Drodzy Czytelnicy S.P.:
Poniższy tekst nie odnosi się bezpośrednio do ekonomii i gospodarki, ale pochodzi od Ronalda Reagana, prezydenta amerykańskiego (zmarłego w Kalifoirnii 5. b. m.), człowieka o niezwykłych zasługach dla Stanów Zjednoczonych i całego świata, a do jednych z tych zasług należą te, które położył on na polu gospodarczym. Mianowicie, swego czasu, wprowadził on w życie szereg reform pro-wolnorynkowych, które zaowocowały wspaniałymi wynikami. Ta polityka gospodarcza nazwana została Reagonomics, na cześć jej twórcy.
Był on człowiekiem głęboko przywiązanym do tradycyjnych wartości naszej zachodniej cywilizacji i wielkim moralistą. Uważał, że podstawą wolności człowieka jest jego moralność.
Całkowicie się z tym zgadzamy, a ponieważ wolność gospodarcza i własność prywatna są zasadniczym elementem wolności w ogóle, logicznym wnioskiem jest to, że podstawą gospodarki wolnorynkowej musi być ludzka moralność, a conajmniej etyka. Dochodzimy tu do punktu zasadniczego: Etyka i moralność ludzi są podstawą dobrej gospodarki – nie może zaistnieć prosperująca gospodarka i powszechny dobrobyt w społeczeństwie niemoralnym, w którym, na przykład, poczynając od władz, wszyscy kradną, lub, w którym istnieje permanentne zagrożenie ludzkiego życia ze strony przestępców.
Dlatego, jeśli dążymy do rozwoju gospodarczego i dobrobytu warto najpierw zrozumieć głębokie przyczyny zla.
Poniższy tekst mówi o zwalczaniu zła przez człowieka, który dokonał rzeczy wielkich i dobrych dla nas wszystkich.
Jan M. Małek
Przemówienie Prezydenta na dorocznej konwencji Narodowego Stowarzyszenia Ewangelistów w Orlando na Florydzie (8 marca 1983 r.)
Wielebni ojcowie duchowni, senatorze Hawkins, dostojni członkowie delegacji Kongresu Florydy, szanowni państwo:
Nie potrafię wyrazić tego, jak bardzo się cieszę z powodu waszego ciepłego przyjęcia. Bardzo mi miło, że mogę tu dzisiaj być.
Ci z was, którzy są członkami Narodowego Stowarzyszenia Ewangelistów słyną z pracy duchownej i humanitarnej. Wykazałbym się skrajnym zaniedbaniem, gdybym w tej chwili nie starał się spłacić pewnego osobistego długu wdzięczności. Dziękuję wam za wasze modlitwy. Nancy i ja czuliśmy ich obecność wiele razy i na wiele sposobów. I wierzcie mi, miały one dla nas zasadnicze znaczenie.
Pewnego dnia na spotkaniu we Wschodnim Pokoju w Białym Domu, ktoś zadał mi pytanie, czy zdaję sobie sprawę ilu ludzi modli się za prezydenta. Musiałem odpowiedzieć, że „owszem, czuję to; wierzę w modlitwę na naszą intencję.”
Potem nie mogłem jednak nie powiedzieć pytającemu, że jeśli czasem usiłując nawiązać połączenie z Bogiem, słyszał on sygnał zajętej linii, to niech wie, że to ja wcześniej zacząłem się modlić. [Śmiech]. Sądzę, że wiem, co czuł Abraham Lincoln, gdy mówił: „Wiele razy musiałem klękać, ogarnięty przeświadczeniem, że nie mam się do kogo innego [poza Bogiem] zwrócić.”
Od radosnej i dobrej atmosfery obecnej konwencji przechodzę teraz do polityki. [Śmiech] Nie wiem dlaczego, ale ten moment programu przypomina mi pewną historyjkę, którą się teraz z wami podzielę.
