Publikujemy artykuł autorstwa p. Macieja Bukowskiego, przesłany do naszej redakcji w ramach konkursu na tekst o kapitalizmie
Kapitalizm jest nie dość, że pojęciem nadużywanym, to jeszcze najczęściej błędnie przypisywanym. Dzisiaj kapitalistycznym nazywają każde państwo, które nie jest komunistyczne, zapominając przy tym, iż kapitalizm jest pojęciem tak samo precyzyjnym. Jest on pewnym punktem na osi założeń gospodarczych, której jeden koniec stanowi anarchokapitalizm eliminujący z życia społeczeństw państwo w stopniu całkowitym, opierając je jedynie na zasadach rynku, drugi natomiast to właśnie komunizm, który mówi o całkowitej dominacji państwa, we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego. Systemy społeczno – ekonomiczne przyjmowane przez różne kraje, to nic innego, jak gra pomiędzy tymi dwoma skrajnymi.
Każdy punkt na tej osi różni się od innego, toteż nieroztropnym i niebezpiecznym jest nadawanie im jednej nazwy. Bowiem gdy ludzie mieszają pojęcia, gubią tym samym drogę do prawdy, a to właśnie dzieje się w przypadku kapitalizmu.
System ten posiada swój punkt na owej osi, będący najbliżej strony prawej, niestety przyjęło się nim nazywać także wszystko to, co znajduje się od niego na lewo, do czasu, aż państwo nie dokona zawłaszczenia środków produkcji, wtedy to już największy nawet idiota nie odważy się posłużyć tym terminem.
Przez to, iż dzisiaj wszystkie państwa zachodu, w swojej praktyce politycznej przyjmują mieszankę różnych filozofii ekonomicznych, takiego prawdziwie kapitalistycznego wskazać nie możemy; nie sposób także nadać miano wszystkim możliwym rozwiązaniom ekonomicznym, ze względu na ich potencjalnie ogromną liczbę. Możemy natomiast dokonać rozgraniczenia pomiędzy państwami wolnorynkowymi z domieszką interwencjonizmu państwowego i socjalistycznymi z elementami wolnego rynku.
To, co wyżej zostało przedstawione jest o tyle dla nas ważne, iż panuje dzisiaj tendencja zrzucania winy za każdy wypadek w gospodarce na kapitalizm, co jest błędem przeogromnym. To tak jak mieć pretensję do zupy, o niezachowanie jej właściwości, gdy sami w niej uporczywie mieszamy i ją przyprawiamy. Nikt z tych pochopnie rzucających oskarżenia nie pali się do spojrzenia na własne ręce i felerne ich posunięcia, łatwiej przecież użyć już oklepanych argumentów o wadach wolnego rynku.
Idąc tym torem, nie mogę słuchać jak politycy Stanów Zjednoczonych, prowadząc już od ponad wieku proces odchodzenia od czystej myśli kapitalistycznej, jednocześnie w jego trakcie wszelkie potknięcia gospodarki przypisują właśnie kapitalizmowi, odrzucając przy tym definitywnie winę własnych decyzji.
Ścina mnie, gdy widzę decydentów europejskich, którzy rzucają fale krytyki wobec nieefektywności założeń wolnego rynku, kiedy wcześniej wolności tej go pozbawiają. Jest to dla nich powodem do dalszego usuwania rzekomych wad tegoż rynku, przez zwiększenie kontroli i ograniczeń.
Wszyscy zwalczają ten kapitalizm, a gdy coś się stanie, to on właśnie jest kreowany na głównego winowajcę. Pomyśleć by można, że najlepiej w ogóle według nich należałoby wymazać wszelkie ślady tego systemu z życia społeczeństw.
Takie założenie wydaje się jednak błędne, ponieważ po pierwsze już widzieliśmy takie próby, a raczej ich na tyle tragiczne konsekwencje, ażeby nikt pomysłu takiego już więcej nie dopuszczał; po drugie bogaty świat kapitalistów posiada coś, co nęci polityków… € – lobbing nie bez powodu jest powszechny na całym zachodzie; oraz po trzecie, zawsze mamy pod ręką resztki tego kapitalizmu, aby w razie turbulencji obarczyć je winą za nasze potknięcia (ileż przecież można zrzucać ją na szpiegów, terrorystów i innych bajkowych postaci?).
