Włazi nam Marksizm przebrany za liberalizm. Socjaliści już dwa wieki testują różne warianty zarządzania gospodarką, w różnych skalach i kontekstach kulturowych. Uspołecznienie środków produkcji nie potwierdziło słuszności marksistowskiej tezy, że byt kształtuje świadomość. Wygrał chwilowo kompromisowy wariant wylansowany jeszcze przez Bismarka. Obrazowo ujął go tak: „krowę należy chłopu pozostawić, bo będzie o nią dbał, wystarczy tylko zawłaszczyć mleko”.
Stosunkowo niedawno uświadomiono sobie, że teoretyczne założenia marksizmu, oparte są na błędnej teorii wartości. Wartość dóbr ich zadaniem miała być wyznaczona przez ilość zakumulowanej w nich pracy ( pogląd ten podziela 90% mieszkańców ziemi; niezmiennie na transparentach strajkujący wypisują „za ciężką pracę – godna płaca”). Wystarczyło więc by administracja zbilansowała społecznie uzasadnione potrzeby a technokraci niezbędne dla ich realizacji środki, by unikając kapitalistycznego marnotrawstwa, wyznaczyć szybką ścieżkę nieprzerwanego rozwoju. Niektórzy, w rewolucyjnym amoku, planowali nawet likwidację pieniądza. Według apostołów nowej religii, można by było, wartość dodaną zawłaszczaną przez kapitalistów, sprawiedliwie podzielić na – jak to ujął p. Stanisław Michalkiewicz – kawior dla klasy robotniczej jedzony ustami jej wybitnych reprezentantów i produkcję środków produkcji. W praktyce okazało się, że bilanse wykonywane przez administrację, mimo twórczego udziału NKWD w likwidacji wszelkich przejawów dywersji, obarczone są grubymi błędami. Chcąc nie chcąc, przywrócono do łask prawo podaży i popytu w zakresie dóbr konsumpcyjnych co pociągało za sobą konieczność ustalenia cen urzędowych. Manipulacja cenami pozwalała dostosowywać wielkość konsumpcji do założonej przez planistę.
Teraz rzesza biurokratów mogła się zająć strategią przeganiania „zachodu” w ilościach produkcji na głowę mieszkańca. Gazety z lat 60-tych ubiegłego wieku, naszpikowane były informacjami na jakich odcinkach frontu produkcyjnego kapitalizm został zdeklasowany.
Dopiero w latach 80-tych dotarło do komunistów, że wyścig przebiega inną trasą., że o tempie rozwoju decyduje szybkość kumulacji kapitału i innowacyjność gospodarki oraz „coś” co do teraz nie mogą zrozumieć. Oprócz znanego mechanizmu „niewidzialnej ręki” opisanego przez Adama Smitha, który przekształca skąpca w „producenta” kredytu dla rentownych inwestycji, istnieje mechanizm wiedzy rozproszonej opisany przez F.Hayeka, który sprawia, że zespół złożony przez najlepszych specjalistów przegra z milionową masą „kombinatorów”. Zacytuję tu Hayeka „(…) dane stanowiące punkt wyjścia rachunku ekonomicznego nigdy w przypadku całego społeczeństwa nie są dane pojedynczemu umysłowi, który mógłby odkryć ich implikacje”. Stąd prosty wniosek, żaden problem gospodarczy nie może być efektywnie rozwiązany przez rząd składający się nawet z najlepszych fachowców. Wiedza ta wspierana jest przez mechanizm spontanicznego tworzenia struktur i narzędzi porządku społecznego. Język, pieniądze, reguły wymiany handlowej, etyka, prawo naturalne nie było przez nikogo zaprojektowane i ustanowione. Nasuwa się pytanie jak ta wiedza rozproszona włącza się w nieustający proces produkcji i wymiany. Nośnikiem tej wiedzy są ceny. Większość z nas dobrze rozumie rolę pieniądza jako nośnika wartości ale zapomina o jego funkcji informacyjnej. Dzięki kumulacji tej wiedzy cząstkowej w formie cen przedsiębiorcy są w stanie oszacować opłacalność inwestowania jak również zarejestrować spadek (wzrost) zainteresowania konsumentów poszczególnymi dobrami. Dlatego brak świadomości jak wielkim źródłem dezinformacji jest oddziaływanie rządu na gospodarkę, powoduje że ingerencja rządu w gospodarce nie tylko jest tolerowana przez ogół ale i oczekiwana nawet przez przedsiębiorców. Aktualne ceny nie są cenami czysto rynkowymi lecz wypadkową oddziaływań banku centralnego, rządu, reklamy i na końcu preferencji konsumentów, a więc przestały pełnić one rolę wiarygodnego źródła informacji. Jest rzeczą znamienną, że socjaliści z jednej strony propagują Darwinowską teorie ewolucji, a z drugiej zaprzeczają istnieniu naturalnych mechanizmów regulujących wolny rynek ( za poprawianie ewolucji dopiero się zabierają, prawdopodobnym efektem będzie to co widzimy w gospodarce – od katastrofy do katastrofy). Analizując wnioski które wynikają z badań antropologów staje się oczywiste że natura rzeczy toleruje ewolucyjne (choć tylko dopasowane do pozostałych elementów struktury) zmiany, natomiast nie toleruje rewolucji. Rewolucja dezintegruje to co dotychczas harmonijnie współistniało.