Ewangelista i polityk dotarli wspólnie do bram Raju. Święty Piotr, po wypełnieniu wszystkich potrzebnych formalności, wziął ich pod rękę, by im pokazać ich nowe kwatery. Zaprowadził ich do małego, jednoosobowego pokoju, w którym stały łóżko, krzesło i stół. Tu oświadczył, że jest to pomieszczenie przeznaczone dla ewangelisty. Polityk nieco się tym zaniepokoił, bo czegóż więc mógł się spodziewać dla siebie. Dlatego nie mógł własnym oczom i uszom uwierzyć, kiedy Święty Piotr zatrzymał się przed efektowną rezydencją o licznej służbie i w uroczym otoczeniu, i powiedział, że to będzie jego mieszkanie.
Nie mógł się powstrzymać od zadania pytania: „Ale zaraz, jak to, czegoś tu nie rozumiem. Jak to możliwe, że ja dostaję taką wspaniałą posiadłość, podczas gdy ten dobry i święty człowiek otrzymał jednoosobowy pokój?” A Święty Piotr na to: „Musisz synu zrozumieć sytuację: Mamy tu miliony duchownych, ale ty jesteś pierwszym politykiem, któremu udało się dotrzeć.do raju” [Śmiech]
Nie chcę jednak przyczyniać się o utrwalania stereotypów. [Śmiech] Zatem mówię wam: jest w życiu publicznym wielu bogobojnych, oddanych, szlachetnych mężczyzn i kobiet, również obecnie. I potrzebna jest nam wasza pomoc, abyśmy zawsze pamiętali o podstawowych ideach i zasadach jakie wyniosły nas do służby publicznej. Podstawą tych ideałów jest przywiązanie do wolności i swobód jednostki, które mają się dobrze tylko wtedy, gdy Boże błogosławieństwo jest gorliwie wyglądane i pokornie przyjmowane.
Eksperyment amerykańskiej demokracji na tym się właśnie opiera. To odkrycie było wielkim triumfem naszych Ojców Założycieli, wyrażonym przez Williama Penna – „Jeśli nie będziemy posłuszni Bogu, oddamy władzę tyranom.”
Określając przyrodzone prawa człowieka, Jefferson powiedział: „Bóg dając nam życie, obdarował nas jednocześnie wolnością.”
A George Washington stwierdził, że „dla wszystkich ukierunkowań i zwyczajów decydujących o powodzeniu politycznym, religia i moralność są nieodzowną podstawą.”
I wreszcie, najbystrzejszy ze wszystkich obserwatorów amerykańskiej demokracji, Alexis de Tocqueville, po poszukiwaniu tajemnicy wielkości i wyjątkowości Ameryki, wyraził swój pogląd w sposób jakże wymowny: „Dopiero kiedy poszedłem do amerykańskich kościołów i posłuchałem pełnych gorliwości i prawości kaznodziejów, zrozumiałem wielkość i wyjątkowość Ameryki… Ameryka jest dobra. A jeśli kiedyś Ameryka przestanie być dobra, przestanie także być wielka.”
Jest mi bardzo miło, że mogę być tu dzisiaj z wami, którzy zachowujecie Amerykę wielką, zachowując ją dobrą. Tylko dzięki pracy i modlitwom waszym i milionów innych możemy mieć nadzieję na przetrwanie obecnego niebezpiecznego czasu i na utrzymanie wolności – ostatniej, najlepszej nadziei człowieka.
Chcę, abyście wiedzieli, że moja administracja kieruje się taką polityczną filozofią, która dostrzega wielkość Ameryki w was, jej narodzie, w waszych rodzinach, kościołach, wspólnotach, społecznościach – instytucjach, które wyznają i pielęgnują takie wartości jak troska o innych i szacunek do prawa zgodnego z prawem boskim.
