Od początku wakacji bombardowani jesteśmy informacjami o bankructwach „kolejnych” biur podróży. W tym sezonie urlopowym niewypłacalność ogłosiło osiem firm. Sprawie warto przyjrzeć się na poważnie, bo histeria, jaka towarzyszy bankructwom nie jest chyba wynikiem sezonu ogórkowego w mediach, ale wydaje się mieć dużo głębsze podłoże.
Analizując branżę turystyczną zacznijmy od faktów. W Polsce od wielu lat działa około 3 tysięcy firm świadczących usługi turystyczne. W 2009 roku zarejestrowanych było 2956, w 2010 roku 3074; w ubiegłym roku 3200, w tym roku nie udało mi się znaleźć dokładnej liczby. Zakładając, że aktywnie działa 3000 firm, bankructwo ośmiu z nich oznacza, że mimo kryzysu wciąż działa na rynku 99,75 proc. firm z tej gałęzi gospodarki, a zbankrutowało 0,25 proc. Takiego wyniku inne branże mogą tylko turystyce pozazdrościć. Jaki procent firm budowlanych zbankrutowało w tym roku?
Idźmy dalej, pisząc nadal o faktach i rzeczach oczywistych. W relacjach o bankrutujących biurach powtarza się, że te firmy to oszuści, bo przecież musieli wiedzieć dużo wcześniej, że zbankrutują i celowo wyciągali pieniądze od ludzi, żeby ich oszukać, żeby ukraść te pieniądze i uciec z nimi do ciepłych krajów. Taki przekaz jest jednak fałszywy. Co bowiem robi firma, gdy pojawiają się kłopoty? Stara się z nich wykaraskać, więc w tym wypadku chce sprzedać jak najwięcej wycieczek, żeby się odbić od dna? Co innego ma zrobić, co radzą medialni eksperci gospodarczy w wypadku pojawienia się problemów?
Kolejna kwestia poruszana przy okazji informowania o bankrutujących firmach to rzekomy problem braku kontroli ze strony państwa. Jak to możliwe, że biuro upada, turyści leżą na plażach i nikt temu nie zapobiegł? Jak temu zaradzić, według zadających takie pytania? Propozycje są proste: Ministerstwo Sportu i Turystyki powinno zaostrzyć kontrole w biurach (może zarząd komisaryczny, a może po prostu wrócić do wakacji zapewnianych przez państwo?), wreszcie – co jest normą – wprowadzić nową ustawę. Tak się jednak składa, że mało która branża podlega takiej kontroli ze jak branża turystyczna. 40 (słownie: czterdzieści) różnych instytucji jest uprawnionych do kontroli tej branży. Ponadto w 2010 roku weszła w życie nowelizacja ustawy o usługach turystycznych, która zgodnie z zapotrzebowaniem społecznym zwiększyła prawa konsumenckie kosztem biur podróży.
Wreszcie, dwie opinie z ostatnich dni, które być może wyjaśnią wiele spraw. Minster Joanna Mucha, w Salonie Politycznym Trójki zapowiedziała, że „chce wprowadzić bardziej szczegółowe zapisy dotyczące funduszu gwarancyjnego”. Ma być wprowadzona dodatkowa opłata, „niezauważalna” dla klienta i wahać się od 10 zł do 10 euro. Co prawda Mucha mówi, że opłata byłaby nieobowiązkowa, ale po bankructwie kolejnych 0,01 proc. biur z pewnością pospiesznie wprowadzi się jednak obowiązek.
Druga wypowiedź to słowa samego premiera, który 27 lipca powiedział: „Powiem brutalnie: ja się dużo bardziej przejmuję losem turystów niż biur turystycznych. Biura turystyczne same w sobie to nie jest branża, od losu której zależy polska gospodarka czy losy polskiego podatnika”.
Wróćmy do bezspornych faktów: branża turystyczna wytwarza ok. 7-8 proc. PKB, daje pracę kilkudziesięciu tysiącom ludzi, dochody państwa z opodatkowania tej gałęzi wynoszą 28 miliardów złotych co przy budżecie w wysokości ok. 300 miliardów daje ok. 10 proc. wpływów budżetowych. Wypoczynek wpływa również pozytywnie na gospodarkę, gdyż wypoczęty pracownik jest wydajniejszy. Prognozy mówią zaś, że w 2020 roku turystyka będzie wytwarzać ok. 12 proc. PKB, czyli więcej niż branża motoryzacyjna, którą państwo wspiera miliardowymi dotacjami, bądź ulgami. O ile więc los polskiego podatnika nie zależy jeszcze od branży turystycznej to los polskiego budżetu, który układa premier Tusk już tak.
