Przeglądam katalog firmy Puritan’s Pride, produkującej m.in. witaminy, suplementy żywieniowe i kosmetyki. Natrafiam na: Natural Collagen&Placenta Night Cream, czyli naturalny krem na noc z kolagenem i… łożyskiem. Na pewno nie skorzystam. Zastanawiam się jednak, czy w ogóle kupować cokolwiek, co wyprodukowała ta firma.
Wchodzę na stronę internetową firmy. Wysyłam zapytanie, korzystając z systemu Live Chat, w którym od razu przychodzi odpowiedź. Trzeba jeszcze porozmawiać z pracownikiem departamentu, który udziela informacji na temat składników. Po dziesięciu minutach mój dylemat zostaje rozwiązany, kolagen oraz łożysko są pochodzenia zwierzęcego: bydlęcego i świńskiego.
To doświadczenie ze sprawdzaniem zawartości kremu przypomniało mi się, kiedy przeczytałam o rewelacjach aktorki-gwiazdeczki January Jones, która publicznie przyznała, że połyka kapsułki przygotowane ze sproszkowanego łożyska. Jak mówi – bo dobrze jej to robi.
Okazało się, że niektóre, podobne do niej kobiety posuwają się do czegoś jeszcze bardziej przerażającego. Oddają własne łożyska do specjalnego przygotowania, umożliwiającego jego wykorzystanie kulinarne. W międzyczasie szukają specjalnych przepisów, których w internecie jest podobno dużo. A potem przyrządzają sobie np. łożysko z brokułami na kolację. Sny po tym muszą być makabryczne.
Na szczęście, znalazła się inna dość znana autorka, Nancy Redd z New York Times blog, która przyznała, że takie doświadczenie było dla niej horrorem, więc się z niego wycofała. Jak napisała, w szkole rodzenia w Kalifornii polecano jej konsumpcję łożyska na pobudzenie laktacji, wzrost energii, a nawet przeciwko starzeniu się. Dzięki Bogu, Redd szybka zmądrzała. A co na to tak zwani eksperci i naukowcy?
Według eksperta od jedzenia łożyska (łożyskofagii, placentofagii?) dr. Marka Kristala, profesora psychologii i neurobiologii z Uniwersytetu w Buffalo, istnieje obecnie na to pewna moda, która obecna była już w latach 60. i 70. wśród członków komun. Warto dodać, że wśród ludzi skrajnie lewicowej, „woodstockowej” maści z Kalifornii, czego jednak profesor badający od 40 lat łożyskofagię nam nie precyzuje.
Interesuje go za to naukowe rozwiązanie tego problemu, aby raz na zawsze rozwiać wszelkie krążące wokół niego spekulacje. Stawia więc pytanie: czy warto jeść łożysko, niezrażony, że chyba niewielu to tak naprawdę obchodzi. Inaczej mówiąc, chce poznać potencjalne korzyści zdrowotne dla kobiet (nie tylko matek), a nawet mężczyzn, związane głównie ze zwalczaniem depresji poporodowej, niechęci czy wrogości do dziecka. Cóż, trzeba w końcu wymyślić jakiś temat, bo przecież przez 40 lat nie można pisać w kółko o tym samym. Gwiazdy z Hollywood będą mu za to na pewno wdzięczne. Może dzięki niemu zaczną spać spokojnie?
Całe szczęście z Kristalem nie jest do końca aż tak źle, bo w końcu sam przyznaje, że ludzie wszystko zrobią, a my nie powinniśmy nadawać zbytniego znaczenia różnym wyjątkom od reguły. Według niego, nie ma przecież ani solidnych ani przekonywujących badań, że jest to fenomen powszechny. Jego prace, potwierdzone zresztą przez antropologów z Uniwersytetu w Newadzie, nie znalazły dowodów na istnienie rutynowej praktyki jedzenia łożyska wśród różnych kultur.
Maggie Blott z Królewskiego Koledżu Ginekologów i Położników z Wielkiej Brytanii również przytomnie stwierdziła, że nie ma żadnych medycznych wskazań, aby ludzie zjadali łożysko dla zawartych w nich składników odżywczych, tak jak robią to niektóre ssaki. Innymi słowy, nie ma żadnego powodu, aby ludzie zachowywali się jak zwierzęta. I to jest właśnie odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie tego nie robili i nie robią ze względów biologicznych, które Kristal określił „najbardziej wyzywającym pytaniem antropologicznym”.
Natalia Dueholm
Artykuł ukazał się na www.pch24.pl