Nie muszę wam teraz mówić, że stawia nas to w opozycji, a conajmniej nie po myśli wielu ludzi, którzy zwrócili się ku nowoczesnej świeckości, odrzucając wypróbowane wartości, na których zbudowana została nasza cywilizacja. Niezależnie jakie dobre intencje nimi powodują, ich system wartości jest zupełnie inny od tego, którym kieruje się większość Amerykanów. I kiedy głoszą oni, że uwalniają nas od przesądów przeszłości, biorą na swoje barki ciężar sprawowania nadzoru nad nami przy pomocy praw państwowych. Niekiedy ich głos jest bardziej słyszalny niż nasz, ale nie stanowią oni jeszcze większości.
Przykład tej przewagi w nagłośnieniu jest wyraźnie widoczny w debacie toczącej się teraz w Waszyngtonie. Od kiedy jestem w nią zaangażowany, oczekuję wiadomości od rodziców młodej Ameryki. Jak daleko gotowi są oni pójść w przekazywaniu swoich praw rodzicielskich rządowi?
Określę sprawę tak krótko i prosto jak tylko potrafię. Pewna organizacja obywatelska, szczerze powodowana i głęboko zatroskana przyrostem liczby pozamałżeńskich urodzeń oraz aborcji wśród dziewcząt, którym dużo jeszcze brakuje do pełnoletności, ustanowiła, dla złagodzenia problemu, ogólnokrajową sieć klinik niosących pomoc takim dziewczętom. Pozwolę sobie powiedzieć, że wierzę w szlachetne intencje organizatorów. Jednakże, w ramach ich działalności, kliniki te postanowiły zaopatrywać nieletnie dziewczęta w pigułki i inne środki antykoncepcyjne, oraz, w tej dziedzinie, prowadzić doradztwo bez wiedzy rodziców.
Od iluś już lat rząd federalny pomaga takim klinikom, dotując je. Przy udzielaniu takiej pomocy Kongres zadekretował dokonywanie wszelkich starań, aby maksymalizować udział rodziców. Tym niemniej, środki antykoncepcyjne są przepisywane bez zgody rodziców, czy choćby nawet powiadomienia rodziców o tym fakcie. Dziewczęta nazywane „aktywnie seksualnie” – to określenie zastępując słowo „rozwiązłe” – otrzymują pomoc w celu zapobieżenia nieślubnym urodzeniom i aborcji.
Zarządziliśmy więc, aby kliniki informowały rodziców o udzielaniu tego typu pomocy. W reakcji na to, jedna z czołowych w kraju gazet, w swym dziale redakcyjnym, nazwała to zarządzenie „nakazem donoszenia” [ang. squeal rule], krytykując nas za naruszanie prywatności młodych osób. Ostatnio zaś pewien sędzia zasądził wstrzymanie przestrzegania wspomnianego zarządzenia. Widziałem debaty telewizyjne na powyższy temat, czytałem felietony, których autorzy perorują o naszym błędnym podejściu do sprawy, ale jakoś nikt nie wspomniał o moralności jako czynniku odgrywającym kluczową rolę w życiu seksualnym człowieka.
Czy wszystko, co wiąże się z tradycją judeochrześcijańską, jest złe? Czy mamy uwierzyć, że coś tak świętego może być rozpatrywane jako zjawisko czysto fizyczne, niezawierające potencjału – niebezpiecznego dla życia emocjonalnego i psychicznego? I czy to nie do rodziców należy prawo udzielania rad i wskazówek dzieciom, by uchronić je przed popełnianiem błędów mających wpływ na całe ich życie?
Wielu z nas w rządzie chciałoby znać zdanie rodziców na temat ingerencji władz w ich rodzinne sprawy. Będziemy walczyć w sądach. Prawa rodziców i prawa rodzin mają pierwszeństwo przed prawami biurokratów i specjalistów od socjotechniki z Waszyngtonu.