Prawda jest taka, iż bardzo trudno znaleźć prawdziwą przyczynę negatywnych zjawisk w gospodarce, często powodują je zdarzenia losowe z rynkiem nie mające dużo wspólnego; ponadto należy pamiętać, że wahania są integralnym i powtarzalnym elementem gospodarowania społeczeństw, którego żaden system ekonomiczny nie jest w stanie wyeliminować. Brednie filozofii Keynesizmu, które mówiły w latach 60 dwudziestego wieku, że interwencjonizm państwowy jest w stanie zapobiec wahaniom gospodarki, zostały zweryfikowane przez następne lata zapaści.
Przy cyklu koniunkturalnym, sztuką nie jest znalezienie systemu, który zapobiegnie wszelkim spadkom, ponieważ ideału nie ma, a z utopii w przeszłości wynikały same dramaty, lecz należy wprowadzać takie założenia, które będą jak najefektywniej niwelowały negatywne skutki wahania, przy jednoczesnym sprzyjaniu szybkiemu wzrostowi gospodarczemu.
Czy aby na pewno takie zadanie najlepiej spełnia interwencjonizm?; – to już zagadnienie do dalszej dyskusji.
Pewnym jest natomiast, że dzisiejszy sposób zażegnywania kryzysów stawia na szybkość.
Jak mieliśmy okazję obserwować, przy kryzysie finansowym, państwa od razu łapią się sposobów doraźnych i wypłacają olbrzymie pomoce przedsiębiorstwom, aby nie dopuścić do ich upadku i w konsekwencji nie pozwolić na między innymi zwiększenie się bezrobocia.
W przypadku wolnego rynku trwa to znacznie dłużej: nikt nie myśli tutaj o ratowaniu zagrożonych koncernów, prócz ich właścicieli, którzy muszą podjąć jakieś kroki: może to być zwolnienie części pracowników, zmniejszenie produkcji, ale także zmniejszenie cen na towary czy poprawa ich jakości. Jeżeli takiemu przedsiębiorstwu uda się przetrwać, to wyjdzie z tego kłopotu na pewno zdecydowanie silniejsze, natomiast jeżeli upadnie, to po prostu otworzy furtkę do rynku innym, którzy chętnie tę lukę załatają swoim kapitałem, swoimi pomysłami i swoimi produktami.
Warto się temu przyjrzeć bliżej, ponieważ w arsenale argumentów lewicy, jeden z nich mówi o tym, że wolny rynek jest wolny do czasu, ponieważ zaraz tworzą się wielkie monopole, które go dominują i nie dopuszczają do niego innych graczy. Dlatego też, wszystkie państwa, którym przyświeca interwencjonizm, zgodnie prowadzą walkę z owymi monopolami, np. ustanawiając prawo antytrustowe. I zauważmy tutaj hipokryzję tychże socjalistów, którzy jedną ręką monopolom grożą, a drugą w razie kryzysu, hojnie obsypują różnymi pomocami. Poza tym nie można zapominać, że najgorsze monopole, to właśnie te państwowe, ponieważ nie muszą one liczyć się ani z rynkiem ani z konsumentami.
Dla kapitalisty problem monopolu nie istnieje, ponieważ koncerny takie muszą i tak orientować się na rynek i klientów, a że mają ku temu możliwości, często zwiększają produkcje, a same produkty czynią atrakcyjniejszymi dla potencjalnych nabywców. Przykładem mogą być tu monopole w USA z XIX i początku XX wieku.
Kryzysem który tak zajmował socjalistów, kapitalista też się zbytnio nie przejmuje, ponieważ jest on dla niego po pierwsze naturalną bronią przeciw wspomnianym monopolom (zawsze najwięcej tracą ci najwięksi), a po wtóre swoistym „odświeżeniem” rynku, ponieważ powstaje miejsce dla firm nowych lub małych, które to znowu dążąc do jego zdominowania, będą zacięcie walczyć o klienta.
Naturalnie temu okresowi, w warunkach dzisiejszych gospodarek towarzyszy wiele problemów społecznych, ale gdyby rynek był faktycznie wolny i każda gałąź gospodarki byłaby faktycznie nieskrępowana, to ludzie mieliby dużo opcji przerzucenia się na wiele innych pól gospodarki, z tymi objętymi kryzysem nie związanych.