Międzynarodówka etatystów – w tym komuniści, socjaliści, socjaldemokraci, narodowi socjaliści (różni ich metoda a nie cel)- wycofała się chwilowo na linię wyznaczoną przez Bismarka. Okres „Reganomiki” wykorzystała na przetrawienie źródła własnych błędów. Zdołała adaptować do swoich potrzeb analizy szkoły austriackiej, tak by nie tracąc z oczu głównego celu, dokonać zmian w strategii.
Jeśli wartość dóbr wyznaczana jest subiektywnie przez każdego z nas, jako wynik zderzenia naszych potrzeb z rzadkością środków do ich zaspokojenia, to kluczem do „porządkowania” rynku jest oddziaływanie na indywidualnie kształtujące się potrzeby. Powstały dogodne ku temu narzędzia, część krypto komunistów kierując się założeniami Gramsciego opanowała większość znaczących ośrodków uniwersyteckich (Sorbona wykształciła wielu czerwonych oprychów w tym wybitnego rzezimieszka Pol Pota), Keynesiści dopracowali teorię uzasadniającą potrzebę interwencji państwa, modernizm wylansował względność klasycznego pojęcia prawdy, a wiedza o sposobach manipulacji i dezinformacji rozwijana dla potrzeb armii trafiła pod strzechy. Już nie trzeba zmuszać do noszenia mundurków, wystarczy by dyktator mody ustalił, że w tym sezonie są one trendy. Już nie trzeba wyznaczać norm wydajności, uruchamiać akcji współzawodnictwa pracy, wystarczy pobudzać wewnętrzny przymus konsumpcji dóbr wyznaczający status społeczny. Mamy tego efekty: tysiące młodych zdolnych ludzi zostaje wyciśniętych jak cytryna. Wypaleni w wieku 40 lat bez pomocy psychologów nie potrafią przetrwać, targani obsesyjnym lękiem i brakiem sensu w życiu, popadają w alkoholizm bądź narkomanię.
Usunięto ze świadomości społecznej etykę, spoiwo które od wieków kształtowało relacje między ludźmi, korygowało odtwarzaną nieustannie, pod presją bieżących potrzeb, hierarchię celów. Ten filtr etyczny zapewniał jednostce poczucie wewnętrznej integralności oraz pewności co do przyszłych swoich zachowań (punktualność, wierność, rzetelność, uczciwość itd.), jak i osób wychowanych w tej samej cywilizacji. Jednym z głównych czynników integrujących było poczucie sprawiedliwości osadzone na strukturze wyznawanych norm moralnych.