Ale walka z prawami rodzicielskimi jest tylko jednym z wielu przykładów prób negowania tradycyjnych wartości, a nawet odstępowania od pierwotnych zasad amerykańskiej demokracji. Wolność realizuje się wtedy, gdy religia jest żywa, a prawo, zgodne z prawami boskimi, jest przestrzegane. Gdy nasi Ojcowie Założyciele uchwalali Pierwszą Poprawkę, próbowali chronić Kościoły przed ingerencją rządu. Nigdy nie mieli zamiaru budować muru wrogości pomiędzy władzą a życiem religijnym.
Dowodzą tego nasza historia oraz ustrój. W Deklaracji Niepodległości co najmniej cztery razy wymieniony jest Stwórca. Napis „W Bogu pokładamy ufność” wygrawerowany jest na naszych monetach. Sąd Najwyższy rozpoczyna swoje posiedzenia od religijnej inwokacji. A członkowie Kongresu otwierają swoje obrady modlitwą. Tak się stało, że wierzę, iż dzieciom w szkołach w Stanach Zjednoczonych przysługują takie same przywileje, jak członkom Sądu Najwyższego i kongresmanom.
W ubiegłym roku przesłałem do Kongresu poprawkę do Konstytucji, przywracającą modlitwę do szkół. Przed najbliższym posiedzeniem wzrasta poparcie w obu partiach dla tego projektu, a ja wzywam Kongres, żeby działał szybko i pozwolił naszym dzieciom się modlić.
Być może niektórzy z was czytali w ostatnim czasie o sprawie szkoły w Lubbock, gdzie sędzia w gruncie rzeczy orzekł, że przyznawanie równych praw grupom uczniów wierzących i niewierzących jest niezgodne z Konstytucją, nawet jeśli spotkania obu grup odbywają się w czasie wolnym od nauki. Pierwsza Poprawka w żadnym razie nie miała na celu stawiania przed władzą zadania dyskryminowania ze względu na wyznanie.
Senatorowie Denton i Hatfield przedłożyli w Kongresie projekt ustawy zakazującej dyskryminacji z powodu rozmów uczniów na tematy religijne. Taki przepis mógłby uczynić dużo dla przywrócenia wolności wypowiedzi w sprawach religii wśród uczniów szkół publicznych. Mam nadzieję, że Kongres wkrótce rozpatrzy ten projekt. A z waszą pomocą, jak sądzę, możliwe jest, że w tym roku wprowadzimy w Kongresie odpowiednią poprawkę do Konstytucji.
Przeszło dziesięć lat temu Sąd Najwyższy dosłownie zmiótł zapisy prawne pięćdziesięciu Stanów, chroniące życie nienarodzonych dzieci. Aborcja na życzenie odbiera obecnie życie półtora milionom nienarodzonych dzieci rocznie. Pewnego dnia prawo chroniące ludzkie życie zostanie uchwalone przez Kongres i zarówno wy, jak i ja nie możemy spocząć dopóki do tego nie dojdzie. Dopóki nikt nie dowiódł, że nienarodzone dziecko nie jest żywym człowiekiem, dopóty prawo do życia, wolności i dążenia do osiągania szczęścia musi być chronione.
Możliwe, że pamiętacie, że kiedy zaczęła się aborcja na życzenie, wielu, i – czego jestem pewien – wielu z was, ostrzegało, że taka praktyka doprowadzi do umniejszenia szacunku dla ludzkiego życia i, że filozoficzne przesłanki usprawiedliwiające aborcję na życzenie zostaną ostatecznie użyte do usprawiedliwiania innych rodzajów ataku na świętość ludzkiego życia – do zabijania niemowląt i do eutanazji. Te ostrzeżenia potwierdziły się z całą brutalnością. Tylko w ubiegłym roku sąd zezwolił na śmierć głodową upośledzonego niemowlęcia.
