W niedawnej świerszczowej legislacji i połączonej z nią natarczywej kampanii promocyjnej nie chodzi o to, by zmusić czy nawet przekonać ogół zwykłych ludzi do jedzenia insektów, bo to jest oczywiście niemożliwe: im nachalniej będzie się podejmować podobne próby, tym bardziej ochoczo zwykły człowiek będzie się przeciwko nim jeżył.
Rzecz za to w tym, żeby dać samozadowolonym ideologicznym nowinkarzom kolejną możliwość drażnienia się z „bigotami” i „skrupulantami” poprzez ostentacyjne raczenie się insektami i wychwalanie na każdym kroku ich domniemanych spożywczych i „klimatycznych” zalet, które doceniają jedynie przedstawiciele samozwańczej awangardy postępu. W tym sensie owa legislacja i związana z nią kampania stanowią kontynuację całego szeregu podobnych wcześniejszych inicjatyw, takich jak straszenie karnymi podatkami od konsumpcji mięsa, ogłaszanie wprowadzenia do użytku kart płatniczych z „limitem węglowym”, promowanie przenoszenia wszelkiego rodzaju międzynarodowych spotkań do przestrzeni wirtualnej celem ograniczania lotów samolotem itp.
Innymi słowy, maltuzjański ekologizm, zwłaszcza przyjmujący formę „miękkiego” paternalizmu, jest przedłużeniem i uzupełnieniem neomarksizmu, czyli najskuteczniejszego istniejącego narzędzia służącego rozdmuchiwaniu ideologicznych podziałów i podsycaniu wzajemnej wrogości między wyznawcami „ducha czasu”, jego oponentami i osobami nie chcącymi mieć z podobnymi sporami nic wspólnego. Po części jest to zatem narzędzie służące wdrażaniu odwiecznej politycznej strategii pt. „dziel i rządź”, po części zaś główne źródło perwersyjnej satysfakcji dla tych, których dawno znudziło już sprawowanie kontroli społecznej w klasycznym, represyjnym kształcie.
Stąd wniosek, że opór wobec podobnych prowokacji powinno się wyrażać w sposób maksymalnie roztropny i wykalkulowany: ośmieszając, nie panikując, ostracyzując, nie wyklinając, i sprowadzając do absurdu, nie nobilitując porównaniami do orwellowskiej czy huxleyowskiej dystopii, przy jednoczesnym zachowaniu stałej czujności na wypadek, gdyby prowokatorom przyszło jednak na myśl przejście do „twardszych” form paternalizmu. Wówczas na podobne hece będzie się odpowiadało w jedyny sposób, na jaki zasługują, tym samym maksymalnie skutecznie neutralizując ich propagandowy potencjał.
Jakub Bożydar Wiśniewski
Chciałbym zauważyć, że jedząc to coś, zjadamy jego wnętrzności (jelita) oraz przyklejone do robaczka kupi jego albo inne wiiry czy bakty, które mogą nam roztegować jelita i za chwilę będzie milion ludzi którzy mają problem z jelitami „nagle”. Zauważcie że mięsko to każdą sztukę się bada, usuwa wnętrzności a tutaj ? 99% ludzi na świecie nigdy nie zjadło żywego robaczka (oprócz kilku pająków statystycznie w roku), a teraz jazda na maksa – wpierw 5%….potem 10%….potem 50%, a te poniżej 50% uznane jako kategoria E i niezdatna do sprzedaży/konsumpcji. Ten temat moim zdaniem szybko się skończy i pójdzie w niepamięć, nieważne co napiszą i zarekomendują w traktacie who w następnym roku.
Comments are closed.