Kazik rozumie coś, co w polskiej kulturze pojmuje niewielu: PiS-u nie można krytykować patosem. Oni wywalczyli sobie na tym odcinku monopol. Tak często słyszana histeria ze strony liberalnych elit nie nazywa społecznych emocji, wręcz przeciwnie – uwypukla dystans między „autorytetami”, a ludem. Twój ból jest lepszy niż mój to utwór zupełnie innego rodzaju. Jest napisany z perspektywy prostego człowieka i właśnie dzięki temu obnaża arogancję władzy.
10 kwietnia, kiedy wszystkie cmentarze w Polsce były zamknięte z powodu restrykcji nałożonych przez rząd, Jarosław Kaczyński postanowił uczcić 10 rocznicę katastrofy smoleńskiej, odwiedzając warszawskie Powązki. Tekst Kazika to relacja z tamtych wydarzeń, w której – oprócz samego Kaczyńskiego – znajdziemy jeszcze trzy historie prostych ludzi. Staszewski nie odmawia przewodniczącemu PiS-u prawa do bólu za utraconymi bliskimi. Krytykuje natomiast za to, że wykorzystując pozycję najważniejszej osoby w państwie, nie pozwala, aby zwykli Polacy mogli odwiedzić utraconych członków swoich rodzin. To proste porównanie demaskuje charakter tamtych wydarzeń. Nie były to uroczystości państwowe, ale spełnienie prywatnej potrzeby prezesa Kaczyńskiego. „Dlaczego twój ból jest lepszy niż nasz?” – pyta lidera PiS-u Staszewski. Jednocześnie w całej piosence nie ma ani krztyny patosu. Przaśna aranżacja muzyczna z wybijającym się na czele akordeon nadaje utworowi groteski. Jak w Weselu Smarzowskiego nie ma tam histerii, są natomiast gniew i dystans.
Tekst Staszewskiego, który po długiej przerwie postanowił stworzyć kolejny solowy album, uwidocznił smutny brak. Wielu przed nim i wielu po nim będzie w bardzo mądrych lub w bardzo głupich słowach krytykować polityczną rzeczywistość. Jednak drobiazgowe analizy lub pisane z moralną wyższością felietony zupełnie nie oddają chwili. Liberałowie jak krytykowali PiS pięć lat temu, tak robią to i teraz. Argumenty i frazeologia jest taka sama. Społeczeństwo zdaje się tego już nie słyszeć. Dla normalnych ludzi fraza o „pełzającym autorytaryzmie” brzmi podobnie jak „przez osiem ostatnich lat…” Beaty Szydło.
Kazik wyłamał się z tych schematów, celnie uderzając w dwa czułe punkty rządzących. Po pierwsze, czego nie trzeba nikomu tłumaczyć, 10 kwietnia to data szczególna dla prawicy. A zarzut o prywatyzacji rocznic jest tak samo mocny jak i oczywisty. Po drugie, PiS w swojej retoryce przedstawia się jako orędownik ludowych interesów. To przecież oni zwrócili godność ludziom, dzięki dodatkowym emeryturom i pomocy materialnej dla rodziców wychowujących dzieci. A tutaj okazuje się, że ci sami ludzie są potraktowani jak osoby niższej kategorii, które – w odróżnieniu od władz – nie mogą zrobić tak prozaicznej rzeczy jak pójście na cmentarz.
W ostatnich sekundach klipu Kazik Staszewski razem z grającym w teledysku na perkusji Wojciechem Jabłonowskim (współautorem muzyki) podchodzą bardzo blisko do obiektywu kamery. Ogoleni domową maszynką patrzą na wpół ironicznie, na wpół gniewnie na Jarosława Kaczyńskiego. Myślę, że większość z nas w podobny sposób ocenia teraz polityczną rzeczywistość. A jeśli tak jest, to rządzący mają się nad czym głowić. I tutaj nie chodzi o pełzającą dyktaturę, a wręcz przeciwnie, bo jeśli to taka silna władza, to dlaczego nie potrafi zorganizować wyborów?
Kilka miesięcy temu Jan Rokita napisał dla „Teologii Politycznej” felieton, w którym spostrzegł, że spełnił się sen prawicowych inteligentów z lat 90. Chodziło wówczas o to, aby obudzić polityczny naród z letargu transformacji. Był to czas, w którym Polacy owładnięci nową rzeczywistością zbyt mało miejsca poświęcali na politykę. Rokita stwierdził, że frekwencja ostatnich wyborów parlamentarnych jest tym, o czym nawołujący do republikańskiego zrywu prawicowcy tak mocno marzyli. Teraz może się okazać, że rozpolitykowany naród, obudzony z letargu przez prawicę, zadecyduje w najbliższych wyborach na ich niekorzyść.
O polityce mówią teraz wszyscy. Każdy ma jakieś zdanie na jej temat. Zaczęły się zwolnienia, Polacy obawiają się niepewnej przyszłości. Do tego dochodzi jeszcze niepewność o charakterze politycznym – bo nie wiadomo, czy rząd się utrzyma, nie wiadomo, kiedy pójdziemy do urn, nie wiadomo w końcu, czy państwo jest nam w stanie pomóc, gdy zabraknie pracy. Mam wrażenie, że dosłownie każda okazja wykorzystywana jest do wyrażenie swojego sprzeciwu.
Dobrym przykładem jest akcja #Hot16challange2, w której raperzy (a w tej edycji już nie tylko oni) w szesnastu wersach zachęcają do wzięcia udziału w akcji charytatywnej na rzecz pracowników służby medycznej. Pezet razem z Sokołem stwierdzają, że „wygraliby te wybory nawet w masce”, co jest – jak rozumiem – ironicznym komentarzem do tego, że w obecnej sytuacji można wygrać z urzędującym prezydentem, który chyba już tylko w sondażach (podobnie jak Komorowski 5 lat temu) wydaje się mocny. Pierwszy z nich dodaje, że trzeba pomagać, byleby nie rządowi, drugi natomiast podkreśla rozjazd między propagandą rządową, a rzeczywistością, z którą borykamy się na co dzień.
Istotne wydaje się to, że zarówno Sokół, Pezet i Kazik krytykując PiS, nie uciekają w KOD-ziarską retorykę (jak pożal się Boże „poeta” Mateusz Damięcki). A to coś w kulturze nowego. Pod wpływem kilku istotnych błędów wizerunkowych obraz Prawa i Sprawiedliwości zaczyna się zmieniać. Z politycznych demonów wzbudzających lęk wśród co bardziej wrażliwych sentymentalistów, zaczynają przypominać w społecznym odbiorze ostatni rok rządów Platformy Obywatelskiej. Z gafami, politycznymi wpadkami i wszechobecnym chaosem narażają się na śmieszność. I to ona – a nie patos – mogą się okazać zabójcze. PiS powinien Kazikowi podziękować, bo takiej krytyki ich władzy w kulturze po prostu nie ma.
Konstanty Pilawa
Artykuł ukazał się na stronie Klub Jagielloński
A pan z patosem i okrągłych słowach recenzuje to wszystko 😉 i tak w kółko
Comments are closed.