Poleciłem Departamentowi Zdrowia i Usług Społecznych objaśnić wszystkim jednostkom opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych, że ustawa o rehabilitacji z 1973 roku chroni wszystkich niepełnosprawnych, włącznie z niemowlętami, przed dyskryminacją ze względu na niepełnosprawność . Następnym krokiem, jaki podjęliśmy, było ustanowienie obowiązku dla wszystkich placówek korzystających z dotacji federalnych i świadczących usługi medyczne dla niemowląt, wywieszenia w dobrze widocznym miejscu informacji, że „odmawianie żywienia i opieki nad niepełnosprawnymi niemowlętami w tej placówce jest zakazane przez prawo federalne.” Podany w informacji jest także bezpłatny i czynny 24 godziny na dobę numer telefonu, pod którym pielęgniarki i inni mogą zgłaszać wypadki pogwałcenia tego prawa, wystarczająco szybko, aby ocalić życie dzieci.
Dodatkowo, ostatni projekt przedłożony w Kongresie przez członka Izby Reprezentantów, Henry’ego Hyde’a z Illinois nie tylko zwiększa ograniczenia aborcji dokonywanych za publiczne pieniądze, ale także odnosi się do dzieciobójstwa w ogóle. Wzywam Kongres do rozpoczęcia przesłuchiwań i ustanowienia praw chroniących prawo do życia wszystkich dzieci, łącznie z upośledzonymi i niepełnosprawnymi.
Jestem pewny, że czasem bywacie zniechęceni. Zrobiliście jednak więcej niż być może sami wiecie. W Ameryce ma miejsce wielkie duchowe przebudzenie i odnowa tradycyjnych wartości, które były i są podwaliną dobroci i wielkości Ameryki.
Jedno z ostatnich badań, przeprowadzonych przez pewien waszyngtoński instytut badawczy, wykazało, że Amerykanie są znacznie bardziej religijni od innych narodów; 95 procent ankietowanych deklaruje wiarę w Boga, a zdecydowana większość przyznaje, że Dekalog odgrywa w ich życiu dużą rolę. Inne badanie pokazało, że przytłaczająca większość Amerykanów nie toleruje cudzołóstwa, seksu wśród nastolatków, pornografii, aborcji i narkotyków. Ta sama ankieta ujawniła głęboki szacunek dla więzów rodzinnych i wiary.
Uważam, że kwestie, o których tu dziś rozmawiamy, powinny zajmować priorytetowe miejsce w polityce państwa. Po raz pierwszy Kongres w sposób otwarty i poważny debatuje i zajmuje się problemami aborcji i modlitwy – i już to stanowi ogromny postęp. Powtarzam: Ameryka jest w trakcie duchowego przebudzenia i moralnej odnowy. I zgodnie z biblijną zasadą mówię dzisiaj: „Tak, pozwólmy sprawiedliwości płynąć niczym rzeka, i prawości – jak nigdy nie wysychającemu strumieniowi.”
Oczywiście, ta nowa polityczna i społeczna jednomyślność, o której mówiłem, jest w dużej mierze wynikiem pozytywnej oceny naszej historii, która pozwala nam czerpać dumę z osiągnięć i zasług naszego kraju. Ale nie wolno nam zapominać, że żaden rządowy program nie uczyni ludzi idealnymi. Wiemy, że życie na ziemi oznacza zmaganie się z tym, co filozofowie nazwaliby fenomenologią zła, a teologowie określiliby doktryną grzechu.
Jest na świecie grzech i zło, a my z nakazu Pisma Świętego i Chrystusa musimy się tym zjawiskom opierać z całą mocą. W spuściźnie naszego narodu znajduje się także pewien pokład zła, któremu musimy stawiać czoła. Chwała tej ziemi polega na zdolności do pokonywania moralnego zła naszej przeszłości. Na przykład, długotrwała walka przedstawicieli mniejszości o równouprawnienie, niegdyś źródło niezgody i wojny domowej, jest obecnie powodem do dumy dla wszystkich Amerykanów. Nie wolno nam nigdy zawrócić z tej drogi. Nie ma w naszym kraju miejsca dla rasizmu, antysemityzmu, ani innych przejawów etnicznej czy rasowej nienawiści.
