Pierwsze spisy ludności pojawić się miały już w starożytnym Egipcie (IV wiek p.n.e.) i Chinach (II wiek p.n.e.). Regularnie spisy ludności, zwane cenzusami, odbywały się w starożytnym Rzymie. Od XVIII wieku wiele państw zaczęło przeprowadzać regularne spisy. Pierwszy przeprowadzono w Szwecji (1749 r.) i powtarzano go co 5 lat. W USA po raz pierwszy spis powszechny przeprowadzono w 1790 r. i powtarzano co 10 lat. W Polsce pierwszy spis ludności odbył się w 1789 r. (imienny w 1790 r.). Po raz kolejny Polacy zakosztują tego szczęścia w 2011 r.
Celem pierwszych spisów powszechnych najczęściej było ustalenie wysokości podatków tudzież określenie liczby osób zdolnych do służby wojskowej. Obecnie spisy powszechne, jak podaje GUS, wykorzystywane bezpośrednio dla potrzeb statystyki publicznej jako baza do budowy operatów losowania do dalszych badań reprezentacyjnych prowadzonych na próbie gospodarstw domowych. Ale to nie wszystko. Jerzy Zdzisław Holzer (Demografia, Warszawa 1999, s. 39 i nast.) podaje, że celem spisów powszechnych jest dostarczenie danych „dla potrzeb działalności państw”, polegającej na „analizowaniu procesów gospodarczych i prowadzeniu polityki ekonomicznej”. I tu zaczyna się robić ciekawe, gdyż tenże sam autor zaznacza, że dane, uzyskane w ramach zeznań indywidualnych nie mogą być udostępniane ani władzom publicznym, ani instytucjom, osobom prywatnym w innym celu niż do zestawień statystycznych. Ciekawe, prawda? W końcu ponoć mamy gospodarkę rynkową, więc o jakiej „polityce ekonomicznej” tu mowa?
Kolejna sprawa, to zakres zagadnień badanych w ramach spisu powszechnego ludności i mieszkań. Zbiurokratyzowanie życia wraz z rozwojem informatyki i komputeryzacji stawia pod znakiem zapytania potrzebę zadawania większości pytań. Dane osobowe (imię, nazwisko, płeć, wiek, PESEL, NIP, Regon, stan cywilny, dzieci, adres zamieszkania, przynależność etniczna, imiona i nazwiska rodziców, narodowość, obywatelstwo, data zawarcia lub rozwiązania związku małżeńskiego, staż małżeński, dane o niezdolności do pracy) biurokracja ma do swojej dyspozycji na każde życzenie. W końcu gromadzeniem tych danych zajmują się Urzędy Stanu Cywilnego, GUS i ZUS. W Urzędach Skarbowych, ZUS, KRUS i KRS można bez trudu znaleźć dane o zatrudnieniu i źródłach utrzymania każdego z osobna, a zestawiając uzyskane dane – o migracjach ludności. Podobnie zresztą jest z poziomem wykształcenia – jakoś nie wierzę, że nie ma poświęconej temu żadnej bazy danych w MEN czy Ministerstwie Szkolnictwa Wyższego, co jakiś czas informujących o poziomie wykształcenia Polaków. Nie inaczej jest w przypadku nieruchomości (Wydziały Ksiąg Wieczystych) oraz samochodów (Wydziały Transportu urzędów administracji terenowej). Adresy e – mail tudzież numery telefonów w ramach ustawy o retencji danych też można zdobyć. Warto wreszcie pamiętać, że udzielanie rachmistrzom spisowym rzetelnych, wyczerpujących i zgodnych z prawdą informacji jest obowiązkiem prawnie uregulowanym. Oznacza to, że jakoś te dane są weryfikowane.
Wychodzi na to, że właściwym celem spisów powszechnych jest uzyskanie informacji, do których urzędy normalnie nie mają dostępu. To przede wszystkim infiltracja rodziny – kto jest głową i jak kształtuje się gospodarstwo domowe, jak również pytania o wyznanie, będące podobno sprawą osobistą każdego człowieka. Tylko konia z rzędem temu, kto wskaże, jaki te dane mają związek z „prowadzeniem przez państwo polityki ekonomicznej”. Podobnie jak stanowisko społeczne, „stosunek do pracy” (jakby był jakiś wybór) czy sposób dojeżdżania do pracy.
Michał Nawrocki
Foto: http://novakeo.com
Taki spis może służyć także np. sprawdzeniu czy ktoś płaci haracz na państwową telewizję czy nie. Rachmistrz stwierdzi w kwestionariuszu, że odbiornik jest… Potem wrzuci się w komputer nazwisko badanego, okaże się, że gościa nie ma na liście płacących i po gościu…
Czyli deklaracje sobie, życie sobie 🙂
Amerykanie dali przykład jak się traktuje ankieterów ze spisu powszechnego:
http://www.youtube.com/watch?v=AE6QGRBHQRo
Panie Michale!
Statystyka demograficzna jest potrzebna ekonomii, ale tej planowanej! Trzeba określić:
– liczbę przyszłych emerytów
– tendencję kształtowania się bezrobocia (wskutek steglitzowskiej teorii o zapełnieniu rynku)
– liczbę miejsc w placówkach edukacyjnych
– przyszłe koszty obsługi zdrowotnej
to wszystko powyższe jest ekonomią, tyle, że centralnie planowaną i wobec tego wypowiedź profesorka od statystyki się zgadza 🙂
Panie Kamilu!
Ale przecież te dane już mają tyle, że porozrzucane po różnych urzędach.
Wystarczy tylko je zebrać w jednym miejscu, jeśli są im tak potrzebne. A swoją drogą – centralnie planowana ekonomia jakoś źle mi się kojarzy.
podejrzewam, iż powód dla zbiórki jest bardziej pragmatyczny: zebranie do kupy tych wszystkich porozrzucanych informacji kosztowałoby więcej czasu i pieniędzy niż wypuszczenie w teren na miesiąc choćby i 30 tysięcy jeleni.
Możliwe. Tylko po co w takim razie ta cała komputeryzacja urzędów, która parę złoty kosztuje? O armii urzędniczej już nie wspominając.
Comments are closed.