Podsumowując to, co wyżej zostało opisane, można stwierdzić, że w kategorii szybkości rozwiązywania tych problemów socjaliści są górą, ale należy zastanowić się czy ich działania jednym pomagające, nie szkodzą przy tym innym. Skądś przecież środki dla poszkodowanych należy zaczerpnąć. Poza tym nie ma tu co liczyć na pozytywne aspekty wynikające z walki firm o przetrwanie. Te argumenty pozwalają na podważenie założenia o efektywności interwencjonizmu, w tym elemencie polityki państwa.
Do tej pory, w trakcie tekstu używałem pojęcia kapitalizm, którego jednak przedtem wytłumaczyć nie raczyłem. Myślę, że najwyższy czas wykonać ten właśnie ruch.
Od razu chciałem zaznaczyć, iż nie interesują mnie encyklopedyczne definicje, ani dywagacje na temat statutu formalno prawnego, który temu systemowi towarzyszy; nie tą drogą pójdziemy. Ażeby objąć umysłem znaczenie kapitalizmu dla społeczeństw, należy na te społeczeństwa i ich historię spojrzeć szerzej i z większym rozmachem.
Świat, w którym żyjemy, cechuje się ograniczonością dóbr, człowiek natomiast paradoksalnie odznacza się tych dóbr nienasyconym pragnieniem. Zawsze pożądamy tego co jest, jak i tego co może być.
Te cechy determinowały wśród ludzkości przyjmowanie różnych rozwiązań, mających na celu rozdysponowanie istniejących dóbr, jak i organizację wytwarzania tych przyszłych. Dla tej właśnie funkcji, wiele filozoficznych umysłów podejmowało w teorii idee społeczeństwa organicznego, natomiast wiele ludów koncepcję tę urzeczywistniało w praktyce. Stąd mieliśmy społeczeństwo stanowe, gdzie szlachta była posiadaczem bogactw istniejących, a chłopstwo i później rzemieślnicy, wytwórcą tych przyszłych. Społeczeństwo hinduskie z kolei utworzyło warny, gdzie każda warstwa posiadała swoje prawa, obowiązki jak i przywileje.
Względem tej hierarchizacji, przypisywano także kwestie funkcji politycznych i religijnych, ale według mnie to te ekonomiczne dla zaistnienia i przetrwania takiego stanu rzeczy były najważniejsze.
Proszę zauważyć, jak ta praktyka historyczna perfekcyjnie upodabnia się do filozoficznych koncepcji społeczeństwa organicznego, w której każdy jego element powinien być przypisany do zadań, jakie najlepiej odpowiadają jego zdolnościom.
Niestety te założenia, choć funkcjonowały przez długi czas, były dalece niedoskonałe, ponieważ do określenia statusu wykorzystywano kryterium urodzenia, które to w żaden sposób nie było w stanie spośród ludu wyselekcjonować tych najbardziej nadających się do podejmowania poszczególnych funkcji; jednak na warunki ówczesnych gospodarek to wystarczało.
Problem zaczął się, gdy te gospodarki rozszerzały się na nowe pola, angażując w stopniu znacznym kapitał ludzki; ponadto powstawały one często z inicjatywy klas niższych, toteż nie były do końca pod kontrolą klas wyższych. I w ten sposób pojawiły się pierwsze zwiastuny kapitalizmu.
Najwcześniejszą formą kapitalizmu był kapitalizm handlowy, gdzie z możliwości swobodnego gromadzenia kapitału mogli cieszyć się kupcy. Na przełomie XV i XVI wieku, w wyniku wielkich odkryć geograficznych i idących za nimi podbojami, jesteśmy świadkami nagłej dynamizacji rozwoju tej dziedziny gospodarowania. Działo się tak dzięki zwietrzeniu w tym przez państwa europejskie szansy na bogactwo; i faktycznie początkowo taki efekt mogliśmy zaobserwować w przypadku Hiszpanii czy Holandii.
Drugą dziedziną gospodarowania, która popchnęła te zręby kapitalizmu do przodu, było rzemiosło. Rzemieślnicy z wieku na wiek byli w stanie wytwarzać coraz więcej różnorodnych produktów, których ważnym rynkiem zbytu była szlachta. W końcu stali się niezbędni i na ich bogacenie trzeba było przymknąć oko; powstała nowa warstwa, wbijająca się klinem w starą strukturę pomiędzy stan szlachecki i chłopski, posiadająca wolność i majątek, ominięta przy ty przez przywileje.