Podsumowując: branża turystyczna, jak każda branża, jest zróżnicowana. Są uczciwi i solidni przedsiębiorcy, których jest zdecydowana większość, ale są i złodzieje oraz oszuści, ale gdzie ich nie ma? Są też firmy, znów jak w każdej branży, które po prostu bankrutują, bo nie wytrzymują sytuacji rynkowej, źle zainwestowały, albo przeliczyły się. Cóż, samo życie. Ale jak pokazują liczby, rynek biur podróży w porównaniu do innych branż odznacza się stosunkowo niewielką ilością upadków (w ciągu ostatnich 12 lat zbankrutowało łącznie 34 biura, wliczając w to biura z tego roku), wynika więc z tego, że to solidni przedsiębiorcy.
Z przekazów medialnych wyłania się obraz zupełnie odwrotny od tego, który tu przedstawiłem. Sami jesteśmy sobie winni, że ulegamy temu bezsensownemu pędowi, że nie chce się nam poświęcić chwili na niezależną refleksję, zrewidować tego co serwują media. Przyznam, że sam uległem tej powszechnej psychozie i po urlopie, który spędziłem w Grecji, składając reklamację do biura podróży za kilka niedociągnięć, złożyłem ją raczej dla świętego spokoju, aniżeli w nadziei na odzyskanie choćby niewielkiej części zapłaconych pieniędzy. Jakież było moje zdumienie, gdy otrzymałem list, w którym biuro podróży przyznało mi rację i zgodziło się oddać 20 proc. wartości umowy. To dało mi do myślenia, że coś jest nie tak, ale przecież co szkodzi napisać, a do fizycznego odzyskania pieniędzy jeszcze daleka droga. Po przesłaniu danych potrzebnych do zwrotu owych 20 proc., po pięciu dniach na koncie widniała umówiona suma pieniędzy.
Kto zatem ulega medialnemu szumowi i np. rezygnuje z wykupienia wczasów z obawy przed bankructwem, ten sam jest sobie winien. Fakty są bowiem takie, że branża turystyczna, nawet w dobie kryzysu, radzi sobie całkiem dobrze. I nie zmienią tego nawet kolejne „głośne” bankructwa biur, o których co prawda nikt wcześniej nie słyszał, a które trafiają na pierwsze strony gazet i czołówki serwisów informacyjnych tylko w tym jednym przypadku.
Paweł Toboła-Pertkiewicz
Artykuł ukazał się pierwotnie na pch24.pl
Upadek biura podrozy – typowy aspekt „kapitalizmu” i wolnego rynku. Ludzie probuja sie lapac roznych zajec i co niektorzy ida w turystyke. Z paroma groszami w kieszeni i starym PC-tem. Potem nie wyszlo… zapobiec tej bzdurze moze tylko panstwo gospodarcze. W nim nie ma plajt, sa co najwyzej przesuniecia i likwidacje, ale to zupelnie inna bajka i klienta w takim ukladzie nic nie interesuje, bo tez go to w zaden sposob nie dotyka. Pojechal na wakacje do Grecji i jesli sie nie zakochal w miejscowej madam czy nie utopil lub zapil na smierc to wraca do domu bez paniki i koczowania na lotnisku zeby minister dal mu pozyczke na bilet powrotny i hotel.
Marko to oczywiście ignorant bez parcia na posiadanie jakiejkolwiek wiedzy w temacie, który teraz podjął.
Wszystko masz wyżej dokładnie wyjaśnione ale ty oczywiście chcesz decydować za ludzi gdzie,kiedy i jak mają jechać na wakacje w trosce o „ich dobro”.
Wiesz co? Zabij się
QQ-ku. Predzej czy pozniej obywatelu system jakiego bronisz zabije ciebie albo twoich potomkow. Tego ci nie zycze ale badz pewien, ze staniesz sie fizycznie ich ofiara. Umoslowa jestes juz od dawna.
Słuchajcie postupeerowskie gnojki które tyle wiedza o wolnym rynku że mamusia dupe podetrze a tatus da kase a reszzte zycia spedzacie na klepaniu w klawiaturke. to marko ma rację bankructwa są fikcja podobnie jak „upałości” firm cghodzi o to żeby nie wypłacić pracownikom pieniedzy. Jak uprowskie gnojki po raz oierwszy pójdziecie do jakiejkolwiek pracy i oczywiscie pracodawca wam nie zapłaci to zobaczycie jak to jest
Marko!co to jest państwo gospodarcze?A może turystyczne?hahaha.
Comments are closed.