Jednym z bezspornych sukcesów Jarosława Gowina w czasach jego urzędowania na stanowisku ministerialnym było wdrożenie procesu uwolnienia zawodów licencjonowanych. Z ekonomicznego punktu widzenia deregulacja miała za zadanie obniżyć koszty wejścia do zawodu, przyczynić się do wzrostu konkurencyjności i w rezultacie podnieść wydajność usług.
Obawa przed uwolnieniem niektórych zawodów spowodowała, że związki zawodowe tychże grup zawodowych, których problem dotyczył, postanowiły zademonstrować swoje niezadowolenie i wyjść na ulicę. Wśród czołowych buntowników otwarcie sprzeciwiających się deregulacji znajdowali się taksówkarze. Zawód taksówkarza został objęty deregulacją już w pierwszej transzy. Proponowane zmiany w zawodzie taksówkarza wiązać się miały z całkowitym zniesieniem konieczności zdawania egzaminu z topografii miasta oraz wkuwania na blachę znajomości przepisów porządkowych i prawa pracy. Dodatkowo likwidacji ulec miały, jako alternatywne formy zdobycia licencji, staże taksówkarskie. Uwolnienie rynku taksówkarskiego stało się faktem. Aby jednak rzetelnie przeanalizować cały proces, czy bunt taksówkarzy miał jakieś racjonalne uzasadnienie, trzeba sięgnąć do danych liczbowych i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski.
Jako mieszkaniec Górnego Śląska pokusiłem się o krótką analizę sytuacji w moim rodzimym mieście. Na terenie miasta działają cztery korporacje taksówkarskie, które przynajmniej w teorii rywalizują ze sobą o klienta. W rzeczywistości wszystkie stosują te same stawki i taryfy. Blisko 75% czynnych taksówkarzy jeżdżących dla owych korporacji to emerytowani górnicy, którzy stanowią zdecydowaną, przygniatającą większość w branży. Jak nie trudno się domyślić, rynek usług taksówkarskich zdominowany przez określoną grupę, w tym przypadku emerytowanych górników, będzie środowiskiem hermetycznie zamkniętym, w którym każde odstępstwo od odgórnie przyjętych reguł karane będzie ostracyzmem biznesowym. Młodzi decydujący się pójść na taksówkę nie mają zbytniej szansy w tym zawodzie. Średnia emerytura górnicza, która gwoli ścisłości wynosi 3800zł, zniechęca napływ nowych etatowych taksówkarzy, którzy nie widzą sensu boksowania się z ludźmi, dla których świadczenie usług przez pryzmat jakości nie należy do priorytetów. Taka sytuacja zniechęca, zwłaszcza kogoś kto próbuje rozpocząć działalność gospodarczą i zaczyna od taksówki, taki komfort finansowy jakim mogą pochwalić się emerytowani górnicy, dla młodych graniczy z cudem. Nie będzie więc przesadą wyciągnięcie pierwszego wniosku, że emerytowany taksówkarz z definicji nie będzie dbał o satysfakcję klienta, a jedynie będzie podtrzymywał układ i zasady raz ustalone przez wspomniane wcześniej zrzeszenia taksówkarskie działające na terenie miasta. Zawód mocno zabetonowany dla młodych gniewnych, błędnych rycerzy próbujących swych sił na rynku.
W tej beznadziejnej sytuacji z pomocą takim osobom przychodzi właśnie deregulacja, która udrażnia zawód taksówkarza wskazując, że nie trzeba godzić się na ustalone gry korporacyjnego oligopolu. Zarzutem wysuwanym przez związki zawodowe wobec procesu deregulacyjnego jest obawa, że po liberalizacji nastąpi niekontrolowany chaos i wysyp taksówek w mieście. Załóżmy więc, że zniesienie ograniczeń rzeczywiście może zachęcić znaczną ilość osób do spróbowania swoich sił w biznesie przewoźniczym i taksówkarskim. Jakkolwiek w chwili zderegulowania branży może pojawić się nadpodaż usług taksówkarskich, co z punktu widzenia konsumenta nie jest niczym złym, to jednak tendencja ta, nawet jeśli odczuwalna dla branży, będzie chwilowa, a liczba taksówek w relatywnie krótkim czasie unormuje się. Mówiąc wprost – rynek wyczyści się sam. Jak wygląda więc sytuacja w moim mieście? Oto dane z Urzędu Miasta.
źródło: opracowanie własne, na podstawie danych z UM
Obawa lobby taksówkarskiego przed nagłym zalewem samochodów-taksówek nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Dane, które uzyskałem z UM pokazują, że na przestrzeni czternastu lat liczba taksówek nie cechowała się dużą zmiennością, nawet po wprowadzeniu pierwszej transzy deregulacji zawodowej nie zaobserwowano drastycznych zmian.
