Jak nauczał książę Lampedusa w swej niezrównanej powieści „Gepard”, najlepszym miejscem na ukrycie liścia jest las. W sytuacji, gdy go nie ma, należy go posadzić i poczekać aż wyrośnie.
Przypomniał mi się także stary dowcip o pewnym dżentelmenie, który wchodzi do gabinetu dyrektora cyrku i mówi:
– Szanowny panie, mam tak świetny pomysł na cyrkowy numer, że podbijemy nim świat i zarobimy fortunę.
– Spadaj mi pan! Mam dobry program i nie potrzebuję żadnych nowych numerów – odparł dyrektor.
– Niech pan posłucha przez chwilę, na pewno pana przekonam – nie poddawał się mężczyzna.
– No dobrze, mów pan, ale szybko – rzucił dyrektor cyrku.
– Niech pan sobie wyobrazi cały sufit cyrku obwieszony balonami. Balonami z gównem. A na arenę wjeżdżają konie. Na każdym koniu amazonki z łukami. I amazonki zaczynają galopować w koło. Unoszą łuki. Zaczynają strzelać do balonów. Przebijają je po kolei, a całe gówno spada na dół. Na dole wszystko jest nim pokryte: widzowie w gównie, arena w gównie, orkiestra w gównie, konie w gównie, amazonki w gównie… I wtedy wchodzę ja… Cały na biało.
Jeszcze za czasów ZSRR zrodził się plan sprzedaży radzieckich węglowodorów Niemcom. W tym celu postanowiono wybudować gigantyczne jak na tamte czasy rurociągi. Władze radzieckie nie podjęłyby się takiego monumentalnego inwestycyjnego zadania bez odpowiedniej ideologiczno-propagandowej osłony gwarantującej nie tylko zbyt surowców za cenne dewizy, ale co równie ważne wsparcie trwałości biznesu. W tle było rzecz jasna trwałe uzależnienie zachodniego przemysłu od na początku taniego surowca. Aby to osiągnąć należało dokonać propagandowej dywersji i wyeliminować konkurencję. Pod ręką byli byli hipisi, którzy chętnie przyjęli ekologiczne szaty i zaczęli zwalczać energetykę jądrową oraz promować wytwarzanie energii z wiatru, słońca i krowich bździn. Blokady dostaw paliwa do elektrowni przypominały do złudzenia blokady zdesperowanych obecnie rolników. Rzecz w tym, że gdy utopia tzw. OZE miała jakiekolwiek szanse powodzenia należało zapewnić stabilność zasilania z tych – z natury niestabilnych – źródeł. Wymyślono więc rozwiązanie idealne: gdy nie świeci i nie wieje, wystarczy uruchomić gazowe turbiny, aby uzupełnić braki w energii. Gaz oczywiście pochodził z Rosji – matki wszystkich tego typu wynalazków. Przy okazji można było zarobić na dystrybucji gazu frajerom w krajach ościennych. Interes kręcił się do tego stopnia, że stare radzieckie rury puszczone po lądzie postanowiono zastąpić nowymi – po dnie morza. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że tego typu rury mają dziwną skłonność do wybuchania w dziwnych okolicznościach. I wszystko byłoby świetnie, gdyby chodziło tu tylko o prosty geszeft i zarabianie na kolejne złote klamki i muszle klozetowe w kolejnych willach „umiłowanych przywódców” rosyjskiego imperium. Byli hipisi nie próżnowali. Postanowili oni w rezultacie zmienić nie tylko Niemcy, ale i całą Europę w ekologiczną krainę szczęśliwości wprowadzając tzw. „Zielony Ład”. Niemal wszyscy pożyteczni idioci, idioci i cyganie, lubiąc być w dobrym towarzystwie, poparli te pomysły bez szemrania. Przecież nie po to pchano im w głowy nową ideologię, aby postąpili inaczej. Jakby zbuntowali się i nie poparli nowych „wydumek” za chwilę zostaliby zmienieni „na lepszy model”. I żegnajcie diety, żegnajcie synekury dla wszelkiej maści szwagrów i „bandy skowroniątek”.
Rzecz w tym, że tak zwany „Zielony Ład” doprowadzi do takiego zubożenia całej Europy, do powstania takich konfliktów, że lud tubylczy zatęskni za normalnością i sam poprosi Rosjan, aby w końcu zrobili tu porządek. A przecież wiadomo, że Rosjanie nie odmawiają proszącym ich narodom protektoratu przed rodzimymi obłąkanymi elitami. No co począć? Lud tubylczy powita nowych protektorów chlebem i solą przy przyozdobionych kwiatami bramach powitalnych jak drzewiej bywało. Referendum przyłączeniowe do wesołej i szczęśliwej rodziny neoradzieckich narodów stanie się tylko formalnością. Bo najpierw wszystko musi być tak umazane ekskrementami, żeby ktoś mógł wejść cały na biało. Ale najpierw należało posadzić las nie tylko po to, aby ukryć w nim liść, lecz także po to, aby ustawić w nim namiot cyrkowy.
Adam Kalicki