Wiem, że jesteście przerażeni, tak ja jestem, odrodzeniem się pewnych środowisk nienawiści, głoszących bigoterię i uprzedzenia. Używajcie donośnego głosu z waszych kazalnic i silnej pozycji waszych kościołów dla potępiania i wykluczania tych ośrodków nienawiści spośród nas. Dane nam przykazanie jest jasne i proste: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego!”
Jednak niezależnie od smutnych zdarzeń, jakie zachodziły w przeszłości, każdy obiektywny obserwator oceni naszą historię pozytywnie, jako historię będącą ciągiem wypełniających się nadziei i urzeczywistniających się snów. Szczególnie w tym wieku Ameryka niesie światło wolności, i to nie tylko dla nas, ale i dla milionów ludzi na całym świecie.
Dochodzę tu do ostatniego dzisiaj punktu: Podczas mej pierwszej prezydenckiej konferencji prasowej, odpowiadając na pytania, zwracałem uwagę, że autentyczni marksiści-leniniści, sowieccy przywódcy, otwarcie i publicznie przyznawali, iż jedyną uznawaną przez nich moralnością jest taka moralność, która popchnie do przodu ich sprawę, czyli – ogólnoświatową rewolucję. Sądzę, że powinienem zaznaczyć, iż przytoczyłem wówczas cytat z Lenina, ich duchowego przywódcy, który w 1920 roku powiedział, że odrzucają oni wszelką moralność wywodzącą się z idei nadprzyrodzonych – tak określają religię – albo idei niemieszczących się w koncepcji klasowej. Moralność jest całkowicie podporządkowana sprawie walki klas. A moralne jest wszystko, co niezbędne dla unicestwienia starego społecznego porządku wyzysku i dla zjednoczenia proletariatu.
Uważam, że niedostrzeganie tego podstawowego aspektu sowieckiej doktryny wpłynęło na niechęć do właściwego postrzegania sił totalitarnych. Mieliśmy do czynienia z tym zjawiskiem w latach trzydziestych, a często widzimy je również i teraz.
Nie oznacza to, że powinniśmy się odgradzać i nie poszukiwać porozumienia. Zamierzam robić wszystko, co w mojej mocy, aby przekonać ich do pokojowego zażegnania kryzysu, przypomnieć im, że to Zachód zaniechał użycia monopolu nuklearnego w latach czterdziestych i pięćdziesiątych dla zdobyczy terytorialnych, a teraz proponuje pięćdziesięcioprocentowe ograniczenie zasobów pocisków balistycznych, oraz likwidację całego potencjału lądowej broni atomowej średniego zasięgu.
Równocześnie jednak musimy im uświadomić, że nigdy nie zrezygnujemy z naszych zasad i standardów. Nigdy nie oddamy naszej wolności. Nigdy nie porzucimy naszej wiary w Boga. I nigdy nie zaprzestaniemy budowania prawdziwego pokoju. Ale nie zabezpieczymy żadnej z wartości, przy których obstaje Ameryka poprzez tak zwane zamrożenie nuklearne, przez niektórych proponowane.
Prawda jest ta, że takie zamrożenie byłoby teraz niebezpiecznym fałszem, ponieważ stanowiłoby jedynie złudzenie pokoju. Rzeczywistość wymaga od nas osiągnięcia pokoju poprzez siłę.
Zgodziłbym się na zamrożenie, gdybyśmy tylko mogli zamrozić globalne zapędy Sowietów. Zamrożenie przy obecnym stanie uzbrojenia usunęłoby wszelką motywację dla Sowietów do prowadzenia poważnych negocjacji w Genewie i praktycznie zaprzepaściłoby nasze szanse na osiągnięcie istotnej redukcji uzbrojenia, jaką zaproponowaliśmy. Zamiast tego, dzięki zamrożeniu, osiągnęliby oni własne cele .