Mieszczaństwo szybko zyskiwało na sile; okazało się, że z podłych stanów wywodzić się mogą ludzie zdolni do zgromadzenia i utrzymywania bogactwa na poziomie znamienitszych rodów szlacheckich. Do tego w dobie XVII wiecznego absolutyzmu, państwa doceniać zaczęły rozwój gospodarczy, zależny od handlu, produkcji i wysokości pobieranych podatków, który pozwalał na przewagę nad innymi monarchiami. Rozpoczęli też władcy wspierać aktywnie rozwój technologiczny, który wielkimi krokami przybliżał nas do rewolucji przemysłowej.
Ale zanim dojdziemy do tego momentu, należy przyjrzeć się efektom tego początkowego kapitalizmu. Moja teza o fundamentalnym znaczeniu ekonomii w hierarchizacji społeczeństwa zdaje się znajdywać tutaj potwierdzenie, ponieważ za uwolnieniem kapitału, a raczej człowieka do tego kapitału dążącego, niechybnie nastąpiły roszczenia wobec innych dziedzin życia społecznego. Najpierw oswobodzona została funkcja ekonomiczna, a za nią upadły hierarchie funkcji religijnych i politycznych. Rewolucje burżuazyjne, a później ludowe są wynikiem tych właśnie zjawisk.
Historia wyróżnia dwa główne ośrodki wczesnego kapitalizmu – Europę i Amerykę Północną. Początkowo Stary Kontynent dzięki swojemu już ugruntowanemu poziomowi zaawansowania przodował, ale trzynaście kolonii miało jedną istotną przewagę: tam kapitalizm mógł (do czasu) rozwijać się bez ingerencji państwa, będąc opartym jedynie na wolnej inwencji ludności przybyłej. Do tego nie posiadał bagażu starych struktur społecznych: każdy przybysz zaczynając od zera, mógł dorobić się majątku i tym samym wysokiej pozycji społecznej. To wszystko wraz z dostępnymi już w tym okresie technologiami produkcji, kolokwialnie mówiąc, dało kontynentowi amerykańskiemu takiego kopa, że efekty tego widoczne są po dziś dzień.
Kapitalizm swój okres najbardziej dynamicznego rozwoju zawdzięczał rewolucji przemysłowej. Możliwość masowej produkcji, pozwoliła na zwielokrotnienie zysków, a to dało impuls do dalszego wprowadzania innowacji jak i otwierania nowych rynków zbytu. Chyba nie muszę przytaczać tutaj czytelnikom znanego wszystkim argumentu, o olbrzymim skoku dobrobytu narodów tego okresu. Nie muszę chyba przypominać o rozpowszechnianiu się dóbr wcześniej luksusowych i poprawie bytowania nawet najniższych warstw hierarchii społecznej.
To wszystko zawdzięczamy temu nowemu sposobowi tworzenia społeczeństwa organicznego, gdzie różne funkcje stoją dla członków tego społeczeństwa otworem, a są przydzielane nie na zasadzie urodzenia, ale na zasadzie indywidualnych predyspozycji, które bezbłędnie weryfikuje rynek. Gdzie ludzie nie uzurpują sobie przyrodzonej wyższości nad innymi, a nawet mniej zdolni swoją pracą i uporem mogą przeskoczyć tych zdolniejszych. Gdzie nie trzeba dla wytwarzania dóbr powoływać instytucji niewolniczych, ale można mobilizować ludzi wizją majątku, dzięki czemu chętnie sami podnosić będą swoją wartość dla całego społeczeństwa.
I tym właśnie jest kapitalizm.
Nie możemy jednak patrzeć na wiek XIX i mówić o finalnej wersji tego systemu, ponieważ jak wszystko inne udoskonalał się on z czasem. Dlatego też ogromnym błędem była fala krytyki wobec kapitalizmu, która apogeum swoje osiągnęła na początku XX wieku.