Dlatego godnym podziwu i szacunku był władca surowy ale sprawiedliwy. Natomiast władcy schlebiający tłumom ginęli z ręki tych, którzy uznali iż byli dla nich za mało łaskawi. To że ekonomia nie rozważa etycznej strony realizowanych celów, nie znaczy że w praktyce nie powinny one podlegać takiej ocenie. Z tych samych powodów inżynier nie zastanawia się do jakich zbrodniczych celów może być wykorzystane urządzenie, nad którym pracuje, przez totalitarny system. Wolny rynek to swoboda wyboru ale nie wykraczająca poza uznaną w społeczności etykę. Przez wieki kupiec, rzemieślnik podlegał surowym ocenom społeczności, a ignorowanie tych ocen powodowało społeczne wykluczenie i degradację. Konflikty na tym tle, kiedyś rozstrzygał władca, potem uznany sędzia. Rozstrzygnięcia miały być sprawiedliwe. Zapytam szanowną palestrę, kto obecnie czyni sprawiedliwość? Na pewno nie sądy. Sędziowie, po ocenie wiarygodności dowodów, orzekają w jakim stopniu oskarżony naruszył przepis prawa ustanowionego przez władzę. Nie ma znaczenia czy w rozważanym przypadku zastosowanie przepisu doprowadzi do ewidentnej niesprawiedliwości, sędzia musi wydać niesprawiedliwy wyrok. No to może sejm wydając przepisy dogłębnie rozważył skutki każdego przepisu. Wolne żarty, to co nazywamy prawem bywa eleganckim opakowaniem dla interesów aktualnie wybranej koterii, które ma chronić a czasami i wspierać. Z pojęcia sprawiedliwości wyłuskano treści. Jeszcze niektórzy są zdolni odczuwać, że dzieje się im niesprawiedliwość, więc wokół słychać lament pokrzywdzonych. W odpowiedzi słyszą cyniczne potwierdzenie, że winny jest jakiś sknocony przepis. Nikt nie jest w stanie przywrócić sprawiedliwość, wcześniej musi być zmienione prawo. Wmawia się nam, że wszelkie konflikty, zagrożenia, mają rozstrzygać przepisy prawne ( etyka to wyśmiewana przypadłość dinozaurów), a ponieważ rzeczywistość tworzy nieskończone kombinacje sytuacji, które nie sposób przewidzieć, mamy biegunkę legislacyjną w której gubi się już i sam prawodawca. Zgodnie z klasyczną logiką z dwóch sprzecznych zdań wynika dowolne zdanie, więc i wyroki zaczynają zależeć od tego jaka interpretacja wpadnie do głowy sędziemu. Tak w imię rządów prawa tworzy się bezprawie. Tak w miejsce wolnego rynku tworzy się rynek sterowany.
Jednak naturalny porządek rzeczy niepostrzeżenie wytwarza antidotum na to modernistyczne odurzenie. Tworzą się nieformalne grupy kultywujące tradycję, spektakularnym przykładem jest całkowicie autonomiczny ruch odtwarzający znaczące wydarzenia historyczne, powstał konkurencyjny do oficjalnego obieg informacji – internet ciągle jeszcze słabo nadzorowany przez państwo. Powstają ośrodki krystalizacji niezależnej myśli np.: Centrum A. Smitha, Instytut Misesa, Fundacja PAFERE. Niektórzy przedsiębiorcy sięgają pośrednio po klasyczną instytucję sędziego ustalając przy zawieraniu umowy arbitra, który sprawiedliwie rozstrzygnie ewentualne spory. Coraz więcej ludzi rozumie że pieniądze są środkiem a nie celem aktywności. A celem budującym w nas poczucie sensu i spełnienia jest twórcze działanie wynikające z autentycznej pasji.
Wojciech Czarniecki
Potrzeba w Polsce od zaraz osób pokroju Franko,Pinoczet,Salazar w jednym. Czy jest taki czy jeszcze się nie urodził??? Niejaki Jaruzelski stracił czas i możliwość dokonania pozytywnych zmian dla dobra Polaków i Polski.I za to powinien być skazany na wieczne potępienie, a nie za stan wojenny!!!To jeszcze raz pytam jest w Polsce człowiek i odważny,i mądry i na tyle mocny,że dokona prawych zmian???
Ma Pan rację, że czerwoni potrafia świetnie odwrócic kota ogonem. Np. w niedzielę odbyły sie manify niewyżytych seksualnie tzw. kobiet (cos tam ciągle o macicach krzyczały i o tym, że to ich sprawa z kim, gdzie i kiedy…), na których pojawilo sie również hasło: mamy prawo do chcianych dzieci. Jak widać nie uzywaja juz negatywnie brzmiących zbitek typu: aborcja na życzenie, czy przerywanie ciąży, ale „chciane dzieci”. Inaczej brzmi, nieprawdaż?
Comments are closed.