Zamrożenie wynagrodziłoby Związek Sowiecki za jego ogromne, niezrównane zbrojenia. Uniemożliwiłoby zasadniczą i od dawna zaległą modernizację systemów obronnych Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, a także spowodowałoby rosnące zagrożenie dla naszych starzejących się sił. Jednak uczciwe zawieszenie broni wymagałoby wyprzedzających, szczegółowych negocjacji umowy na temat systemów i wielkości, które miałyby ulec ograniczeniu, jak również określenia środków zapewniających skuteczną weryfikację i stosowanie się do warunków umowy. Tymczasem rodzaj zamrożenia, jaki nam został zaproponowany, praktycznie uniemożliwiałby jakąkolwiek weryfikację. Odwróciłby on nas zupełnie od kierunku naszych bieżących negocjacji mających na celu zasadnicze redukcje uzbrojenia.
Wiele lat temu słyszałem młodego ojca, wybitnego w świecie rozrywki młodego człowieka, przemawiającego do ogromnego zgromadzenia w Kalifornii. Było to w okresie Zimnej Wojny, gdy sprawy komunizmu i naszego sposobu życia silnie zaprzątały ludzkie umysły. I na ten temat przemawiał. Nagle jednak usłyszałem go mówiącego: „Kocham moje małe dziewczynki ponad wszystko…”
I powiedziałem do siebie: „O nie. Nie wolno ci, nie mów tego.”
Ale nie doceniłem go, bo kontynuował: „..lecz wolałbym raczej widzieć je teraz umierające, ale wciąż wierzące w Boga, niż pozwolić im dorosnąć w komunizmie i umrzeć pewnego dnia, już bez wiary w Boga.”
W tłumie znajdowały się tysiące młodych ludzi, którzy powstali i wznosili okrzyki radości. Od razu uznali głęboką prawdę tkwiącą w tym, co usłyszeli odnośnie materii i duszy, i tego co naprawdę ważne.
Tak, módlmy się o ocalenie wszystkich tych, którzy żyją w ciemnościach totalitaryzmu – módlmy się, aby odkryli radość bliskości Boga. Ale zanim to nastąpi, miejmy świadomość, że ci, co głoszą supremację państwa, oznajmiają jego omnipotencję nad człowiekiem i przewidują swoją ostateczną dominację nad wszystkimi narodami świata, stanowią kwintesencję zła współczesnego świata.
C. S. Lewis napisał w swoich niezapomnianych „Listach starego diabła do młodego” [ang. Screwtape Letters]: „Największe zło nie jest obecnie dokonywane w tych ponurych norach zbrodni, które lubił przedstawiać Dickens. Nie jest nawet dokonywane w obozach koncentracyjnych czy obozach pracy. W nich widoczny jest jedynie końcowy rezultat. Jego poczęcie i zarządzanie nim (wprawianie w ruch, wzmacnianie, prowadzenie i zajmowanie się detalami) następuje w czystych, wyłożonych dywanami, ogrzewanych i dobrze oświetlonych gabinetach, przez spokojnych ludzi, w białych kołnierzykach, z dobrze przyciętymi paznokciami i gładko ogolonymi policzkami, którzy nie potrzebują podnosić głosu.”
Ponieważ ci „spokojni ludzie” nie „podnoszą głosu”; ponieważ czasami mówią kojącym głosem o braterstwie i pokoju; ponieważ, podobnie jak inni dyktatorzy przed nimi, wysuwają swoje „ostatnie terytorialne żądanie,” niektórzy chcieliby, abyśmy ich zaakceptowali i dostosowali się do ich agresywnych zapędów. Jednak jeżeli historia uczy nas czegokolwiek, to uczy nas na pewno tego, że naiwna polityka ustępstw, czy też życzeniowe myślenie na temat przeciwników, jest szaleństwem. Oznacza zdradę naszej przeszłości, trwonienie naszej wolności.
