźniejszym skutkiem całej „afery” może się okazać to, że stanie się kolejnym pretekstem do jeszcze głębszego „zdziadzienia” naszego państwa. Słowa Jarosława Kaczyńskiego o planowanej specjalnej ustawie, która ma „w sposób rygorystyczny” uporządkować te kwestie zgodnie z oczekiwaniami opinii publicznej może być niestety tego zapowiedzią. „Skoro opinia publiczna domaga się tutaj rygorów, to te rygory rzeczywiście będą” – powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Jeśli skończy się to ograniczeniami w korzystaniu z samolotów przez najważniejsze osoby w państwie, a być może również ograniczeniem innych przywilejów klasy politycznej (korzystanie z samolotów rejsowych przez szeregowych parlamentarzystów?), to patrząc z perspektywy państwowej trudno będzie takiej decyzji przyklasnąć. Nie dajmy sobie wmówić, że symbolem demokratycznej polityki naprawdę musi być premier na rowerze albo prezydent w tramwaju. Cenny czas, komfort pracy (również politycznych rozmów) w trakcie podróży, bezpieczeństwo i wreszcie powaga państwa to wystarczające argumenty, by odeprzeć populistyczne pomysły.
Niestety, to nie pierwszy raz, gdy w ramach zarządzania kryzysowego choć winny jest kowal (wieloletnie złe praktyki i brak odwagi w jasnym postulowaniu uzasadnionych z państwowego punktu widzenia systemowych zmian), to PiS chce wieszać Cygana (procedury i zwyczaje uzasadnione, ale niepopularne w elektoracie).
Z identyczną reakcją mieliśmy przecież do czynienia, gdy w związku z eskalacją problemu nagród dla ministrów, Jarosław Kaczyński nie tylko zarządził „zwrot nagród” do Caritasu, ale też ogłosił obniżenie wynagrodzeń dla parlamentarzystów i samorządowców. Był to z perspektywy jakości życia publicznego jeden z największych błędów PiS w tej kadencji. Jego efektem musi być obniżenie jakości elit państwowych i negatywna selekcja w polityce, ale i wzrost ryzyka korupcyjnego.
Oczywiście, opozycja i większość wyborców rygorystycznym zmianom w zasadach transportowych polityków przyklaśnie. Jarosław Kaczyński ma świadomość – świadczy o tym przywoływana wypowiedź z 2011 roku – że to ruch zły, ale na złość opinii publicznej jest gotów odmrozić uszy klasie politycznej.
Szkoda, że Prawu i Sprawiedliwości brakuje odwagi, by korzystając z niemal bezprecedensowego poparcia społecznego zerwać ze standardami godnymi państwa dziadowskiego, a nie „wstającego z kolan”. Podobnie jak w reakcji na niesławne nagrody należało podnieść podstawę jawnego i stałego wynagrodzenia polityków, tak dziś należałoby uelastycznić procedurę HEAD tak, by politycy mogli zabierać ze sobą pasażerów, ale na przejrzystych zasadach, z gwarancją pełnej jawności i bez nadużywania pilnych czy nieuzasadnionych lotów. Dzisiejsza konferencja zapowiada działania o odwrotnym wektorze.
Piotr Trudnowski
Artykuł ukazał się na stronie Klub Jagielloński