Zarzucano przedsiębiorcom wyzysk robotników, pomijając przy tym to, iż we wcześniejszych systemach gospodarowania, to znaczy przy pańszczyźnie i bezpośrednio już niewolnictwie, wyzysk ten przyjmował dalece gorszy obraz. Bowiem istnienie tego grzechu wykorzystywania jednego człowieka przez drugiego jest powszechne, tym samym będzie on występował tam gdzie są ludzie, bez względu na to, jaki system ekonomiczny zapanuje; jedyne, co może tutaj ulec zmianie, to stopień nasilenia tego procederu.
Nierozsądnym i błędnym jest zatem obarczanie winą za takie zjawiska kapitalizmu, tym bardziej iż diametralnie zmniejszył on stopień tej krzywdy w stosunku do pańszczyzny, a także w trakcie swego istnienia sam tworzył dla niego bariery (np. zwiększenie się popytu na pracowników wykwalifikowanych, skutkuje różnymi ustępstwami wobec nich tj. płacowymi czy warunków pracy).
Te początkowe wady należy odnotować, ale ja sam doskonałości ze strony kapitalizmu nigdy nie oczekiwałem (jak jej nie wymagam od niczego innego na tym świecie), a już szczególnie w początkowym jego stadium. Człowiek ma jednak to do siebie, że wszystko chce udoskonalać i tak przez lata trwania kapitalizmu były ciągle podejmowane działania przez państwa jak i same przedsiębiorstwa, mające na celu zwalczanie powstałych razem z kapitalizmem problemów społecznych, a sprawiedliwie trzeba przyznać, iż dola ówczesnego robotnika masowo napływającego do miast z biednych wsi kolorowa nie była. Dlatego też od czasów Bismarcka wprowadzane były różne programy zabezpieczeń socjalnych, mających na celu tę dolę poprawić.
Nie uchroniło to jednak ludzkości od tragicznego w skutkach zwrotu w kierunku komunizmu. Dlaczego tak się stało, pomimo jaskrawo widocznych zalet kapitalizmu? Chętnych analizy psychologicznej tego zjawiska odsyłam do lektury P. Ludwiga von Misesa pt. „Mentalność Antykapitalistyczna”.
Prawda jest taka, że pseudointelektualiści tego okresu, jak każdy człowiek, potrafili dostrzec wady kapitalizmu i je krytykować, ale nie będąc wąską grupą wizjonerów, nie byli w stanie podać konstruktywnych rozwiązań. Do tego doszli niespełnieni politycznie, sfrustrowani przywódcy ideologiczni, wołający o rozdzielenie między lud dóbr klasy posiadającej oraz robotnicy, w zwykły ludzki, grzeszny sposób tych dóbr pożądający.
I tak w naszym społeczeństwie organicznym, element odpowiedzialny za posiadanie i rozdysponowywanie bogactw został ich pozbawiony, a tendencja ich uszczuplania na rzecz biedniejszych zachowała się do dzisiaj. A miały przecież w założeniu te bogactwa zostać spożytkowane na rozwój i innowację całego naszego organizmu społecznego, co miało leżeć w gestii bogatych, niestety warstwa odpowiadająca za tą funkcję jest powszechnie znienawidzona, pada ofiarą zawiści, a jej jedyną winą jest to, iż do pełnienia tego zadania ma największe predyspozycje.
Tak to kapitalizm po dziś dzień jest deformowany przez interwencje wielce altruistycznego państwa (swoją drogą budującego dzięki temu własne bogactwo i siłę), przy poklasku zazdrosnej, roszczącej sobie prawa do czyjegoś majątku natury ludzkiej.
W ten sposób dotrwał kapitalizm po różnych perypetiach do dnia dzisiejszego, abyśmy w końcu byli świadkami swoistego statusu quo pomiędzy aktywnością nigdy nienasyconego państwa opiekuńczego a względną wolnością gospodarowania obywateli. Musimy jednak dalej nazywać dzisiejsze realia kapitalistycznymi, bowiem główną cechą tego systemu, której oprócz państw komunistycznych żadne inne zabierać nie chcą, jest wolność.
Wolność w wyborze wykonywanej funkcji, wszelkie wolności polityczne i obywatelskie, wolność opinii – to wszystko pojawiało się dzięki kapitalizmowi i rozsadzeniu przez niego starych struktur społecznych.