Zatem zachęcam was do głośnego zabierania głosu przeciwko tym, którzy chcieliby umiejscowić Stany Zjednoczone w położeniu militarnej i moralnej niższości. Wiecie, zawsze uważałem i uważam, że stary diabeł zachował swoją najsilniejszą broń przeciwko wam, ludziom Kościoła. Więc uczulam was, abyście, w dyskusjach na temat propozycji nuklearnego zamrożenia, byli świadomi pokusy pychy – pokusy beztroskiego stawiania siebie ponad to wszystko i obarczania równą winą obie strony konfliktu, ignorowania faktów historycznych i agresywnych postaw imperium zła, nazywania wyścigu zbrojeń po prostu gigantycznym nieporozumieniem, a tym samym usuwania siebie z pola walki między słusznym a niesłusznym, miedzy dobrem a złem.
Proszę was, abyście dali odpór próbom tych, którzy chcieliby abyście wycofali swe poparcie dla naszych starań, starań naszej administracji, ku zachowaniu Ameryki silnej i wolnej, w czasie gdy negocjujemy wprowadzenie rzeczywistych i sprawdzalnych redukcji światowych arsenałów broni atomowej, a pewnego dnia, z pomocą Boga – ich całkowitą eliminację.
Chociaż militarna siła Ameryki jest ważna, zaznaczę w tym miejscu, iż zawsze uważałem, że o rozstrzygnięciu trwającego obecnie światowego konfliktu, nie będą decydować bomby i rakiety, czy armie i potęgi militarne. Prawdziwy kryzys przed którym teraz stoimy ma charakter duchowy, i w zasadzie – jest próbą moralności i wiary.
Whittaker Chambers, człowiek, którego religijne nawrócenie uczyniło z niego świadka jednego ze straszniejszych wydarzeń naszych czasów, sprawy Hiss’a-Chambers’a, napisał, że stopień kryzysu świata zachodniego jest równy stopniowi, w jakim zachód jest obojętny wobec Boga, stopniowi, w jakim zachód współpracuje z komunizmem w dziedzinie uniezależniania człowieka od Boga. Następnie zauważył, że marksizm-leninizm jest w istocie drugą najstarszą religią, zapoczątkowaną w Ogrodach Edenu słowami kusiciela: „Będziecie jako bogowie.” [z Biblii Gdańskiej – przyp. tłum]
Dodał, że ludzie zachodu mogą oprzeć się tej pokusie, „ale tylko pod warunkiem, że ich wiara w Boga i wolność od Niego pochodzącą, będzie tak wielka, jak wielka jest wiara komunistów w Człowieka.”
Wierzę, że podejmiemy to wyzwanie. Wierzę, że komunizm jest tylko kolejnym smutnym i dziwacznym rozdziałem w historii ludzkości, którego ostatnie karty zapisywane są być może właśnie teraz. Wierzę w to, ponieważ źródło naszych sił w wyprawie po wolność człowieka ma charakter nie materialny, lecz duchowy. A ponieważ źródło to nie ma ograniczeń, to musi zatrważać i ostatecznie zatriumfować nad tymi, którzy chcieliby zniewolić swoich bliźnich. Według słów Izajasza: „On dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego… Lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą.” [z Biblii Tysiąclecia – przyp. tłum.]
Tak, zmieniajcie świat. Jeden z naszych Ojców Założycieli, Thomas Paine powiedział: „Leży w naszej mocy rozpoczęcie świata na nowo.” Działając wspólnie, możemy dokonać tego, czego żaden Kościół w pojedynkę zdziałać nie zdoła.
Niech was Bóg błogosławi, bardzo wam dziękuję.
Ronald Reagan
(publikacja na SP – 14 czerwca 2004)
Tłumaczenie z angielskiego: Sławomir Jaskólski
Redakcja: Jan Michał Małek
Copyright for the Polish translation: Jan Michał Małek
Tytuł artykułu pochodzi od redakcji SP