W 2000 r. w mieście zarejestrowane były 233 taksówki, natomiast w 2014 liczba ta spadła jedynie do 201. To niewielka zmiana biorąc pod uwagę kolejny istotny element – dość znaczny spadek cen kursów, a co za tym idzie także i dochodów taksówkarzy. To oczywiście kolejny zarzut taksówkarskich związków zawodowych wobec deregulacji – spadek cen i brak opłacalności prowadzenia biznesu. Rzeczywiście przykłady państw anglosaskich i skandynawskich pokazują, że liberalizacja dostępu do zawodów pociąga za sobą spadek cen świadczonych usług. Innymi słowy, zgodnie z tymi obserwacjami, uwolnienie w Polsce rynku taksówkarskiego powinno spowodować spadek cen kursów. Przeanalizujmy więc stawki kursów. W tym przypadku posłużyłem się zestawieniem kursu z rodzimego miasta do stolicy Górnego Śląska – Katowic. Ceny wyraźnie spadają po deregulacji, ale liczba taksówek spadła nieznacznie. Cena kursu spadła niemalże o połowę. Oczywiście jest tutaj mowa o kursie z miasta ościennego aglomeracji śląskiej bezpośrednio do centrum Katowic. Ten sam kurs z Katowic kosztuje znacznie drożej, wynika to oczywiście z charakteru głównego miasta regionu. Katowickie stawki są zdecydowanie wyższe od tych, które kształtują się w miastach sąsiadujących.
źródło: opracowanie własne
Ceny na wolnym rynku zaczynają ustalać się same. Blady strach padł na taksówkarzy, którzy rzeczywiście muszą wytężyć siły aby pozostać na rynku w obliczu spadających cen. Dodatkowo warto odnotować, że na śląskim rynku przewoźniczym pojawili się także inni gracze, w chwili obecnej do interesu wkraczają firmy przewoźnicze, które świadczą usługi quasi-taksówkarskie, obchodząc niejako przepisy prawne i stosując np. wynajem samochodu wraz z kierowcą. Firmy te oferują bardzo niskie ceny, dzięki czemu środowisko taksówkarskie zmuszone jest pogodzić się z procesem negocjacyjnym jaki zaczyna dyktować klient. Przed deregulacją taka negocjacja nie wchodziła w ogóle w rachubę.
Czy to dobrze? Z punktu widzenia klienta jak najbardziej. Dla taksówkarzy? Niekoniecznie. Choć jak nie trudno zauważyć dumping cenowy firm przewoźniczych nie będzie trwał wiecznie. Wożenie klientów po kosztach może trwać jedynie przez jakiś czas, przynajmniej tak długo jak założenie, że ilość kursów ważniejsze będzie od ich opłacalności. Ilością rzeczywiście można nadrobić jazdę po kosztach. Taki obrót sytuacji może zmusić zdominowaną przez emerytowanych górników branżę do kompromisu. Kompromis ten przyczyni się do zwiększenia jakości świadczonych usług i zastosowania upustów cenowych. Branża ta musi zdać sobie sprawę, że utrzymywanie arbitralnie ustalonych stawek (wspartych regulacją prawną) musi zostać zrewidowane. Jeśli miastowe korporacje nie pójdą na ustępstwa zostaną wymiecione przez konkurencję, oczywiście z korzyścią dla klientów. Taka już natura rynku, kto jej nie rozumie, nie przetrwa. Oczywiście te wnioski trudno jest odnieść do skali krajowej, niemniej jednak skłonny jestem zaryzykować twierdzenie, że w większości dużych miast w Polsce, uwolnienie zawodu taksówkarza spowodowało spadek cen. Wszystkie zarzuty i obawy braci taksówkarskiej można więc włożyć między bajki. Rzetelny i szanujący klienta taksówkarz, jeśli tylko gotów jest zrozumieć naturę rynku, nie musi obawiać się utraty zajęcia. Deregulacja jest zagrożeniem jedynie dla tych, którzy w zawodzie taksówkarza widzą przedłużenie konających układów PRL-owskiej matni i za wszelką cenę chcą je podtrzymywać.
Karol Mazur
Herr Marko – nowy nick stare brednie 🙂
Taa.. nie będzie taksówek, usług prawniczych i innych usług objętych deregulacją. Ludzie przestaną się sądzić, jeździć, podróżować, urządzać mieszkania i je sprzedawać, itp. itd., bo mając większy wybór za ODPOWIEDNIĄ cenę w ogóle nie będzie ich na to stać 🙂 Panie fuks/Marko tu nie chodzi o niską cenę tylko o odpowiednią cenę za wysokiej jakości usługi. A jak ktoś nie potrafi umyć nóg i siebie i samochodu, wali mu z gęby i jest nie miły, to wypadnie z rynku. Koniec. Dość dyktatu dobrotliwego wujcia socjalisty, który każe przepłacać za byle jakie usługi. W jaki sposób wolny rynek np. obniżył poziom życia ludziom w czasie rewolucji przemysłowej? Kiedy to dzietność, długość życia oraz poziom edukacji tak skoczył w dziejach ludzkości?
Jak Pan sobie życzy zapraszam do Korei Płn. tam będzie miał Pan jak w raju, pełna regulacja, syfne usługi za wysoką cenę (o ile w ogóle istnieją) i wujcio narodu patrzący na wszystko i wszystko regulujący. Podoba się tawariszcz? Ile płacą za taką propagandę? W Kimach czy w Stalinach przelicza Pan zarobki?
Krz chyba nie orientujesz sie w realiach zycia. taksowkarz przestanie cie wozic nie dlatego ze nie umyl zebow i nie wsiadles z tego powodu do jego taksowki, tylko dlatego ze nie zarobi na utrzymanie swojego biznesu. Ktoregos dnia nie bedzie mial na naprawe auta, na jego umycie, wymiane opon na zimowe, zaplate ZUS-u i zwykle paliwo. Odejdzie od zawodu gdyz zmusi go do tego zwykly rachunek ekonomiczny. I dlaczego kazdy romantyk kapitalizmu straszy modelem Koreii Pln? Czy byles w Koreii i znasz jej realia?
Comments are closed.