Poza tą ogólną wolnością, kolejnym wyróżnikiem kapitalizmu, który opisuje relację kapitał prywatny – państwo, jest jego ochrona przez panujące prawo. Niestety cecha ta dzisiaj się rozmyła, ponieważ to samo prawo, które z jednej strony broni majątek przed łapami przestępcy, z drugiej zagraża mu, poprzez normowanie możliwości zaistnienia takiego samego procederu, z tym że z inicjatywy państwowej. To na pewno przekreśla czystość kapitalizmu szkodząc tym samym jego efektywności, ale nie na tyle, aby zniwelować jego ogromne zalety.
Nie byłbym obiektywny, gdybym odrzucał cały szereg występujących dziś minusów tego systemu: społeczeństwo stało się wysoce konsumpcjonistyczne, przekłada wartości materialne nad duchowe, woli żyć chwilą bieżącą zapożyczając się, niż myśleć o przyszłości. Marketing, który zamiast odpowiadać na istniejące potrzeby, nachalnie wmawia nam nowe. Wszechobecność i wszechznaczenie pieniądza toczy organizm społeczny jak choroba. Nadmierna wolność obywateli we wszystkich dziedzinach życia powoduje roszczenia wobec prawa wyboru politycznego dla całego społeczeństwa (tutaj też potrzebne są specjalne predyspozycje, które jednak nie są weryfikowane przez rynek). Tak samo jak w kwestii polityki, kwestia sztuki została oddana pod osąd ludzi nieodpowiednich dla tego zadania, nie dziw więc, że odbiorcy bez wyrafinowanego gustu wybierają bezguścia a nie dzieła sztuki…
I tak obok zalet kapitalizmu, możemy wymieniać długo jego wady, ale jak już napisałem nie szukamy systemu idealnego, ale najefektywniejszego.
Dla zgrabnego zakończenia tej pracy, warto zabawić się w futurologię i postawić pytanie: jaka może być przyszłość kapitalizmu?
Jest to zagadnienie bardzo trudne, ponieważ w czasie prosperity kapitalizmu, ani Adam Smith, ani Jeremy Bentham nie byli w stanie przewidzieć czegoś takiego jak komunizm. Ale parę możliwości możemy tutaj wydedukować.
A moje przewidywania krótkookresowe są raczej optymistyczne niż pesymistyczne.
Oczywistym jest, iż ludzie w większości na polityce i ekonomii się nie znają, więc wołać do nich o rozsądek polityczny, to jak bić głową w mur. To, z czym wiążę nadzieję, to syndrom znudzenia, który zachodzi w warunkach demokracji. Mianowicie, ludzie po jakimś czasie nudzą się funkcjonującą koncepcją, nie ważne jak rozsądnie w ich uszach brzmiącą (mowa oczywiście o społeczeństwach zachodu, Azja to już inna bajka) i szukają nowych rozwiązań. Najlepszym tego przykładem jest P. Margaret Thatcher, która pomimo bezdyskusyjnych sukcesów, w końcu od władzy została odsunięta, ponieważ mówiła i robiła to samo.
Mam nadzieję, że ludzie tak samo znużą się wszechobecną polityką interwencjonistyczną i będą wypatrywać alternatywy. Taką szansę neoliberalizm otrzymał właśnie w latach 80 -tych XX wieku, więc dlaczego nie miałoby się to powtórzyć?
Aby jednak to wykorzystać, muszą ujawnić się przywódcy, którzy będą w stanie przekonać serca rodaków i wedrzeć się w ich umysły, pokonując tym samym swoich przeciwników. Socjaliści są w tym momencie niebezpieczni, ponieważ potrafią oni krzyczeć wieloma głosami i już widzę jak przedstawiają społeczeństwu alternatywę dla samych siebie (na marginesie to właśnie zrobili w Polsce komuniści po transformacji).
Jeżeli im się uda, to zadość będzie tej pesymistycznej opcji, jeżeli natomiast my wygramy, chociażby w paru krajach, namacalny dowód na zasadność czystego kapitalizmu w postaci szybkiego wzrostu gospodarczego, musiał będzie pociągnąć za sobą inne społeczeństwa, szczególnie w dobie zaawansowanej globalizacji. Jeżeli komuniści potrafili poruszyć narody, to klasyczni liberałowie, których sobie cenię dalece bardziej, powinni być w stanie dokonać tego z efektem podobnym, jak nie większym, my bowiem nie operujemy zagadnieniami nienawiści, ale zagadnieniami wolności, szans, bogactwa i rozwoju.
Maciej Bukowski