Imigranci
foto. pixabay.com/Mariana

Dawno, dawno temu, pan Janusz Rewiński opowiadał żarcik o tym, jak to Polacy oblegają jakąś ambasadę, na balkonie pojawia się ekscelencja ambasador, a ludzie wołają:
– Wize! Wize!!!
– Ja was też wize! – odparł i wszedł do środka.

Teraz przedsiębiorczy przykorytnicy zorientowali się, że ich robota będzie miała sens wówczas, gdy nasmarują tryby tej machiny łapówami, skoro towaru jest mało, a popyt duży.

Ale skąd ten popyt? Z kilku powodów.

Pierwszy to różnice wynagrodzeń. Kto pamięta komunę wie, że za 10$ można było przeżyć miesiąc.

Drugi, to brak ludzi do pracy. W sklepach, firmach małych i dużych i tych czynnych chwilę i tych – szczególnie – o pracy ciągłej roi się od Białorusinów, Ukraińców, Nepalczyków, Kirgizów, Hindusów, Latynosów i innych. Jak się okazuje, firmom opłaca się ich zatrudnić i zaoferować kwaterunek, byle ktoś zgodził się u nich pracować, gdyż Polaków jak na lekarstwo.

Pisał o tym, jeśli tzw. list był prawdziwy, zrzucony na pożarcie minister Wawrzyk – on wszystkim pomagał, a tu czarna niewdzięczność.

I rzeczywiście, wspierająca generalnie „demokratyczną opozycję” niejaka „Konfederacja Lewiatan” zrzeszająca moloszki i okazy mniejszych rozmiarów chwaliła się i szkoleniami i badaniami i dociekliwością w sprawie wizowania cudzoziemców, celem zatrudnienia w trybach swoich maszyn do robienia pieniędzy.

Ciśnieniu na „import” ludzi ulegał więc PiS często na rzecz biznesowych popleczników opozycji.

Jednak PiS samo, swoją polityką, też ten trend wspomagało. Windowanie pensji minimalnych, by dopompować kasę do ZUSu i wykreować się na dobrych panów, którzy rękami firm 'dają’ było łatwo.

Ale skutki do udźwignięcia będą trudne. Firmy część ludzi zwolnią, cześć porzuci pracę na rzecz rosnących zasiłków, a rosnące koszty energii, „ratowania klimatu” i koszty pracy utrącą konkurencyjność eksportową firm i tak się zabawa w dobrego wujka przez rząd dla wielu firm skończy. A nie wszędzie da się wstawić maszyny zamiast ludzi.

Na szczęście sfederalizowana kiedyś Unia o nas zadba i nam da. Oj da…

Trudno nie wspomnieć też o słoniu. Słoń ma dwie trąby. Jedną jest emigracja Polaków, masowa od 2004 roku, a drugą jest „Pie***ę, nie rodzę” – jak zechciał się zareklamować pan Seweryn Blumsztajn. Wikipedia podaje, że z jego małżeństwa jest jedno dziecko i taki wzorzec obowiązuje statystycznie w Polsce, tj. od lat oscylujemy wokół współczynnika 1.3.

No więc skoro panie nie rodzą, a panowie „p****ą”, to na smarowanych grubo „wizach bez kolejki” przyjeżdżają Nepalczycy, Kirgizi, Hindusi, Kolumbijczycy i kto tam tylko ma okazję.

To nie kryzys, to rezultat – jak mawiał Klasyk.

Ciekawe jak szybko po wyborach, „demokratyczna opozycja” udoskonali system łapówek wizowych – gdyby przypadkiem USA powierzyły jej namiestnikowanie w Polsce?

Wojciech Popiela