Na portalu Forsal.pl czytamy…
„Komisja Europejska jest gotowa wspomóc kraje rozwijające się 15 miliardami euro rocznie na walkę ze zmianami klimatycznymi, najchętniej z unijnego budżetu, ale wciąż nie ujawnia, jak rozłożyć tę kwotę na poszczególne kraje członkowskie UE.
Komisarz ds. środowiska Stawros Dimas przedstawił w czwartek kluczowy dokument służący przygotowaniu unijnego stanowiska na konferencję klimatyczną w Kopenhadze 7-18 grudnia br. Ma tam być podpisane światowe porozumienie o redukcji emisji CO2 po roku 2012 (tzw. post-Kioto). Sukces tego spotkania zależy w dużej mierze od tego, czy – i za ile – najbiedniejsze kraje rozwijające się zechcą wesprzeć wysiłki uprzemysłowionych potęg w walce ze zmianami klimatycznymi. Unijne stanowisko ma zostać uzgodnione na październikowym szczycie w Brukseli.
Ogólne potrzeby krajów rozwijających się dotyczące proekologicznych inwestycji mają z roku na rok rosnąć, by do roku 2020 osiągnąć 100 mld euro rocznie – szacuje KE. Kraje afrykańskie grożą, że zablokują porozumienie w Kopenhadze, jeśli nie dostaną obietnicy wystarczających sum na redukcję emisji, ale także walkę z powodziami, suszami czy ograniczenie wyrębu lasów. Dlatego KE kusi je obietnicami miliardowego wsparcia.
„Musimy przerwać impas w negocjacjach kopenhaskich” – apelował Dimas. Powiedział, że w zależności od ambicji zobowiązań w Kopenhadze, bogate kraje powinny zapewnić biednym 22-50 mld euro rocznie (do 2020 r.). Z tego – wyliczył – UE powinna wziąć na siebie od 10 proc. (bo taki jest jej udział w światowych emisjach CO2) do 30 proc. (bo taki jest udział w światowym PKB), czyli od 2 do 15 mld euro. Dokładniejszych wyliczeń nie ma, bo KE chce zachować margines w negocjacjach w Kopenhadze. Ponadto udział wsparcia publicznego zależeć będzie od tego, ile inwestycji same kraje rozwijające się będą w stanie sfinansować (KE szacuje, że 20-40 proc.) oraz od dochodów z międzynarodowego systemu handlu emisjami CO2 czy opłat za emisje w transporcie lotniczym albo morskim. Im bardziej ten system będzie ambitny, tym mniejsze dodatkowe wsparcie będzie potrzebne.
Jeśli chodzi o wsparcie z pieniędzy publicznych, to KE uważa, że udział przemysłowych potęg powinien być liczony według ich zdolności do ponoszenia kosztów (ang. ability to pay) i odpowiedzialności za emisje CO2. Czyli: bogatsi i bardziej zanieczyszczający płacą więcej. Za takim samym rozwiązaniem – ogłosił w czwartek Dimas – KE opowiada się przy obliczaniu udziałów poszczególnych krajów członkowskich w unijnej składce. Komisarz nie ujawnił jednak konkretnych propozycji, w jakim stopniu byłby brany pod uwagę PKB na jednego mieszkańca, a w jakim – wysokość emisji CO2.
Polska sprzeciwia się, by unijną składkę podzielić z uwzględnieniem emisji, wysokich ze względu na węglowy charakter polskiej energetyki, bo zapłaciłaby w takim wariancie nieproporcjonalnie dużo – nawet do 12 proc. Polska utrzymuje, że przy obliczaniu składki powinien się liczyć przede wszystkim wciąż relatywnie niski w Polsce PKB na mieszkańca. Wskazuje, że ponosi koszty redukcji własnych emisji – bardzo wysokie jak na kraj na dorobku. Chce też wcześniej uzgodnić rozwiązania wewnątrz UE, gdyż obawia się, że na fali entuzjazmu rozmów w Kopenhadze zostaną podjęte zobowiązania, które potem będą nie do udźwignięcia przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej…”
Czytaj całość…
Źródło: http://forsal.pl